Tradycyjny trekking na zakończenie roku i noc sylwestrowa do ciemnego rana
środa, stycznia 01, 2025Wybierając cel naszego tradycyjnego, sylwestrowego trekkingu - pytanie za sto punktów: kto wymyślił taką tradycję? - postawiłam na najsilniejszego asa w moim trekkingowym rękawie. Szlak od Passo Carnevale na Lozzole i powrót do Biforco to radość, zachwyt i satysfakcja gwarantowane. Uświadomiłam sobie, że tę trasę w całości znamy tylko ja i Mikołaj, więc był to idealny moment, żeby poznali ją też pozostali, tym bardziej, że tak spektakularny pogodowo dzień aż prosił się o wybór trasy bogatej w najpiękniejsze widoki.
Szczerze mówiąc spodziewałam się wzmożonego ruchu na trasie, bo Włosi lubią wędrować i spędzać Sylwestrową noc gdzieś na szlaku, tymczasem napotkaliśmy po drodze tylko jednego rowerzystę i dopiero przy samym Lozzole garstkę piechurów z psami.
Znaczy to, że mieliśmy ten skrawek Apeninów niemal na wyłączność i te piętnaście przemaszerowanych kilometrów w ciszy było doskonałym podkładem przed planami na "po północy".
W zeszłym roku wędrowaliśmy do Acquachety we mgle i szarościach wilgoci wiszącej w powietrzu, a w tym roku nie dość, że było wściekle lazurowo, to do tego całkiem ciepło jak na ostatni dzień grudnia.
Posililiśmy się przy wiekowej świątyni i ruszyliśmy w dół do Biforco, żeby mieć jeszcze chwilę na oddech przed sylwestrowymi szaleństwami. O kolację w domu zadbało Bolońskie Dziecko. W roli głównej Ramen, który wyszedł fenomenalnie, nawet jeśli Mario, jak na prawdziwego kulinarnego konserwatystę przystało, nie wydawał się do końca przekonany.
Miałam nadzieję na chwilę drzemki przed kolacją, żeby w hulanki sylwestrowej nocy rzucić się bardziej wypoczęta, ale jak zwykle nic z tego nie wyszło. W kwestii odpoczywania mam jeszcze dużo do nauczenia się. W każdym razie te szesnaście kilometrów trekkingu nie przeszkodziło mi w tańcach do piątej rano i tańczyłabym pewnie dłużej, gdyby nie dorosły zdrowy rozsądek, który dopadł mnie nad ranem i kazał grzecznie oddalić się na spoczynek.
Nie lubię Sylwestrów, nigdy nie lubiłam, nigdy nie miałam aż tak udanej imprezy, żeby wspominać ją z rozrzewnieniem i w tę noc mieć ochotę na szukanie wrażeń. Wręcz przeciwnie - kilka było takich, że na samo ich wspomnienie wzdrygam się do tej pory. I w tym roku też pewnie zostałabym w domu i po toaście o północy poszła spać, gdyby nie moje tańce pod koniec sierpnia, a następnie przetańczony listopad.
Odkąd dowiedziałam się, że w teatrze po północy zaczyna się zabawa, obiecałam sobie, że choćby nie wiem co to właśnie w roztańczonym rytmie zacznę Nowy Rok. Za dużo niektóre rzeczy odkładałam na potem, czy też skutecznie wmawiałam sobie, że wcale nie są mi do szczęścia potrzebne.
2024 pięknie swój bieg zakończył i równie pięknie wystartował 2025. Chciałabym, aby to była dobra wróżba, a jak będzie czas pokaże.
Kto obserwuje moje social media, ten już wie, że nawet przetańczona noc i trzy godziny snu nie potrafią odebrać mi ochoty na trekkingowanie - o tym jednak już jutro!
Jeszcze raz wszystkim dobrego roku! Czas znów przyzwyczaić się do nowej daty.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Wszystkiego dobrego w nowym roku 😀. Skoro w 2025 rok weszłaś tanecznie musi to być udany rok, na pewno nie będzie idealny ale niech będzie tak dobry jak sie da. Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuń