Żadna anomalia - czyli spacer w kolorze fuksji
środa, stycznia 08, 2025Od środowego poranka wrócił mój zwykły, codzienny rytm. Rytm pełen pracy, zajęć, obowiązków, ale też rytm, który bardzo lubię, bo tak naprawdę sama go sobie stworzyłam na miarę.
Niestety często bywa też tak, że ten rytm jest okraszony górą problemów najróżniejszych i wtedy nie dość, że czasu na pisanie brak, to jeszcze głowa odmawia posłuszeństwa i nijak nie chce współpracować, żeby myśli ubrać w sensowne słowa. Takim właśnie dzień przyplątał się dziś...
Jedyną chwilą wytchnienia był dziś popołudniowy spacer, który dla mnie jest najświętszą świętością. Przy tych wszystkich problemach i kołowrotku zajęć, gdybym odmówiła sobie spaceru, to myślę, że do szaleństwa byłaby już prosta droga.
Wizja popołudniowego spaceru nabrała intensywnych kolorów tuż po zakończeniu porannych lekcji, kiedy na telefonie wyświetliła się wiadomość od Mario. Tak naprawdę był to kilkudziesięciosekundowy filmik, na którym migały łebki kwiatów San Giuseppe w kolorze soczystej fuksji, a w tle dźwięczał śmiech Mario i słowa triumfu, że oto choć raz on wyścig w poszukiwaniu kwiatów wygrał.
Zaraz nagrałam mu w odpowiedzi wiadomość głosową odgrażając się, że to niepodobieństwo, oszustwo i bezczelność, co Mario - jeszcze bardziej uradowany - skwitował jako "bardzo miłe i zabawne". Wygląda na to, że mój włoski przez te lata nasiąknął toskańskim humorem i arogancją.
Obejrzałam filmik jeszcze kilka razy i postanowiłam, że po obiedzie ruszam do mojego miejsca "pewniaka", bo jeśli fiori di San Giuseppe już są, to tam być po prostu muszą.
I co?
I były!
Głupia rzecz, drobiazg, banał, nic wielkiego, żadne halo, ale ja miałam z nich taką radość, że słów brak. Zwłaszcza w tak trudnym dniu jak dziś. Rzecz jasna zaraz podzieliłam się moim znaleziskiem z Mario, który szczerze się ucieszył. W kwestii kwiatów jest to pierwsza osoba, z którą dzielę się takimi sensacjami i pewnie jedyna, która w pełni zrozumie wywołaną nimi euforię.
Z góry uprzedzam, że nie jest to żadna anomalia. Już nie raz zdarzało się, że te kwiaty, które są dla mnie kwintesencją wczesnej toskańskiej wiosny kwitły już w styczniu. Nie oznacza to oczywiście, że zima się skończyła - od niedzieli straszą mrozem. Tak czy inaczej na pewno taki widok o tej porze roku dodaje otuchy i jeśli pogoda nie zafunduje nam żadnych wyskoków, to za miesiąc będą już kwitnąć mimozy, prymulki i być może pierwsze migdałowce.
Mam nadzieję, że to przebudzanie się natury pozwoli zachować równowagę i ocali od szaleństwa.
Dobrej nocy!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
No dobra... polubiłam późno popołudniową, mrożoną kawę :) Pozdrawiam. Hanka
OdpowiedzUsuńMnie tak samo ucieszyły wrzośce pod domem, które zakwitły fioletowo u nas na północy już pod koniec grudnia. Pozdrawiam serdecznie, Ewa
OdpowiedzUsuń