Desperaci w poszukiwaniu kolacji
niedziela, stycznia 12, 2025Po tym jak światła zgasły w tunelu i pociąg powiózł moje Dziecko w stronę Bolonii, podreptałam do Marradi z nieco opadłymi ramionami. Przede mną rysował się wieczór bez planów. Mikołaj spontanicznie pojechał po szkole do Rimini, w międzyczasie swoje plany na wieczór zmienił chyba z pięć razy, więc poddałam się z nadążaniem za nim i ostatecznie nawet się nie widzieliśmy. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Mario.
- Masz ochotę na pizzę? - wyczuł chyba na odległość mój tymczasowy brak uśmiechu i z marszu wystrzelił z propozycją.
- Bardzo chętnie! - przystałam bez wahania. Dobra pizza wydawała mi się idealnym lekarstwem na drobne bolączki duszy.
- Ale nic nie będę rezerwować, pójdziemy tam, gdzie będzie miejsce, ok?
- Ok! O 19.00 u mnie pod domem?
Przyjechał punktualnie i kilka minut później przekroczyliśmy próg pizzerii, gdzie powitano nas pytającymi spojrzeniami "zarezerwowaliście?".
- Jest sobota! Mamy komplet!
Na pocieszenie zaproponowano nam stolik z późniejszą rezerwacją, ale ostatecznie nie skorzystaliśmy, bo jak już człowiek wychodzi zjeść na mieście, to przecież nie ma zamiaru siedzieć z zegarkiem w ręku.
Wsiedliśmy znów do auta i pojechaliśmy do pizzerii na drugim końcu miasteczka, która przecież jest większa i tam NA PEWNO miejsce będzie, o ile oczywiście nie jest zamknięta z powodu urlopu...
Była.
- I co teraz?
- Jedziemy do Palazzuolo?
- Żartujesz? Jak tu nie ma miejsc, to co dopiero Palazzuolo, jest sobota!
- Fakt. No to co powiesz na Colombaię?
- Jak dla mnie super, tylko ze skromnej pizzy robi się już "ristorante", jesteś pewien?
- Światła są, więc chyba otwarte - pocieszał Mario, kiedy Ranger terkotał w górę do najwyżej położonej restauracji w Marradi.
- Oby...
Szybko się jednak okazało, że nasze nadzieje były płonne. Niemal pusty parking nie wróżył nic dobrego i jak się chwilę później przekonaliśmy - drzwi zamknięte były na głucho.
Ogarnął nas pusty śmiech.
- Trzeba było brać ten stolik na godzinę w pizzerii, a tak to zaraz się okaże, że zostaniemy z niczym.
- Ostatecznie mam w domu zamrożoną pizzę - żartował Mario.
Zaczęliśmy wspominać jak to już kiedyś zdarzyło nam się krążyć od miejsca do miejsca i wtedy chyba sukcesem zakończyliśmy ucztując właśnie w Colombai. Wczoraj jednak nie pozostało nam nic innego jak tylko szukać szczęścia w "il Camino", w nadziei, że w ogóle będzie otwarte i że będą wolne stoliki.
Było otwarte, były stoliki. Była jagnięcina i domowe sangiovese i nawet "na dobicie" była panna al forno. Rozpusta...
Na dziś natomiast żadne kulinarne szaleństwo nie jest przewidziane, po skromnym, domowym obiedzie mamy zamiar powojażować do miejsca dawno niewidzianego. Do miejsca, którego urodę na blogu opiewałam już tysiąc razy...
Pięknego dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Jagnięcina! mniammmm. Pozdrawiam znad gulaszu wieprzowego :D Hanka
OdpowiedzUsuń