Bardzo na serio i bez taryfy ulgowej
sobota, stycznia 18, 2025Kto mnie zna, kto uważnie czyta bloga, ten wie, że jednym z moich największych marzeń jest przejść całe Sentiero Italia. Może nie za jednym zamachem, łatwiej na pewno na raty, ale cały szlak chciałabym pokonać - od Alp na południe przez Sycylię i Sardynię - ponad 7000 kilometrów. Ulęgło się to marzenie w mojej głowie, kiedy po raz pierwszy kilka lat temu przeczytałam, że jest coś takiego jak "Sentiero Italia". Czekałam i nadal czekam z realizacją tego marzenia, aż dzieci dorosną i wyfruną z domu, co wygląda na to, że nastąpi już całkiem niedługo. Pozostanie tylko jedna banalna przeszkoda - trzeba mieć na to fundusze, a może nawet nie tyle jakieś specjalne fundusze, co sposób jak dalej pracować, żeby jednak za coś po drodze żyć.
Zacznę sobie łamać tym głowę za rok, kiedy już zrealizuję najbliższe plany i Mikołaj wyfrunie z gniazda. Oby tylko zdrowie było, resztę na pewno uda się jakoś zorganizować.
Tymczasem w czasie najbliższych miesięcy mam zamiar podarować sobie namiastkę "wielkiego szlaku" i przejść po raz pierwszy dwie długie, kilkudniowe trasy - jedna wiosną, druga wczesną jesienią. Kilka dni w drodze z plecakiem - marzenie. Próba sił i wytrzymałości. Już na samą myśl czuję przyjemne wibrowanie. Mam nadzieję, że pogoda w tym roku będzie sprzyjać i moich ambitnych planów nie pokrzyżuje.
Teraz zatem w każdej wolnej chwili drepczę, wspinam się, wchodzę, schodzę. Rankiem nie szukam wykrętów, że wcześnie, że czarny świt, tylko staram się każdego dnia choć chwilę poświęcić na ulubioną jogę. W ostatnich tygodniach tłucze mi się po głowie namolna myśl, że nie mam już czasu na odkładanie niczego na później. Oczywiście wcześniej, nawet kilka lat temu pisałam już takie mądrości - żeby żyć tu i teraz, ale czym innym jest być mocnym "w gębie", a czym innym naprawdę udowodnić sobie samej, że biorę te słowa na serio.
Po ostatnich zimnych nocach fiori di San Giuseppe zrobiły buźki w ciup. Na szczęście po śniegu w dolinie nie ma już śladu. Biel majaczy tylko w oddali, stalowo sina biel majestatu Lavane. Patrzę na nasz najwyższy szczyt z mojej dyziowej łąki. Patrzę i podziwiam. Patrzę i oddycham głęboko.
Bycie na szlaku jest dla mnie jak narkotyk. Chrzęst kamyków pod butami, gwizd wiatru w gałęziach, przestrzeń niezmierzona, po której umysł dryfuje niczym nieograniczony... Coś wspaniałego!
Pięknej soboty!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze