zagadki

Sekret pisania, królowa znów ucztuje i kwestia zagadek

sobota, grudnia 14, 2024

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

W czwartek wieczorem postanowiłam się odwdzięczyć - przynajmniej częściowo - za królewską środę i tym razem to ja zaprosiłam Mario na kolację do nas. Kiedy dojadł z apetytem scaloppine w porach i sałatkę ze świeżej kapusty, powiedział:
- To teraz ja was zapraszam na jutro - zupełnie jakby zapomniał o wcześniejszym dniu - będzie zampone... albo stinco. Co wolicie? - i nie czekając na naszą odpowiedź podsumował - albo jedno i drugie.
I tak zostało postanowione! Piątkowy wieczór był kolejnym wieczorem królowej i "małego księcia". Bardzo mi ten wieczór był potrzebny, bo na starcie, już o świcie nastrój dopadł mnie podły. Wszystko przez ten strajk generalny, przez który szlag trafił wszystkie moje plany  związane z Santa Lucia. Tylko ja jedna wiem, jak bardzo mi na tym dniu zależało... 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

W każdym razie czas wolny, który nagle się pojawił, spożytkowałam tak, jak lubię - na długi marsz oraz na pisanie. Kiedy wydreptałam te moje dziesięć kilometrów, zaległam na kanapie z kawą w moim "etruskim" kubku (do popołudniowej kawy mam osobny kubek) i odcinając się od wszystkich rozpraszaczy zabrałam się za pisanie, bo po ostatniej weryfikacji Mapy Marzeń, stwierdziłam, że niektórym w realizacji trzeba jednak trochę pomóc, a moja książka miała być przecież prezentem na święta. 

I kiedy tak pisałam i pisałam, kiedy mogłam wreszcie poświęcić na to pisanie odrobinę więcej czasu, dotarło do mnie, jak wielkim problemem jest u mnie ten nieszczęsny czas. Gdybym mogła do książki usiąść z taką intensywnością codziennie, to za tydzień byłaby skończona... 
Z czasem jest wiecznie problem!

13 piątek wystartował źle, ale jak sobie teraz myślę, to jednak przyniósł sporo dobrego, bo do tego wszystkiego, co powyżej trzeba jeszcze dodać zaproszenie od znajomej Dobrej Duszy do wspólnego zwiedzenia Korytarza Vasariego! Ucieszyłam się jak wariat - i na myśl o gronie w jakim się spotkamy i gdzie się spotkamy! Oto kolejna data w nowym kalendarzu zostaje z radością zakreślona w kółeczko. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Dziś mam nadzieję nadrobić wczorajsze, przymusowe zmiany planów i spędzić pół dnia w ukochanym towarzystwie, w ukochanym mieście. Mam nadzieję, że tym razem los będzie sprzyjał. 

Na koniec chciałam jeszcze dodać kilka słów o zagadkach z kalendarza. Wczoraj w końcu rozkręciła się zabawa, a zaczęło się od tego, że ktoś się o tę zagadkę upomniał. W pierwszej wersji porannego wpisu rzeczywiście jej zabrakło - a to dlatego, że z racji braku odzewu, przestałam sobie tym głowę zawracać. 

Być może niektórzy myślą - taka zabawa nie dla mnie, nie znam się na sztuce, nic o niej nie wiem, i tak dalej, ale pamiętajcie, że to przecież nie egzamin i nie o to chodzi, żeby wszystko wiedzieć, tylko może przy okazji czegoś nowego się DOWIEDZIEĆ.

Podzieliłam się na blogu tegoroczną adwentową zabawą, bo pomyślałam, że moje Dzieci wspaniale się bawią, ale może warto te zagadki publikować, może uda mi się zainspirować też Czytelników. 

Trzeba wiedzieć, że moje dzieci też nie wszystko za pierwszym razem odgadują, a i ja sama przygotowując te zagadki również wiele się nauczyłam. Dom z Kamienia zamieszkują normalni ludzie, nie kosmici z wiedzą nadprzyrodzoną. Uczmy się więc, bawmy przy tym! Tego rodzaju wysiłek zawsze dobrze zrobi głowie. 

Oczywiście takie zgadywanie może być ciekawe dla kogoś, kto w ogóle lubi sztukę, ma ochotę pogłębiać wiedzę w tym temacie i właśnie z myślą o tych osobach postanowiłam te zagadki tu publikować.

Zagadki czasem są łatwe, czasem trudne i powiedzmy są też "średnie". Na przykład: MEDIOLAN, DWANAŚCIE, BIBLIA. Mediolan - tam dzieło się znajduje. Dwanaście - tylu było apostołów. Biblia - czyli temat związany jest z motywem biblijnym. Chodzi oczywiście o Ostatnią Wieczerzę Leonarda da Vinci.

Trudna zagadka była wczoraj: CZARNY, AMERYKA, BAZGROŁY. Jeśli "bazgroły" to możemy przypuszczać, że chodzi o sztukę współczesną, do tego mamy miejsce - Ameryka i kolor - czarny. Teraz trzeba połączyć to w całość. Niektórym, w tym moim Dzieciom, przyszedł na myśl Pollock i tę odpowiedź też można uznać, bo świetnie do opisu pasuje. Ja jednak miałam na myśli Basquiat i jego A Panel of Experts. 

Życzę Wam wspaniałego dnia i zostawiam zagadkę na dziś:
ANATOMIA, FEMMINA, VITA - ANATOMIA, KOBIETA, ŻYCIE.
Dopisane:
Ponieważ zagadka jest trudna dodam jeszcze dwa słowa: NIEPRZYZWOITOŚĆ i POCZĄTEK. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Santa Lucia

Dzień światła i wyjątkowość Santa Lucia

piątek, grudnia 13, 2024

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej, Santa Lucia we Włoszech

13 grudnia to w Italii Festa di Santa Lucia... W niektórych regionach Włoch to właśnie święta Łucja przynosi dzieciom drobne podarki, tak jak w Polsce święty Mikołaj na Mikołajki, jest to prawdziwy przedsmak zbliżających się świąt. 

Imię Lucia, pochodzi od łacińskiego słowa Lux - czyli światło. Święta urodziła się około 280 roku w Syrakuzach na Sycylii w zamożnej rodzinie. Dziewczynka szybko została osierocona przez ojca i została sama z nieuleczalnie chorą matką. W intencji jej zdrowia postanowiła odbyć pielgrzymkę do grobu świętej Agaty. W czasie tej wędrówki miała objawić się jej Sant'Agata i obiecać wyzdrowienie matki oraz zapowiedzieć, że Łucja stanie się patronką Syrakuz. 
 
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej, Santa Lucia we Włoszech

Matka Lucii rzeczywiście wyzdrowiała i dziewczyna w podziękowaniu postanowiła poświęcić swoje życie Bogu. Na początek rozdała bogactwo rodzinne - stąd właśnie tradycja prezentów w ten dzień oraz wycofała się z zaplanowanych zaślubin z chłopakiem z bogatej, ale pogańskiej rodziny, któremu była przyobiecana. 

Niedoszły mąż miał wytoczyć jej proces, w czasie którego dziewczyna ani myślała wyrzec się swojej wiary. Odważna manifestacja wybranej drogi życiowej stała się początkiem jej prześladowań, które też w tamtych czasach były bardzo powszechne i ostatecznie zakończyły się jej śmiercią właśnie 13 grudnia. 

Według legendy święta Łucja miała sama sobie wyłupać oczy na znak swojej ślepej wiary, ale zaraz potem wzrok w cudowny sposób podobno odzyskała. Według innych podań - oczy wyłupano jej w czasie tortur, którym była poddawana. W każdym razie to dlatego dziś jest przedstawiana z talerzykiem w dłoni, na którym leżą oczy i dlatego też stała się patronką niewidomych, okulistów i wszystkich, którzy mają problemy ze wzrokiem. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej, Santa Lucia we Włoszech

Santa Lucia jest kojarzona przede wszystkim ze światłem, które zwyciężą nad ciemnością zimy. W wielu miejscach tego dnia - nie tylko w Italii - zapalane są świece. Włoska mądrość ludowa mówi: Santa Lucia - il giorno più corto che ci sia - co znaczy - święta Łucja, najkrótszy dzień jaki jest. 

W kalendarzu juliańskim rzeczywiście dzień patronki przypadał na czas zimowego przesilenia, ale warto też wiedzieć, że zachód słońca w tych dniach jest rzeczywiście najwcześniejszy w całym roku. Dzień nadal się skraca, ale od teraz tylko o poranku, po południu będzie światła już tylko przybywać. Czy to nie piękna wiadomość?! Dziś słońce w Marradi zajdzie o godzinie 16.34, tak samo będzie jutro i pojutrze, ale 18 grudnia zajdzie o 16.35, 21 grudnia minutę później i tak dalej i tak dalej...

Chciałabym kiedyś spędzić dzień Santa Lucia w Syrakuzach, których rzeczywiście stała się patronką. Na dziś jednak miałam skromniejsze plany, które niestety i tak musiały ulec zmianie przez kolejny strajk generalny. 

Znam osobiście dwie Lucie. Jedna z nich jest mi szczególnie bliska i ma bardzo piękne i mądre oczy...

Myślę, że na pocieszenie po przymusowej zmianie planów, ja też będę dziś rozświetlać dzień jak tylko się da - dzień, który od teraz nabiera dla mnie szczególnego znaczenia. 

Buona Santa Lucia!

Dzisiejsza zagadka, na prośbę dopisuję: ROMPERE, MESSICO, ANATOMIA (łamać, Meksyk, anatomia)
 
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej, Santa Lucia we Włoszech


codzienność

Dzień po królewsku

czwartek, grudnia 12, 2024

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Powiedzieć, że środa była pięknym dniem - to nic nie powiedzieć. Żeby oddać wspaniałość tego dnia pokuszę się o stwierdzenie, że środa była dniem królowej - już nawet nie księżniczki, a właśnie królowej. 

Zaczęło się porannym spacerem spowitym jeszcze w głęboką czerń nocy, która rozświetlona była jedynie refleksami latarni i świątecznych iluminacji, przeglądających się w równie czarnych o tej porze odmętach Lamone. Zazwyczaj przegapiam ten moment, bo od 6.30, maksymalnie od 7.00 jestem już przed komputerem i dręczę ludzi gramatyką, ale wczoraj pierwszą lekcję musiałam odwołać na rzecz wizyty w przychodni w celu pobrania krwi. I właśnie kiedy wracałam do domu i przystanęłam na moście, żeby nacieszyć się tym niecodziennym widokiem, pomyślałam, że taki orzeźwiający, chłodno wilgotny spacer, jest lepszy na przebudzenie, niż dziesięć najlepszych nawet kaw. 
Stymulujący, inspirujący, pobudzający wyobraźnię... Niezwykły!

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

O 13.00 skończyłam pierwszą turę lekcji i dokładnie o tej porze podjechała Ellen i zabrała mnie do swojego zakątka Val di Nibbio na obiad. Umawiałyśmy się już wcześniej na aperitivo, bo zbyt dużo czasu minęło od naszego ostatniego gadu gadu, ale ostatecznie z tego aperitivo zrobił się obiad. Aperitivo było ostatecznie na pożegnanie, bo i pora zrobiła się już odpowiednia. 

Zawsze brakuje nam czasu. Zawsze jest go nie dość, żeby powiedzieć sobie wszystko, podzielić się tym, co po duszy się telepie. Ellen podsumowała to stwierdzeniem, że my się po prostu za rzadko widujemy...

Tak czy inaczej wspaniale było spędzić kilka godzin razem, znów usiąść przy długim stole mojej ukochanej Contessy i Lexa, wspaniale było móc rozmawiać i rozmawiać i pławić się w cieple dobrego domu i dobrych ludzi. Poczułam się wewnętrznie utulona i dopieszczona i z tą wewnętrzną lekkością wróciłam do domu, żeby znów usiąść do lekcji. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

I tak oto kiedy konwersowałam z moją Uczennicą o różnicach pomiędzy pandoro i panettone, na telefonie wyświetliła się wiadomość od Mario: zrobiłem bażanta, przyjedziecie na kolację
Czy to nie było królewskie zaproszenie? Czy nie było to królewskie ukoronowanie królewskiego dnia? 
Zaczarowany spacer, obiad i aperitivo w kamiennym domu Contessy, a na koniec bażant na kolację w Casa Gallo. Bardzo lubię to moje skromne, wiejskie życie w dziczy Apeninów. Bardzo...

Dziś za to będzie jedno wielkie "K" - "kocioł, kociokwik, kołowrotek i pewnie ledwo będę się wyrabiać na zakrętach - ale jak mówi marradyjskie porzekadło - mica é sempre festa alla Cappellina (nie zawsze jest święto przy kapliczce). 

Pięknego dnia!
Zagadka z dziś bardzo trudna: SCARABOCCHI, AMERICA, NERO (BAZGROŁY, AMERYKA, CZARNY)



melancholia

Melancholie grudniowe i przedsmak podsumowań

środa, grudnia 11, 2024

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

- Chciałabyś kiedyś przez jakiś czas pomieszkać w innym miejscu?
- Za granicą nie, ale gdzieś indziej we Włoszech chciałabym bardzo. Gdzieś nad morzem, ale tak, żeby były też góry. Nie chodzi mi o takie morze jak w Romanii. 
- Abruzzo, Molise? 
- Właśnie. Mówiłam ci, że jakiś czas temu pomyślałam, że przecież mogłabym tak zrobić, zabierając komputer, żeby móc normalnie pracować. Wynająć jakiś skromny pokoik, ważne żeby miał internet i pobyć w miejscu zupełnie nowym, gdzieś, gdzie nikogo nie znam.
- Bardzo dobrze!
- Ale to dopiero jak Pączek wyfrunie (tak wśród rodziny i najbliższych przyjaciół nazywamy Mikołaja)
- Żartujesz? A co on się sam nie ogarnie? Przecież to już dorosły bobas jest! Te śniadanka rano to też...
- Tak, wiem... Ale dla mnie to jest bezcenny czas, który dobiega końca, więc nie chcę dodatkowo sama go sobie skracać. 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Pewnie Bolońskie Dziecko ma rację, pewnie nie powinnam niczego już odkładać, tylko z drugiej strony czas z Mikołajem w domu jest naprawdę wyjątkowy i bezcenny... 

Patrzę na moją "Mapę Marzeń" z początku tego roku - większość z nich się nie spełniła. Będę je zatem ciągnąć za sobą dalej w nadziei, że może w końcu, bo marzenia to jedna z tych rzeczy, z której nigdy nie można rezygnować, a patrząc z perspektywy "szklanka zawsze do połowy pełna" - kilka się jednak zrealizowało. 

Powoli zaczyna mnie dopadać melancholia końca roku i duch podsumowań. Nie jest to nic złego - to tylko rozczulanie się nad tym, co było, gdzie ja byłam i co zrobiłam czy też czego nie zrobiłam i gdzie nie byłam. 
Przy książce nie postawiłam jeszcze ostatniej kropki, nie przeszłam żadnym długodystansowym szlakiem, nie odwiedziłam ostatecznie Biennale w Wenecji, ani nie zawitałam do Rzymu, żeby pospacerować śladami Caravaggia, ale z drugiej strony wędrowałam po Pirenejach, byłam sama na nowych wyspach i w pięknym francuskim mieście, które inspirowało Vincenta. Widziałam wiele dzieł sztuki i może kilka jeszcze uda się w tym roku zobaczyć... 

Stary rok jeszcze się nie skończył, a ja już mam w kalendarzu wpisanych kilka spotkań i atrakcji na przyszły rok. Marzec, kwiecień - spotkania z Dobrymi Duszami, ślub w czerwcu i w końcu pewne wrześniowe szaleństwo na dwie pary nóg, na myśl, o którym już przebieram nogami. Kto wie, co jeszcze się wydarzy. Ważne tylko, żeby działo się dobrze i pozytywnie. 

A o tym pomieszkaniu "gdzieś" przez chwilę myślę bardzo intensywnie. 

Pięknego dnia!

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej


grudzień

Pogodowe grudniowe statystyki

wtorek, grudnia 10, 2024

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Nie da się nigdy z całą pewnością przewidzieć jaki pod względem pogody będzie dany miesiąc w Toskanii. Nawet pewniaki zawodzą - tak, jak zrobił to w tym roku październik, który zamienił się rolami z listopadem. Gdybyśmy jednak chcieli generalizować i gdybym miała zrobić klasyfikację miesięcy na podstawie obserwacji z 12 lat tutaj, to myślę, że grudzień zająłby w tym wyścigu ostatnie miejsce. 

Dużo deszczu, mało słońca, zimno i wilgotno. Zdarzają się oczywiście słoneczne i ciepłe dni, tak jak miniony piątek, ale jednak momenty suche i ciepłe są w zdecydowanej mniejszości.

Pamiętam, jak kilka lat temu padało przez cały grudzień aż do Bożego Narodzenia. Słońce wyszło w końcu w Santo Stefano i trwało dzielnie przez kolejne trzy miesiące. Pierwsza ulewa przyszła pod koniec marca, dokładnie w mój dzień wyjazdu do Rzymu. Jak ja to dobrze pamiętam!

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Poniedziałek 9 grudnia jeśli chodzi o pogodę był przepaskudny. Padało coś, co było niby śniegiem, ale bardziej deszczem, czy też nie wiadomo czym. W takim oto anturażu odwiedzili "moje" Appennino Goście, którzy już od lat planowali zobaczenie na własne oczy Marradi i spotkanie ze mną.  
Gorszego momentu nie mogli sobie wybrać... Co ciekawe - po krótkiej niedzielnej i poniedziałkowej wizycie, zapewniali, że są Marradi zachwyceni! A zatem jeśli ktoś zachwycił się tym miejscem przy takiej właśnie aurze, to znaczy, że może być już tylko lepiej, może się zachwycić tylko bardziej i bardziej!

Z innych dobrych rzeczy - Dom z Kamienia odwiedził kurier i zostawił świąteczną przesyłkę! Myślę sobie, że w ocenie świętego Mikołaja musiałam wypaść strasznie grzecznie, bo obdarowana zostałam pięknie! Do albumów o geniuszach florenckiej sztuki dołączony był dodatek praktyczny. Chyba Mikołajowi nie dawało spokoju zaginięcie mojej ukochanej czapki w kolorze "rosa cipria" i obdarował mnie nową - cieplutką, milutką, w jedynym - wspomnianym wyżej - słusznym kolorze. Kiedy więc wczoraj wracałam ze spotkania na placu, patrzyłam na te fruwające w powietrzu "śniegocosie" i uśmiechałam się sama do siebie. Uśmiechałam na wspomnienie spotkania, na myśl po posłanym mi w przelocie uśmiechu, na myśl o czapce, nawet na myśl o tym "przebrzydłym" pogodowo grudniu.

Zagadka z dzisiejszego woreczka - SERPRENTE, OMBRA, FIRENZE (wąż, cień, Florencja)

Pięknego dnia!

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej


pierniczki

Bez planów spontanicznie - pierniczki w Immacolatę - bardzo sentymentalnie

poniedziałek, grudnia 09, 2024

Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.

To piernikowanie wyszło nam w tym roku spontanicznie, bo tak naprawdę zaplanowane było na inny moment. To znaczy w ogóle nie było zaplanowane, bo trudno przy grafiku trzech dorosłych osób coś zaplanować na sztywno, zwłaszcza jeśli w tym gronie jest Mikołaj, ale tak czy inaczej na pewno piernikowanie NIE było zaplanowane na ten weekend.  

Zwykle starałam się rozdzielać: najpierw ubieranie choinki i strojenie domu, potem w następnym tygodniu pieczenie pierniczków. Wszystko było łatwiejsze, kiedy dzieci były małe. W jeden z woreczków - sama decydowałam który - wkładałam zaproszenie do wspólnego piernikowania i tyle. A teraz jedno ma zajęcia na uczelni albo wizytę u lekarza albo wymianę bojlera w domu, drugie ma albo sprawdzian w szkole albo mecz fiorentiny albo imprezę u koleżanki i tak znalezienie wspólnego terminu przypomina grę strategiczną.

W piątek wieczorem okazało się, że Mikołaj w niedzielę, mimo wcześniejszych planów, ostatecznie zostaje w domu. Szybko więc zakręciłam ciasto - na szczęście według naszego przepisu wystarczą 24 godziny leżakowania i ustaliliśmy, że w niedzielę piernikujemy, tym bardziej, że prognozy pogody były ku temu sprzyjające i z każdą chwilą gasła nadzieja na udział w mercatini na placu.
 
Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.

Przygotowaliśmy wszystko, odpaliliśmy świąteczną play listę stworzoną specjalnie na tę okazję przez Bolońskie Dziecko i wyciągnęliśmy ciasto... 

I tu klops! Ciasto nie stężało, tak jak powinno - być może za sprawą innej niż ostatnio mąki - niestety musimy używać mąki bezglutenowej i po raz pierwszy wykorzystałam do pierników inną markę. Wszelkie próby dodania mąki były na nic. W końcu zwinęliśmy cały majdan, przekładając pieczenie na inny raz (niewiadomo kiedy) i rozeszliśmy się do swoich zajęć. Spuściłam nos na kwintę, bo tym sposobem ani jarmarku, ani pieczenia, ale przyszło mi do głowy, żeby jeszcze spróbować wstawić na trochę ciasto do zamrażarki. 

Kiedy pół godziny później poszłam skontrolować konsystencję okazało się, że w końcu jest takie jakim być powinno! Zaraz więc znów wyciągnęliśmy wszystkie klamoty i tak pierniczyliśmy do wieczora słuchając naszych ulubionych piosenek, pieśni i kolęd.  

Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.
Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.

Pamiętam nasze pierwsze piernikowania na warszawskim Grochowie... Jak już nie raz opowiadałam - wymyśliłam ten zwyczaj, żeby w przygotowania do świąt zaangażować dzieci. I tak już od kilkunastu lat wałkujemy, wycinamy, śmiejemy się i podjadamy. Dzieci przez ten czas dorosły - nawet Mikołaj tym razem nie ulepił już "zbereźnych nieprzyzwoitości", zmieniły się adresy - przez ten czas dwa razy, ale radość jaką z tego mamy pozostała niezmiennie ta sama. 

Teraz, kiedy dzieci są już dorosłe, doceniam te momenty szczególnie i przeżywam je każdą komórką ciała. Kiedyś mogłam mówić - za rok zrobimy to czy tamto, a teraz? Teraz nie mam pojęcia gdzie kto będzie za rok, co będziemy robić, jak to wszystko się potoczy. Czy Mikołaj wyfrunie czy nie? Może przed nami jeszcze lata cieszenia się tą tradycją? A może mniej? A może już wcale? Nikt tego nie wie. 

Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.

Mieliśmy piękny weekend, choć z adrenaliną, która pozostanie off the record. Ta adrenalina jest mi chyba pisana i powinnam zacząć się na nią uodparniać. W każdym razie udało nam się piernikowanie, oglądanie filmu, wspólne kucharzenie i ubieranie choinki. Byliśmy razem i to było najważniejsze.

Kiedy w niedzielę wieczorem odprowadziłam Bolońskie Dziecko na stację, znów miałam gardło zawiązane na supeł. Wróciłam do domu sama skulona pod parasolem, bo pogoda była tak podła, że trudno byłoby o podlejszą. Wróciłam do domu pachnącego choinką, piernikami, wspomnieniem, do domu ciepłego od uścisków i pełnych miłości słów Mikołaja.

Niech następny grudniowy tydzień łaskawie nam się pisze! 

Zagadka dziś banalna: DODICI, BIBBIA, MILANO (dwanaście, Biblia, Mediolan)

Dla zainteresowanych przypominam nasz przepis na pierniczki

Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.
Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.
Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.
Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.
Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.
Dom z Kamienia i przepis na pierniczki.


Boże Narodzenie

Weekend w duchu przedświątecznym i filmowe polecajki

niedziela, grudnia 08, 2024

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Patrząc wczoraj na niebo, trudno było uwierzyć, że w niedzielę aura zmieni się o 180 stopni. Kompletnie nic tego nie wróżyło, niemniej prognozy były bezlitosne. I tak dziś o świcie stałam w kuchni czekając na kawę i obserwowałam przez okno jak świąteczne iluminacje baru odbijają się w mokrym asfalcie. Spełniło się... 

Nie mam wątpliwości, że to załamanie pogody zepsuje nam świąteczny jarmark. Wybieram się oczywiście na plac tak czy inaczej - przynajmniej na chwilę, z samego szacunku dla tych, którzy na tę okoliczność stroili plac, ale na pewno nie będzie to długie spacerowanie, bo z parasolką w ręku, to nawet o wygodne fotografowanie trudno.

Na ten weekend mieliśmy poza jarmarkiem zaplanowane ubieranie choinki, strojenie domu, oglądanie pierwszego filmu i właśnie udział w mercatini, a potem przez spontaniczne zmiany planów Mikołaja (zwariować można!) dopisaliśmy do tej listy świąteczne piernikowanie, czy też pierniczenie - jak kto woli. I dziś właśnie mamy zamiar wykorzystać podłą aurę na otulenie się zapachem cynamonu, imbiru i kardamonu. Będziemy jak każdego roku - od chyba już siedemnastu lat - piec zastępy pierniczków i śpiewać przy tym ile sił w płucach.
Może uda się też obejrzeć kolejny film z naszej świątecznej listy...
 
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Pomyślałam, że będzie miło jeśli tą listą podzielę się też tutaj i zapytam jednocześnie o Wasze sugestie, o tytuły, które Was filmowo wprowadzają w klimat. Naszą listę niezmiennie otwiera Love Actually. Zdarza nam się ten film obejrzeć nawet dwa razy. Potem są kreskówki Artur ratuje gwiazdkę i Klaus, dalej W Krzywym zwierciadle - Witaj święty Mikołaju i na koniec już w wigilię zawsze oglądamy Polarny Ekspres. Przez te lata zdarzyło nam się oglądać inne filmy, ale żaden z nich nie wszedł na stałe do naszego żelaznego repertuaru. 

Po wczorajszym seansie z Love Actually mieliśmy kilka nowych spostrzeżeń i po kolacji wymienialiśmy się uwagami, analizując i interpretując niektóre wątki.
- Kiedy oglądam ten film kolejny już raz widzę pewne rzeczy inaczej. 
- Na przykład?
- Popatrz jak patrzymy na niektóre historie. Na przykład słynna scena z Markiem i Juliet. 
- Jedna z moich ulubionych. 
- No dobrze. Ale tak naprawdę pomyśl, że odkrywasz, jak ktoś cię niemal obsesyjnie nagrywa... Podoba ci się to? 
- Nie... 
- Wiesz dlaczego tak lubimy tę scenę i nie widzimy w niej nic dziwnego? Bo Mark jest bardzo ładny, a gdyby zamiast Marka był ktoś gruby i brzydki, to już cały wątek na pewno nie byłby romantyczny, tylko chory. 
- Masz rację. To okropne.
- Inna ciekawostka, że są trzy implikacje homoseksualne, ale ostatecznie żadnego wątku w ten sposób nie pociągnęli, a szkoda, byłoby ciekawie. 
- Jest ten wycięty wątek nauczycielki, pamiętasz? Dla mnie bardzo piękny!
- Jeszcze jedna ciekawostka. Jeśli mówimy o tak zwanych "głównych bohaterach", co w tym filmie nie jest oczywiste, to dobrze kończą się przede wszystkim historie mężczyzn, kobiet już nie do końca. 
Przez chwilę zamyśliłam się nad każdym wątkiem...
- Może trochę... Premier, Jamie, Collin, Sam... 
- A Karen? Sarah? I w ogóle historia Sarah też nie jest oczywista. 
- Scena po imprezie jest jedną z dwóch najsmutniejszych w całym filmie. 
- Tak! Jak można wrzucić misia pod łóżko!
- Nie dlatego. 
- No widzisz, ty też pewnie myślisz dlaczego ona głupia odbiera ten telefon, a tak naprawdę w tej scenie to Carl jest zły. 
- Scenarzyści tak to sobie wymyślili. Drugą najsmutniejszą sceną jest ta z Joni Mitchel. 
- Tak, ta jest świetnie dopracowana.
- A najpiękniejsza to chyba końcówka w restauracji z Jamie i Aurelią...

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Na kolacji zjawił się Mario, bo wreszcie przetworzyłam nasze pierwsze ogródkowe dynie i ugotowałam gar dyniowo imbirowej zupy. Wyszła tak pyszna, że Mario po dwóch dokładkach upomniał się o dodatkową porcję na wynos. 

Jeszcze pięć dni do Santa Lucia. Czekam na ten dzień z utęsknieniem, bo od tego dnia przynajmniej po południu światła przestaje ubywać i powolutku, po minucie dni znów zaczynają się wydłużać. A w tym roku ten dzień będzie szczególnie ważny i chyba na zawsze stanie się metaforą otworzenia oczu i personifikacją niewidzialnego. 

Zdjęcia do dzisiejszego wpisu pochodzą z wczorajszego spaceru, który udało mi się wyrwać na krótkie bycie z własnymi myślami. 

Pięknego dnia i na koniec zostawiam zagadkę z dzisiejszego woreczka: ANIMALE, FRANCIA, DITTATORE (ZWIERZĘ, FRANCJA, DYKTATOR).

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej
Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

codzienność

Powrót Bałwanka, tradycja i grudniowe kwiatki Mikołaja

sobota, grudnia 07, 2024

Choinka w Domu z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Oto nadszedł weekend z Immacolata Concezione (Niepokalane Poczęcie), który w Italii - jak już pisałam wczoraj i wiele razy wcześniej - jest oficjalnie początkiem okresu bożonarodzeniowego. Celebrowanie tego czasu zaczynamy od ubierania choinki, a wieczorem zaplątani w puchate pielesze oglądamy pierwszy z naszych świątecznych filmów. Tak właśnie było wczoraj. 

Mario wykonał misję na medal - odebrał zamówioną choinkę i odtransportował nam ją pod drzwi, rola wniesienia jej na górę i osadzenia w donicy przypadła Mikołajowi, a potem w końcu przyszedł czas na jej strojenie - tradycyjnie przy świątecznych nutach. 

Obwiesiliśmy ją światełkami, zaczepiliśmy honorowo gwiazdkę na czubku, którą podarowała mi kiedyś Ellen, z namaszczeniem powiesiliśmy zrobione przez B. specjalnie dla nas kordonkowe bombki, aniołki i gwiazdki i w końcu na honorowym miejscu z fanfarami ulokowaliśmy bałwanka

Mikołaj wystąpił z postulatem, żeby w przyszłym roku przestawić się na sztuczną choinkę, co troszkę mi zgrzyta, ale oczywiście tak byłoby zdecydowanie rozsądniej. Myślę, że rozważymy taką opcję. Choinki kupujemy zawsze z korzeniami i dwie udało nam się ocalić - jedna do tej pory rośnie przy Santa Barbara, a druga nad rzeką Lamone niedaleko baru, ale jednak wiadomo, że te niby korzenie to trochę "pic na wodę fotomontaż". Na przykład zeszłoroczna choinka, choć w domu nie straciła w ogóle igieł, to już w ogródku się nie przyjęła. 
 
Choinka w Domu z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Sytuacja przedświąteczna na 7 grudnia wygląda całkiem dobrze. Większość prezentów już kupiona, a te które nie są kupione, to przynajmniej wymyślone, a to zawsze najtrudniejsze zadanie. Choinka ubrana. Gwiazdki w oknie i na balkonie wiszą. Mam zatem nadzieję, że znajdzie się trochę czasu na nicnierobienie, co dla mnie w wolnym tłumaczeniu znaczy "trekkingowanie i pisanie". 

Niestety na jutro zapowiadane jest załamanie pogody, które najpewniej zrujnuje pierwszą niedzielę z marradyjskim jarmarkiem świątecznym. Nic na to nie poradzimy. Oby tylko śniegu nam oszczędziło, bo ja już na samą myśl o białych farfoclach mam ciarki.

Choinka w Domu z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Z codziennych zapisków...
Mikołaj wychodząc czarnym świtem do szkoły:
- Wie, że prof B. wyciera nos w szmatę? 
- Pewnie ma szmacianą chustkę, taką, jakich kiedyś się używało, a nie zwykłą szmatę. 
- Wszystko jedno! Czy to się Mamie nie wydaje obrzydliwe?
- Tak, teraz już tak... Ale dlaczego ty mi musisz serwować takie rzeczy od rana? - wzdrygnęłam się na myśl o "szmacie" prof. B.
- I co on z tym robi? Musi chyba uprać te smarki... 
- Na pewno tak. 
- Prać smarki??? - przystaje na półpiętrze i jeszcze raz dziwi się tym barbarzyńskim zwyczajom, aż w końcu na dowidzenia rzuca mi słodkie, tradycyjne wyznanie miłości i znika w mroku nocy.

Dosłownie Latający Cyrk Monty Pythona... Zdecydowanie wolę wywody na temat Baudelaire'a. Tak czy inaczej to ciekawe jak zmieniają się drobne rzeczy - coś co dla mojego pokolenia i wcześniejszych było normalne, dla obecnego jest dziwactwem, choć przecież takie rozwiązanie jest jak najbardziej w ekologicznym duchu.

Pięknego dnia. 

CHUSTECZKA to po włosku FAZZOLETTO 

list do świętego Mikołaja

Dorosły list do świętego Mikołaja

piątek, grudnia 06, 2024

 Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Po kolacji Mikołaj wyciągnął kartkę A4 rozsiadł się przy stole i pod okiem Bolońskiego Dziecka zaczął kaligrafować list do Świętego Mikołaja. Rozczulał mnie ten widok do głębi. Zwyczaj, który przetrwał tyle lat i - co ważniejsze - nie zniknął wraz z nadejściem ery dorosłości. Nie ma już w Domu z Kamienia prawdziwych dzieci, ale dziecięca magia wypełnia te mury bardzo często, bo ta nie zależy przecież od metryki. 

- Mama zobacz! Jego paragraf jest dłuższy niż mój razem ze wstępem! 

Mikołaj rzeczywiście sobie poświęcił oczywiście najwięcej uwagi. 

- No dobrze - postawił kropkę - to teraz co mama chce?
- Okulary słoneczne, jak każdego roku, ale Mikołaj i tak mnie olewa. 
- O-ku-la-ry - przesylabizował i dopisał kolejny punkt w liście - co dalej?
- Dom z Kamienia. Znowu...
- O Jezu! Z tym Domem z Kamienia - aż się z oburzenia odchylił na krześle - Jak do tej pory nie przyniósł, to znaczy, że nie może! Coś innego? 
- Sama nie wiem, ja się ze wszystkiego cieszę. Cokolwiek.
- Jak cokolwiek? Nawet gacie? 
- Gacie są zawsze dobrym pomysłem! 
- Ale co mówi? Ja bym chyba oszalał jakby mi gacie przyniósł, czy skarpety!
- Skarpety są super, takie kolorowe - stanęło po mojej stronie barykady Bolońskie Dziecko. 
- Dobrze, to co jeszcze chce? 
- Jakaś koszuleczkę... Byle tylko z dużym dekoltem. 
- Ko-szu-lecz-ka - naskrobał znów - żeby widać było pępowinę!
- O i może jakaś bluzeczka w stylu "party" na moje "dansy", bo ja nie mam takich ciuchów. 
- Że świecąca? 
- Bez przesady, ale coś takiego "niezwyczajnego". 
- Dobrze, wystarczy! - zarządził - co chce ojciec?
- Co chce ojciec, to jest kłopot, napisz czego nie chce... - tu nastąpiła wyliczanka klasycznych znienawidzonych prezentów.  
- Mario? 
- Z Mario łatwo. Mario chce zegarek. 
Mikołaj skrobał i skrobał, aż musiał zmienić stronę, bo jeszcze zostały "uwagi końcowe".
- No popatrz. Jego paragraf jest dłuższy niż mój i twój razem wzięte!
- Chyba logiczne! - Mikołaj wcale nie był tym faktem zmieszany. 

Na końcu z dumą popatrzył na swoje dzieło i podpisał się zamaszyście: In touch! Mikołaj Nowacki.

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Ubaw mieliśmy przedni przy odczytywaniu listu na głos. Śmiałam się do łez z bredni, które nawypisywał Mikołaj. List został zostawiony na noc na stole wraz ze szklanką mleka i trzema bezglutenowymi ciasteczkami. Tradycja dziecięca ma się pięknie. 

W nocy zjawił się oczywiście święty Mikołaj, zabrał list i grzecznym dzieciom zostawił drobiazgi. Dodatkowo Dom z Kamienia dziś świętuje, bo przecież najwspanialszy Mikołaj (ze świętością różnie bywa) mieszka właśnie tutaj, w najmniejszym z pokoików. 

Dziś też ma dotrzeć do nas choinka i mam nadzieję, że jutro będziemy się pięknie bawić przy jej strojeniu. 

Z szóstego woreczka wyskoczyła kolejna zagadka: LACRIMA, ALI, FRANCIA (łza, skrzydła, Francja). 

DOBREGO "WEEKENDU NIEPOKALANGO POCZĘCIA"!

sztuka

Z serii - "dzieci inspirują..."

czwartek, grudnia 05, 2024

Dom z Kamienia codzienność w Toskanii

- Uwielbiam Baudelaire'a - oświadczył wchodząc przed kolacją do kuchni. 
- To ciekawe. 
- Ja nie rozumiem dlaczego się Mamie nie podoba.
- Jak byłam w twoim wieku i młodsza, to bardzo mi się podobał, teraz mam zdecydowanie mniej sympatii dla dekadentyzmu.  
- A on tak wielbił piękno! I Courbet był super. 
- To idealnie! Mamy przecież wystawę we Florencji, która na nas czeka. 
- Jest pewna? Courbet? Gustave Courbet. 
- Tak - sprawdziłam szybko jeszcze raz, czy przypadkiem coś mi się nie ubzdurało. - Kiedy idziemy? Ty ciągle masz jakieś ważniejsze zajęcia, a ja już z niecierpliwości przebieram nogami. Impressionisti in Normandia - Monet, Courbet, Delacroix...  
- Delacroix? Przecież to romantyzm! A w ogóle Courbet to realizm. Po co tak pomieszali?
- Mówię ci co jest, nie ja organizowałam wystawę. A w ogóle to jednego nie mogę sobie darować - że w Honfleur nie poszliśmy do muzeum Boudina. Może na wystawie on też będzie...

Dom z Kamienia codzienność w Toskanii

Tak mnie Mikołaj zakręcił z tym Baudelaire'm, że dziś rano zamiast pisać, zamiast szukać brakujących prezentów, zamiast wysłać pilne maile, odkrywałam na nowo Kwiaty Zła. W połączeniu z niektórymi zapiskami z moich dzienników, które wyciągnęłam na światło dzienne dokładnie dzień wcześniej, zrobiły na mnie piorunujące wrażenie.    

Moje dzieci nie przestają mnie inspirować. Wciąż stymulują do odkrywania nowego, do poszukiwania, do zgłębiania. Myślę, że koniec końców, to oni mieli o wiele większy wpływ na poszerzenie mojej wiedzy, niż ja na ich. 

Z woreczka numer pięć Mikołaj wyciągnął dziś o świcie kolejną zagadkę: Austria, Złoto, Miłość. 

Przed nami weekend z Immacolata Concezione (niepokalane poczęcie) i Mikołajkami. To w Italii oficjalny początek okresu świątecznego. Ubieramy choinkę, której nawiasem mówiąc jeszcze nie mam i nie wiem skąd ją wezmę, przyjeżdża Dziecko Bolońskie i zaczynamy nasz maraton świąteczno - filmowy, a na niedzielę zaplanowano w Marradi pierwsze mercatini. Niestety też na ten dzień przewidywany jest pierwszy "atak" zimy i wygląda na to, że już drugi rok mi się bez śniegu nie upiecze. 
Pięknego przedmikołajkowego czwartku!

pamiętnik

Z najstarszych dzienników, czyli zapiski z prehistorii

środa, grudnia 04, 2024

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Od dwóch dni dolina Lamone siąpi, dżdży, zestrojona w szaroburą kapotę nos zwiesiła na kwintę i chyba ani myśli się rozchmurzyć. W takim anturażu świat za oknem nie pomaga niestety w odzyskaniu dobrego humoru. Jeszcze wczoraj, mimo nieprzychylnej aury dzielnie pokusiłam się o spacer - w myśl zasady "nie będzie mi tu pogoda dyktować warunków", ale dziś skapitulowałam, zrezygnowałam, ramiona mi oklapła i tylko sama sobie dodaję otuchy, że przecież nic się nie stanie, jeśli jednego dnia tych moich kilometrów nie wydrepczę. 

Niezmiennie narzekam, że nie mam czasu na domowe sprawy, bo nogi wiecznie gdzieś mnie niosą, a zatem dziś nie ma wymówek - albo sztormiak, kalosze i wciśnięta w barki szyja albo ciepły kocyk, stukające w klawiaturę palce i wino/herbata/kawa/napar (niepotrzebne skreślić). 

Przede wszystkim znów trzeba skupić się na tym, co dobre...

A dobre jest na pewno to, że w kalendarzu na przyszły rok dopisałam kolejne miłe spotkanie, że dokupiłam trzy świąteczne prezenty, że Bolońskie Dziecko pochwaliło mój pomysł na kalendarzowe zagadki - a ten komplement liczy się za dziesięć innych, że Mario wyciągnął nas wczoraj na pizzę, że Mikołaj przyznał mi rację w kilku kwestiach, a poza tym miał odwagę pokłócić się z nauczycielem broniąc wyższych idei i za to należy mu się cały worek medali, bo to nie byle co! I w końcu - po ponad trzydziestu latach zdobyłam się na odwagę, żeby rozpakować szczelnie zaklejone notesy i zmierzyć się z przeszłością, to znaczy zaczytać się w moich pierwszych dziennikach, które zaczęłam pisać 1 stycznia 1991 roku... 

I tak czytam je od wczoraj z wypiekami na twarzy - dzień po dniu. To siąpienie i dżdżenie jest mi - szczerze mówiąc - bardzo na rękę. Czytam i wzruszam się, wytrzeszczam oczy i zasmucam, nie dowierzam i zaraz potakuję głową ze zrozumieniem...  

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Pomijając górnolotne wzloty, błędy ortograficzne i stylistyczne (nadal je robię), przymykając oko na niekontrolowane, przeplatające się bez końca wybuchy to rozpaczy, to euforii (prawo wieku!), muszę przyznać, że sama się zdziwiłam tym, jak bardzo w wielu kwestiach jestem wciąż do tamtej siebie podobna. Może powinnam zacząć się martwić i zadać sobie samej pytanie - czy wtedy byłam tak dorosła, czy teraz tak zdziecinniałam? 

Wyciągnęłam te dzienniki wczoraj, kiedy pracowałam nad książką i pochłonęły mnie bez reszty. Tak naprawdę szukałam jednego konkretnego wpisu, śladu po pewnym szkolnym zdarzeniu, które nawet nie miałam pewności czy w ogóle uwieczniłam. Ostatecznie tego wspomnienia nie znalazłam, ale to wertowanie kartek naszpikowanych wspomnieniami, listami, zasuszonymi kwiatami, zdjęciami, bazgrołami ze szkolnych zeszytów, było jak spotkanie z nastoletnią samą sobą, jak najprawdziwsza podróż w czasie. 

Ileż ja w nich skarbów znalazłam! Kawałek wosku z andrzejkowej wróżby, ostanie strony z podstawówkowych zeszytów, liścik od kolegi z klasy z prośbą, żebym została jego dziewczyną, kwit za opłatę za egzamin wstępny do liceum (80.000 złotych!), pierwsza licealna ściągawka - odmiana czasowników łacińskich, bilety do Mińska Mazowieckiego i do Bystrzycy Kłodzkiej, listy od przyjaciółki, życzenia i ukryte zdjęcia.

Cieszę się, że zaczęłam pisać tak wcześnie i cieszę się, że mimo kilku przerw ostatecznie nie przestałam. Te wszystko zapiski są dziś niemymi świadkami mojej metamorfozy, ale też mojej wierności samej sobie i upartego pozostawania przy swoim. 

Pisanie ma zbawienną, często terapeutyczną moc, a wracanie do starych myśli uczy dużo o nas samych. 

Mikołaj popatrzył wczoraj na te wszystkie pożółkłe kartki, które nasiąkły piwniczną stęchlizną. Wziął do ręki ostatnie strony mojego zeszytu od historii, na których namalowałam setki serduszek, dziesiątki prób mojego podpisu, naskrobałam kilka miłosnych deklaracji, jakąś rozpaczliwą pseudo poezję, a na końcu przerywanym tuszem nawywijałam kilka pętelek, jak ktoś kto próbuje rozpisać długopis i powiedział:
- Zupełnie jak zeszyt Asi z tyłu. 
- Serio? - zdziwiłam się. 
- Identyczny. Chyba wszystkie dziewczyny tak robią.

I pomyśleć, że jeszcze niedawno bez otwierania niczego, chciałam całą tę paczkę "prehistorycznych notesów" wrzucić do ognia...

Wracam do pisania, a deszcz niech sobie dalej pada.