Smutek i coś do załatwienia
– Mama smutna… – powiedział Mikołaj z czułością.
– No trochę tak.
– Coś się stało?
– Nie, nic konkretnego, ale jakiś smutek mnie dopadł.
– Mama potrzebuje pogłaskania po plecach – ocenił tonem eksperta.
Potowarzyszyłam mu chwilę przy obiedzie, a potem wzięłam swoje fanty i poszłam na tradycyjne marsze. Wychodząc przypomniałam Mikołajowi o zobowiązaniu z dnia poprzedniego – czyli o tym, co i jak ma posprzątać.
Kiedy niedługo potem siedziałam w słońcu na progu CasaGallo, na telefonie wyświetliła mi się wiadomość: „jedzie coś załatwić, ale się nie martwi, pamięta, że ma posprzątać”.
Pół godziny później dotarłam do domu, a Mikołaja nadal nie było.
– Gdzie ty jesteś? – napisałam poirytowana.
– Już wraca – przyszła natychmiastowa odpowiedź.
Zaczął mi się włączać zgred – przecież miał sprzątać, a nie sobie gdzieś jeździć, najpierw zobowiązania w domu, potem u innych, ja tu mam zaraz lekcję, a on mi będzie z odkurzaczem biegał… Zrzędzenie tłukło mi się po głowie, ale na szczęście nie zdążyłam go zwerbalizować. Nie zrobiłam tego tylko dlatego, żeby nie rozpraszać Mikołaja za kierownicą…
Chwilę później wrócił i już miałam wygłosić kazanie, kiedy Toliboski wyciągnął w moją stronę bukiet równiutko przyciętych i starannie związanych łąkowych kwiatów.
Oczy mi się zaszkliły.
– To jest to, co miałeś załatwić?
– Mama była smutna.
– Ty jesteś jak drogocenny klejnot Mikołaju, wiesz o tym? Nie mogę się nadziwić, jaki piękny człowiek wyrósł na moich oczach.
Mikołaja bukiet i czuły uścisk, były najlepszym lekarstwem na wszystkie smutki.
Jak pięknie pasuje tu zdanie: że jeśli chcesz spotkać idealnego mężczyznę, to musisz go sobie urodzić. Urodzić i wychować.

Egzamin i król
– O której jedziesz jutro na TOLC?
– Pojadę wcześniej, bo będzie chaos w Ravennie.
– A co się stało?
– Przecież jutro będzie tam Carlo.
– Żartujesz? Ten Carlo? Że niby król?
– No tak! Ze swoją Camilą. Ja też myślałem, że to fake, ale mama C. mi powiedziała.
– To „fantastycznie”! Ale po co do Ravenny??
– Byli w Rzymie, teraz będą w Ravennie, robią sobie tour po Europie.
– Akurat w dniu kiedy masz test wstępny na uniwersytet, musi się tam wtarabanić król? Ależ będziesz miał kibiców!
– A mama zdaje sobie sprawę, że być może będę jedynym Nowackim z naszej rodziny, który zobaczy króla Wielkiej Brytanii?
– Co za zaszczyt!


Broda mnicha i coraz śmielsza zieleń
Spacer środowy nie był długi, bo nagle urodziło się mnóstwo spraw do załatwienia. Tak czy inaczej ten spacer był piękny, bo Apeniny teraz z każdym dniem są coraz bardziej zielone. Ta zieleń w kwietniu nakrapiana jest bielą dzikich czereśni, co tworzy scenerię jak z bajki. Znów góry robią się puchate, choć w tej swojej „miluśności” ich profil nie traci zadziorności. Zupełnie jakby Appennino miało dwie osobowości, dwie twarze.
Skończyłam moje lekcje, Mikołaj sprzątnął to, co obiecał i na koniec przygotowaliśmy sobie pyszną kolację. W naszym domu wszystko co jest „bistekkowate”, czyli na krwisto – zostawiam Mikołajowi. W czasie licznych kolacji z przyjaciółmi nauczył się przygotowywać mięso jak należy. To też niezmiennie mnie zadziwia, że te dzieciaki, kiedy umawiają się na wspólne jedzenie, często robią zakupy u rzeźnika i gotują sobie po królewsku. Nic byle jak.
Przygotował więc Mikołaj mięso, a ja szybko według wskazówek Andrei z warzywniaka ugotowałam brodę mnicha. Barba di frate to zielenina, która pojawia się o tej porze roku. Trzeba oderwać twardą część, a resztę zblanszować w osolonej wodzie i wrzucić na chwilę na patelnię z oliwą aromatyzowaną czosnkiem lub anchovies – jak kto lubi.



Dziś dopiero czwartek, ale ja mam wrażenie, jakby to już weekend się zaczynał, bo za kilka godzin dotrze mój Gość i już cieszę się na samą myśl wspólnego wojażowania.
Pogoda ma nas nieprzyzwoicie rozpieszczać!
I oczywiście wzruszam się na myśl dzisiejszego egzaminu Mikołaja. To jest abstrakcja z serii „sajens fikszyn”. Bobasy nie jeżdżą autem, nie robią żadnych TOLCów, nie przerastają matki o głowę… Kciuki mile widziane, nawet jeśli taki test to żadne „aj waj”.
PIęknego dnia <3
10 komentarzy
Trzymam kciuki za Mikołaja i za Ciebie, Kasiu!
Pozdrawiam serdecznie :):):):):)
Jakie żadne „aj waj”?! Jeden z ważniejszych testów Mikołaja, który może zadecydować o jego przyszłości więc trzymam kciuki ;).
Dziękuję:) Ten egzamin to taki test kompetencji, czy ktoś na serio ma predyspozycje na dany kierunek czy tylko gitarę zawraca.
Połamania pióra/ długopisu..!!



Kurde, wzruszyłam się Tolibiwskim, jak zawsze zresztą
Jest unikat.
Buziaki
Trzymam kciuki za Bobasa
i za wyprawę
mam nadzieję, że będą relacje na bieżąco 
Będą będą:) Może nawet z wizyty króla:)
Dobrego dnia Kasiu!
Kasiu, Wrażliwcu, masz wspaniałych synów, gratuluję Ci tego serdecznie. Są tacy bo Ty jesteś wspaniałą osobą.
Pozdrawiam serdecznie
Iwona
trzymam kciuki za pomyślnie zdany egzamin
dzieci wychowałaś idealnie – podziw na jakich wspaniałych ludzi wyrosły te 'bobasy’
Juz to kiedyś napisałam , ale powtórzę . Szczęśliwa ta dziewczyna , która kiedyś poślubi Mikołaja !