Conero i Portonovo - propozycja na styczniowy dzień
piątek, stycznia 03, 2025Zachwyciły mnie kamienie... Na Conero już same kamienie powinny być objęte patronatem UNESCO i mam nadzieję, że tak się kiedyś stanie. Tymczasem Parco Regionalne del Conero już od 2018 czeka na pozytywne rozpatrzenie prośby o włączenie do listy Światowego Dziedzictwa.
Kamienie tutaj mają przedziwne formy i zdumiewające kolory, niektóre wyglądają jak nieoszlifowane kamienie szlachetne, inne jak ciastka albo skamieniałe żyjątka. Coś nieprawdopodobnego! Zrobiłam chyba więcej zdjęć kamieni, niż samego morza. Wśród kolorów dominowały moje ulubione barwy - spopielały róż, wyblakły fiolet, gołębie szarości i oczywiście biel we wszystkich możliwych tonacjach.
Już przed świętami zdecydowałam, że w tym roku 2 stycznia zrobię sobie wolne. Stwierdziłam, że świat się nie zawali, jeśli jeszcze jeden dzień spróbuję odpocząć i nikt płakać nie będzie z powodu braku congiuntivo i zaimków. Poza tym prognozy pogody były zaskakująco łaskawe, w porównaniu do tego czym nas straszono już w zeszłym tygodniu. Całe Conero miało pławić się w słońcu i w przyjemnym - jak na styczeń - cieple.
Wybór destynacji do ostatniej chwili nie był pewny. Najpierw myślałam o Ferrarze, ale tam zapowiadano mgły, a poza tym Dziecko Bolońskie kręciło nosem na miasto, kusił trekking w Emilii, ale tam też pogoda miała być wątpliwa, Toskania została skreślona również ze względów pogodowych i tak ostatecznie padło na Conero, nawet jeśli pierwotnie nie chcieliśmy aż tak bardzo oddalać się od domu.
Zazwyczaj mówiąc o Conero przychodzą nam na myśl dwie główne miejscowości Sirolo i Numana - tłumnie oblegane przede wszystkim latem. Ja jednak lubię stawiać na miejsca bardziej "niszowe" i tak planując nasze styczniowe wojażowanie zaproponowałam Portonovo, jego jeziora i spacer szlakiem 309, gdyż samo podziwianie morza to - przynajmniej dla mnie - za mało, o wiele więcej satysfakcji daje mi zapracowanie na to podziwianie choćby najmniejszym wysiłkiem.
Zaparkowaliśmy auto na parkingu przy Lago Grande - tak jak sugerowali inni amatorzy trekkingu - i ruszyliśmy wspomnianym szlakiem, który tu właśnie bierze początek. Dalej trasa prowadzi wzdłuż jezior, wije się przez śródziemnomorski las - zielony nawet o tej porze roku, spora jej część biegnie wzdłuż plaży aż do Abbazia di Santa Maria di Portonovo i zawija pętlę przy molo. My nasze wędrowanie wydłużyliśmy aż do wyłaniającej się z morza samotnej skały nazywanej "żaglem" - La Vela. Cały ten dystans to zaledwie pięć kilometrów.
Jeziora, a raczej jeziorka są dwa - Lago Grande i Lago Profondo. Mieszają się w nich wody słone z morza i słodkie ze źródła. Znajdujące się bliżej morza Lago Grande jest bardziej słone, gdyż zasilają je wody z morza w czasie sztormów. Powstanie obydwu jezior wiąże się z powstaniem całej mini zatoczki zwanej Baia di Portonovo. W dawnych czasach w tym miejscu miało miejsce gigantyczne osuwisko - pewnie jedno z tych jakie nawiedziły moje tereny w 2023 roku i po którym także pozostało jeziorko.
To idealne miejsce dla tych, których pasjonuje birdwatching. Zatrzymują się tu najróżniejsze ptaki, inne stacjonują na stałe - czaple, kaczki, kormorany i właśnie z myślą o tych, którzy lubią je podglądać ustawiono widokową wieżyczkę.
Z ptaków i jezior największą radość miało Bolońskie Dziecko, ja nie mogłam się doczekać, by zwiedzić Abbazzię i odetchnąć morzem u stóp majestatycznego Monte Conero. Niestety wbrew temu, co wyczytałam w sieci, cały teren okalający świątynię zamknięty był na głucho. Zostało mi więc morze...
Niezwykłe, hipnotyzujące, niezmierzone. Spowite w lazurowe atłasy, ubrane w korale kamieni w moich ulubionych barwach. Morze i góry na jednym kadrze to zawsze jest doskonałe połączenie.
Doskonałość nad doskonałościami. Podjadaliśmy kanapki z naszego kamiennego stołu i snuliśmy się jak wolne elektrony, każdy w swojej ciszy szukając muszelek, kamyków, dziwiąc się i smucąc pogromem ośmiornic, których martwe zwłoki morze rozrzuciło tu i tam...
Portonovo jest doskonałym miejscem na zimowy spacer. Mogę sobie tylko wyobrazić jak bardzo przepoczwarza się w środku lata. Już kiedyś byłam na Conero - w okolicach Numany w Ferragosto i była to jedna z najgorszych, a być może nawet najgorsza włoska wyprawa, jaką mogłabym sobie wyobrazić.
2 stycznia aura była wyjątkowa, ale trzeba pamiętać, że od południa niebo przysłania tutaj masyw Conero, który sprawia, że przez kilka godzin Portonovo pozostaje nieco w cieniu, co oczywiście ani trochę nie ujmuje mu uroku, na dowód tego oprócz zdjęć zostawię filmowe migawki.
Na koniec kilka informacji praktycznych - Conero znajduje się w regionie Marche i jest uznawane za prawdziwą perłę regionu. Tutejszy krajobraz jest wielką odmianą po płaskiej Riwierze Romanii. Można tu dotrzeć nawet bez auta - połączenia kolejowe z Anconą są doskonałe, a dalej do dyspozycji są autobusy lub własne nogi - Monte Conero to raj dla tych, którzy - tak jak ja - kochają trekking.
Po tej rozpuście nastał niestety piątek i musiałam w końcu zabrać się do pracy. Powrót do uczenia ułatwiła mi dziś pogoda. Zapowiadane jej załamanie w końcu do nas dotarło, ale podobno nie będzie nam długo życia uprzykrzać i tego się trzymajmy!
Pięknego dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
No nie, do kaktusiarki trochę za duże :)) :)) Pozdrawiam. Hanka
OdpowiedzUsuńPiękne miejsce na jak najbardziej zasłużone dodatkowe wolne. U nas aktualnie załamanie pogody chociaż mnie akurat nawet odrobina śniegu bardzo cieszy. Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuń