Symbol miłości
wtorek, lutego 18, 2025Było już po 18.00 - kilka minut wcześniej zaczęłam ostatnią tego dnia lekcję. W pewnym momencie z drugiego pokoju dał się słyszeć grzechot monet ze skarbonki. Mikołaj potrząsa puszką za każdym razem, kiedy potrzebuje drobnych na swoje wydatki i kiedy nie chce mnie o nie prosić. Chwilę później usłyszałam, jak wychodzi. Zdziwiłam się, że nawet nic nie powiedział, ale pomyślałam, że być może nie chciał mi przeszkadzać. Nie było potrzeby biec za nim, bo przecież wie, o której jemy kolację...
Nie minęło dużo czasu, kiedy na schodach znów rozległ się dźwięk jego kroków i zaraz otworzyły się drzwi do kuchni. Mikołaj trzymał w ręku bukiet goździków i uśmiechał się od ucha do ucha.
- Dla mojej Mamusi! - nie bacząc na to, że byłam w czasie lekcji, położył kwiaty przede mną i odcisnął mi na czole soczystego buziaka.
Najpierw się zapowietrzyłam, potem rozpłynęłam jak masło zostawione na słońcu.
- Mikołaniu... Przecież ty jesteś chodząca miłość...
Patrzyłam na pięknego, dorosłego człowieka, któremu ledwie "wczoraj" otrzepywałam ręce z piasku i śpiewałam kołysanki i pomyślałam, że taka jedna chwila jest najbardziej wzruszającym przypieczętowaniem tego, że coś mi się jednak w życiu udało...
Po lekcji przygotowałam kolację i jak każdego wieczora zasiedliśmy we dwoje do stołu. To jest zawsze nasz święty czas, nie ma nas wtedy dla nikogo. Mikołaj dojadł sałatę i zaczął podśpiewywać.
- Znów wrócił na tapetę Lucio Battisti? - zdziwiłam się.
- Tak!
Mikołaj śpiewał dalej, a ja niewiele myśląc przyłączyłam się do niego. On bardzo lubi, kiedy razem śpiewamy i nic go nie obchodzi to, że kompletnie nie mam głosu i fałszuję koncertowo.
Śpiewaliśmy tak i śpiewaliśmy, aż w końcu Mikołaj wybrał jeden z ulubionych walców i odsunął na bok krzesła. Było już po 20.00 a my w Kuchni Domu z Kamienia wirowaliśmy sobie w najlepsze, jakby to była prawdziwa sala balowa i był to zdecydowanie najpiękniejszy moment całego dnia.
- Mogę opublikować zdjęcie kwiatów? - zapytałam.
- Może.
- Jaką tu muzykę dać... - zastanawiałam się na głos.
- Jak jest sigma to niech da "Przez twe oczy zielone..."
Tu Mikołaj zaintonował pierwsze nuty, naśladując "ikoniczny" głos, przy którym nawet ja jestem Marią Callas...
- W życiu!
- Jak one się nazywają? - zapytał dotykając delikatnie płatków.
- Garofani.
- To są garofani?
- Tak.
- Jest pewna? - Wyciągnął telefon jakby nie ufał mojej botanicznej wiedzy.
- Sprawdzasz mnie?
- Rzeczywiście... Garofani. Wiedziała, że są symbolem miłości?
Idzie do nas przedsmak wiosny, w weekend ma być podobno dobre kilkanaście stopni. Jeśli więc już teraz kwitną migdałowce, fiołki i żonkile, to po takim uderzeniu ciepła nastąpi pewnie cała eksplozja rozkwitu.
Miałam dziś napisać kilka słów o nowej stronie, ale Mikołaja wejście z kwiatami rozczuliło mnie i zmieniło kierunek porannego pisania. Zostawię to na jutro. Dziś tylko przypomnę, że prace przy serwerze trwają, więc lada dzień posty pod starym adresem przestaną się ukazywać. Mam nadzieję, że nastąpi to już wkrótce, bo dubeltowe publikowanie wymaga ode mnie więcej czasu, a tego przecież teraz nie mam jeszcze bardziej niż zwykle, więc żeby wszystkiemu sprostać regularnie zarywam noce...
Pięknego dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Żadne cuda tego świata .Żadne fortuny , / no , ciut ciut byłoby ok / i wszelkie inne dobra nie zastąpią Mikołajkowej miłości ! ! marysia
OdpowiedzUsuńPięknie !!!Pozdrawiam serdecznie!!!
OdpowiedzUsuń