A po hulankach prymulki, przylaszczki i kanapa
poniedziałek, lutego 24, 2025W moim wieku znam dobrze swoje możliwości. Jestem w pełni świadoma tego, że po takich szaleństwach jak w sobotę, następnego dnia łatwo nie będzie. Oczywiście świadomość świadomością, ale rezygnować z tych moich uciech ani myślę. Poza tym może wiek niewiele ma tu do rzeczy, bo Mikołaj, który wrócił do domu pięć minut przede mną z tej samej imprezy przez całą niedzielę był w podobnej formie jak Matka...
Jeszcze rano zaraz po przebudzeniu wydaje mi się zawsze, że góry mogę przenosić, bo jestem pod wpływem euforii i końskiej dawki pozytywnej energii, którą produkuje w moim organizmie taniec, ale już koło południa przypominam króliczka ze starej reklamy baterii. Nie inaczej było wczoraj, dlatego nim dzień nabrał rozpędu, założyłam buciory i poszłam na krótki trekking.
Na twarzy czułam ciepły powiew, choć niebo osnute było ponurą szarością. Na kwiatach, których coraz więcej i więcej, dyndały jeszcze łzy sobotniego deszczu, a powietrze pachniało intensywnie jeszcze nie wiosną, ale już na pewno nie zimą. Ten trekking był najlepszym, co mogłam w niedzielę dla siebie zrobić. Nawet jeśli trasę na Castellone znam już na pamięć, to wciąż tam wracam, bo jest to najwygodniejszy i najszybszy dla mnie szlak.
Odrobina przewyższenia, piękne widoki na Marradi i Biforco, eskorta cyprysów, kamienie i mchy oraz niezastąpiona cisza, która po kilku godzinach spędzony w huczącym od muzyki pomieszczeniu jest jak balsam na głowę.
Przylaszczki! Zakwitły już pełną parą kolejne wiosenne kwiaty! Na tle pozimowej ściółki wyglądają prawie nierealnie - jakkolwiek zabrzmi to infantylnie - powiedziałabym baśniowo! Wyjście na szlak jest z każdym dniem piękniejsze. Zaraz zacznie pojawiać się coraz wyraźniejsza zieleń, w tej chwili stroi się w nią tylko dziki bez. W tych dniach ma wiać libeccio, a libeccio to niestabilność, wilgoć i inne szaleństwa. Już od następnego tygodnia natomiast mamy mieć przedsmak prawdziwej wiosny. Oby te prognozy się sprawdziły!
Za mniej niż miesiąc wiosnę będziemy mieć już oficjalnie, a od najbliższego piątku zaczną w Romanii i Toskanii-Romanii płonąć ognie dla marca...
Od obiadu do późnego popołudnia wałkoniliśmy się z Mikołajem tak bezproduktywnie, że aż mi dziś ciężko od wyrzutów sumienia. Na kanapie leżał leń, a nawet dwa... Wstyd i hańba!
Potem z trudem postawiliśmy się do pionu i jak w każdą niedzielę pojechaliśmy do Faenzy, żeby choć przez chwilę podnieść na duchu Mario i dotrzymać mu towarzystwa przy kolacji. Był słabiutki, ale bardzo ucieszył się na nasz widok. Pokazałam mu zdjęcia z poprzedniej nocy, które szczerze go ubawiły i które na koniec skomentował: "Tu non sei normale" (nie jesteś normalna).
Z ust Mario takie słowa to dla mnie komplement, bo jak mawiała babcia z mojego ulubionego filmu: normalità - che brutta parola! (normalność - jakie brzydkie słowo!)
Luty już powoli pakuje walizki. Przed nami kolejny nowy tydzień. Mam nadzieję, że przyniesie coś pozytywnego - czekam na optymistyczne wieści z Bolonii, czekam na ważnego maila z pozytywną odpowiedzią, czekam na odrobinę spokoju...
Pięknego dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze