Rok 2024 - wielkie podsumowanie, sentymentalna podróż oraz garść mądrości
wtorek, grudnia 31, 2024Kiedy na ostatnich w tym roku lekcjach zadałam moim Uczniom pytanie - jaki to był rok? - H. powiedziała coś bardzo ważnego - coś, pod czym ja też podpisuję się obiema rękami i dzielę się dziś z Wami: być wdzięcznym - oto klucz do szczęścia! Jestem wdzięczna każdego dnia, bo przecież tak naprawdę każdego dnia dzieje się coś, choćby nawet coś najmniejszego, za co można być wdzięcznym.
Rok 2024 był dla mnie rokiem trudnym na wielu płaszczyznach - pracowo, rodzinnie, przyjacielsko i tak ogólnie życiowo. Zdrowotnie i finansowo bez dramatów, ale też bez fajerwerków. Wiosną szarpnął mną taki plot twist, o jakim w życiu mi się nie śniło. Dobiegł końca rok prób i rok wyzwań. Rok niedokończonych niestety projektów, ale też tok czerpania z życia pełnymi garściami, jestem wytrekkingowana i wytańczona za wszystkie czasy!
Sukcesem były na pewno warsztaty zorganizowane w pojedynkę, praca przy zbieraniu materiału do dokumentu historycznego, zakup gratka, być może były nim lekcje, po których czasem słyszę budujące słowa i w końcu myślę, że zdałam bardzo trudny egzamin jako matka.
2024 to na pewno rok bogaty w odwiedzanie nowych miejsc i powracanie do starych. Przed Wielkanocą spędziłam z dziećmi kilka dni w Bolzano i to był czas wyjątkowy. Udało się na milion procent normy zrealizować plan na rodzinne wakacje. Byliśmy w Monaco - marzenie Mikołaja i Formuła 1, potem zatrzymaliśmy się w Arles i rozemocjonowani odkrywaliśmy miejsca Van Gogha, następnie dotarliśmy do hiszpańskich Pirenejów, gdzie w zachwycających okolicznościach przyrody trekkingowaliśmy przez długie kilometry. Następnym etapem był Kraj Basków, ale najpierw zatrzymaliśmy się w Roncisvalle, potem w Guernice, aż dotarliśmy do Mundaki. Byliśmy w Portugalete i w Bilbao, gdzie podziwialiśmy muzeum Guggenheim, a wracając jeszcze jeden przystanek we Francji, żeby najpierw zobaczyć pozostałości z prehistorii w Bruniquel - życzenie Bolońskiego Dziecka i spełnić jeszcze jedno marzenie Mikołaja - Montpellier, w którym rolę główną odegrał obraz Upadły Anioł.
Poza wakacjami dotrzymałam danej sobie obietnicy i pojechałam na samotny trip do Termoli i na wyspy Tremiti i był to czas tylko mój. Czas inspirujący i intensywny.
Było też mnóstwo jednodniowych wypadów po raz pierwszy zawitałam do Padwy i do Pesaro.
Wróciłam do Arezzo, Urbino, Ravenny, Pizy, Volterry, Viareggio, Modeny, wielokrotnie do Bolonii, a o Florencji już nawet nie wspomnę.
Z tymi podróżami wiązały się często spotkania ze wspaniałymi ludźmi i podziwianie dzieł sztuki.
Mikołaj zrealizował swoje marzenie o Wielkiej Podróży, w czym pomógł mu osiemnastkowy prezent od Unii Europejskiej - Interrail Pass. Wyruszył z Bolonii, przejechał przez Niemcy, Danię, Szwecję i dotarł do Bergen w Norwegii, gdzie przez kolejne dni wędrował pieszo i spał pod gołym niebem.
Bolońskie Dziecko z wielkimi sukcesami szło przez kolejne egzaminy pierwszego i drugiego roku wydziału historii na UNIBO i już snuje ambitne plany na "co potem".
Do Marradi powróciła Mama i Świta, dawni Znajomi, starzy Przyjaciele, ale też wiele było nowych spotkań, z których kilka na pewno nie było ostatnimi.
Rok 2024 to rok dorosłości Mikołaja i pierwsze urodziny z "2" z przodu Bolońskiego Dziecka. Moje 47 wiosen w tym wszystkim wydawało się takie nierówne, ale ja te moje cyfry uwielbiam i staram się celebrować je najlepiej jak umiem.
Co nie wyszło...
No cóż! Kamiennego Domu nadal nie mam, choć jest ten wirtualny, który jest jego piękną namiastką, nie wydałam TEJ książki, nie pojechałam do Rzymu śladami Caravaggia, nie wystarczyło funduszy również na Biennale w Wenecji, a mój angielski mimo chęci i lekcji nadal pozostawia wiele do życzenia. Nie wystartowała też niestety nowa strona, choć gotowa wisi w przestworzach internetu.
Na rok 2025 wypisałam sobie trzy główne cele - cele bardzo na serio i bardzo na poważne, ale nie fantasmagorie w stylu "Dom z Kamienia". Kiedyś nie robiłam planów, ale teraz właśnie te cele lubię sobie wyznaczać, bo inaczej wszystko rozpływa mi się niebycie. To jest tak, że jeśli stawia się sobie jakiś cel, to automatycznie bierze się za to odpowiedzialność, człowiek zobowiązuje się do działania, a nie pasywnego czekania na to, aż cud sam się wydarzy.
Pomijając moje cele i plany, gdybym mogła poprosić o spełnienie jednego tylko marzenia - poprosiłabym bez wahania o szczęście dla moich dzieci. Ich szczęście jest składową mojego szczęścia i sprawą nadrzędną.
Z każdym rokiem coraz bardziej zadziwia mnie galop czasu. To prawda, że im więcej mamy lat, tym ten czas zdaje się przyspieszać. Chciałabym, żeby kolejny rok minął przede wszystkim pod znakiem dopisującego zdrowia, bo - jak powiedział mąż jednej z moich Uczennic - resztę można sobie albo kupić, albo ukraść i to jest święta prawda.
Za chwilę rodzinnie wybieramy się na trekking - to jedna z moich ulubionych tradycji, którą zapoczątkowałam na początku naszego biforkowego życia, a Was zapraszam na sentymentalną podróż po ostatnich dwunastu miesiącach.
Rok 2024 zaczęłam na szlaku, wprawdzie nie doszłam do celu, bo nie brakowało na nim przeszkód, ale czasem wędrówka może być celem samym w sobie. |
W pierwszych dniach nowego roku pojechałam do Arezzo i był to jeden z wielu tegorocznych powrotów do znajomych miast po latach. |
Zima 2024 na pewno przejedzie do historii jako najłagodniejsza w całym moim dotychczasowym toskańskim życiorysie. Fiołki wyskakiwały już w styczniu i to w miejscach najbardziej nieprawdopodobnych. |
Mario nowy rok zaczął w nowym lokum, w którym szybko narodziła się miła mi tradycja piątkowych obiadów. |
Wiosna zaczęła nabierać rozpędu. Dokładnie 25 stycznia sfotografowałam pierwsze prymulki i kwiaty San Giuseppe. |
Taka aura zagnała mnie do mojej ukochanej Świątyni Dumania, do której w tym roku wracałam wielokrotnie. |
Po raz pierwszy w roku 2024 sfotografowałam florencki karnawał, |
a zaraz potem na apenińskiej łące zaprezentował mi się pierwszy migdałowiec w rozkwicie. |
Za migdałowcami zaczęły kwitnąć żonkile i narcyzy, |
a kwiaty świętego Józefa słały się całymi dywanami. |
W jeden z zimowych - wiosennych dni pojechaliśmy na Bufalo - aperitivo w takiej scenerii było prawdziwym darem (wdzięczność!). |
Pod koniec lutego kwitnących drzew już nie trzeba było "wypatrywać". |
W czasie jednego ze spacerów wypatrzyłam natomiast jeszcze jeden kamienny dom, który skradł mi duszę i podsycił drzemiące głęboko marzenie. |
Po styczniowym powrocie do Arezzo, przyszedł czas na powrót do Lukki, do której zawitałam wczesną wiosną nawet dwa razy. |
Ostatni dzień lutego rozgrzały i rozświetliły ognie dla marca - Lume a marzo jest od dawna moim prywatnym Sylwestrem! |
Po długich debatach dom Mario dostał w końcu imię - CasaGallo - wszystko to przez skrzynkę pocztową jaką sobie zamontował. |
Marzec rozpoczął się klasycznie kwitnącymi magnoliami, więc przyszedł czas na zmianę blogowej okładki. |
Wiosenną okładkę Domu z Kamienia wypełniło kwitnące drzewo. Wtedy też przez nasze życie przetoczyło się tsunami, po którym już nic nigdy nie miało być takie samo. |
Wiosna była dla mnie bardzo trudnym czasem, ale z uporem maniaka uśmiechałam się do życia, do siebie, do kwiatów (wdzięczność!). |
Marzec przyniósł pierwsze w tym roku nowe znajomości. Po raz pierwszy zostałam wciągnięta w zorganizowanie wzruszającej niespodzianki, którą miałam być ja sama. |
Przed Wielkanocą udało mi się z dziećmi znów wyjechać na nasz krótki trip we troje. |
Tym razem wybór padł na Bolzano - a przyciągnął nas tam Otzi - ukłon w stronę Bolońskiego Dziecka i piękne trekkingowe trasy dla całej trójki. |
Niestety w dzień powrotu z Bolzano zadzwonił Mario, ze smutną wieścią o śmierci naszego przyjaciela Renzo. |
Z drobiazgów cieszył się też Mario. |
Potem przyszedł czas na kolejne spotkania po latach zarówno na szlaku, |
jak i we Florencji. |
Na początku maja korzystając z obecności najbliższych w CasaGallo świętowaliśmy dorosłość Mikołaja. |
Świętowaliśmy też wspólny czas |
oraz sukcesy Mikołaja na torze VAP - seria wyścigów zakończyła się zdobyciem przez jego drużynę mistrzostwa Europy. |
Czas z Mamą i Świtą jak zawsze był niezapomniany, |
intensywny, rozchichotany |
i zaowocował piękną sesją zdjęciową. |
17 maja Mikołaj już oficjalnie zdmuchnął świeczki na swoim pierwszym dorosłym torcie. |
Pierwsze ginestre zakwitły w tym roku pod koniec maja. |
Wtedy też przez Marradi przebiegł Ultramaraton 100 km del Passatre, a ja znów wymyśliłam transparent dla pana Andrzeja, |
w przygotowaniu którego pomogły wspaniałe dziewczyny. W kalendarzu na Nowy Rok jest już wpisane kolejne spotkanie w tym samym gronie. |
Z wiosny szybko zrobiło się lato, a Pani Basia ubrała mnie w piękne sukienki. |
Ostatni dzień maja to urodziny Mario, który też mimo wielu przeszkód nie przestaje uśmiechać się do życia. |
W tym roku całkiem sporo udało nam się powojażować - nie bardzo daleko, ale nawet w Mugello znaleźliśmy nowe skarby i kilka razy ucztowaliśmy przy ulubionej Casa del Prosciutto. |
To w Mugello też sfotografowałam w tym roku najpiękniejsze ginestraio i przypominałam |
o moich książkach, w których bajam o Nieznanej Toskanii |
i nieznanej Romanii. |
Do miejsc ukrytych mam wciąż niezwykłe szczęście. |
W końcu czerwiec - mĻj ulubiony miesiąc się rozpanoszył ze słodyczą czereśni, |
a ja z Mikołajem podziwiałam we Florencji wystawę Alfonsa Muchy. |
Czerwiec to przede wszystkim nasze wspaniałe francusko hiszpańskie wakacje, |
w czasie których zakochałam się w Arles, |
przedziwnym zbiegiem okoliczności podziwialiśmy dzieło Van Gogha w miejscu jego powstania, |
wędrowaliśmy po Pirenejach |
we czworo i we dwoje, bo trekkingu wiecznie mało, |
odkrywaliśmy średniowieczne miasteczka, |
mekki surferów nad oceanem. |
Podziwialiśmy sztukę współczesną w muzeum Guggenheim, |
pozostałości z prehistorii w Bruniquel |
i Upadłego Anioła w Montpellier. |
Wróciłam do domu w samą porę, żeby nastawić wodę świętego Jana. |
W tym czasie w CasaGallo zamieszkał kogut i kura, którzy jednak szybko dostali eksmisję, bo w kogucie objawił się prawdziwy Pavarotti, który ćwiczył gardło o 3.00 w nocy. |
Ogródki przynosiły w tym roku zachwycające plony. |
Lipiec tak jak maj był miesiącem urodzin. Najpierw Bolońskie Dziecko pożegnało się z wiekiem nastoletnim. |
Do Marradi powrócili starzy przyjaciele. Razem spacerowaliśmy po Volterze, |
ja zachwycałam się znów sztuką, |
i razem pławiliśmy się w rozkoszach płynących z zacnego wina. |
Rozkoszą było całe marradyjskie lato... |
z nocnymi wyprawami i wieczorami na placu. |
Zakończyłam ten miesiąc wcielając się w role reasercherki, |
opowiadając o Ravennie i |
w końcu i ja zdmuchnęłam moje świeczki na torcie po raz 47-my. |
Początek sierpnia przyniósł kolejne, inspirujące spotkania. |
Tradycji stało się zadość i kolejny też raz pozowaliśmy z Mikołajem do tego samego kadru. |
Sierpień był kulminacją marradyjskiej zabawy. |
Kabarety, białe noce, jarmarki, sfoglieria... |
strastellata... |
W tym też czasie odprowadziłam na stację Mikołaja, który wyruszał w swój wielki, dorosły trip. |
Marradi bawiło się nadal - na Colorun, |
na nocy Czarownic, w której po raz pierwszy ja też byłam jedną z aktorek |
i w końcu na placu na ostatniej apericena, która dała potem początek wielu jesiennym rozrywkom. |
Wśród tych wszystkich atrakcji tylko jeden raz udało mi się być w Lido di Dante. |
Koniec sierpnia przyniósł kolejne spotkanie ze starymi znajomymi |
i moje pierwsze biennale ceramiczne w Faenzie. |
Wraz z początkiem września wyruszyłam na mój wyczekany, samotny trip do... |
uwodziło mnie swoim spektaklem słońce. |
Tamta podróż była dla mnie szczególnie ważna... |
Wróciłam do domu i zaraz znów pognałam na kolejne spotkanie we Florencji. |
Znów też wojażowałam z Mario po Mugello i odkrywałam jego zupełnie nowe perełki. |
Z tamtego dnia zostało jesienne zdjęcie na okładkę blog. |
W połowie września wrócił Mikołaj, cieszyłam się z ostatnich dni lata, które gwałtownie zostało przerwane kolejnymi kataklizmami powodziowymi. |
Obowiązkowym punktem wrześniowego programu są dla mnie niezmiennie feste dell'800 i tak też było w tym roku. |
Tej jesieni znalazłam raj, |
ukojenie |
i mnóstwo grzybów - pieczarki, ovuli... |
porcini |
Mikołaj po swojej podróży musiał znów wskoczyć na marradyjskie tory i na pewno pomogło w tym wspólne trekkingo |
Marardyjskim wydarzeniem numer jeden na zakończenie września była na pewno wizyta znanego w Italii Wikipedro. |
ale dla równowagi podarował piękne spotkania i zachwycające dzieła sztuki. |
W końcu na marradyjski afisz weszły Sagry Kasztanowe, |
a przez Appennino przemknął znany wyścig. |
Smakiem tegorocznych kasztanów cieszyłam się w zacnym towarzystwie, |
nie wszyscy jednak mieli życzenie znaleźć się na pamiątkowych zdjęciach. |
Połowa miesiąca była prawdziwie letnia, |
i dalej... |
W międzyczasie zawitałam kilka razy do Bolonii |
i znów spacerowałam po Florencji. |
Październik w tym roku nie spisał się na medal, ale jego końcówka była zapowiedzią spektakularnego listopada. Ostatnie dni przyniosły między innymi ciepły i czuły trekking z Bolońskim Dzieckiem. |
A ja urządziłam sobie jeszcze jedną - tym razem króciutką samotną podróż - po latach zawitałam do Viareggio. |
Przeszłam w tym roku pieszo kilka tysięcy kilometrów. |
I choć to chodzenie uwielbiam, to w końcu za sprawą dorosłego syna musiałam na serio pomyśleć o czterech kółkach. |
W tym celu zawitaliśmy w jeden z pierwszych listopadowych dni do Florencji. |
A tego samego dnia, kiedy finalizowałam zakup Gratka miało miejsce jeszcze jedno wzruszające, florenckie spotkanie. |
Nie byliśmy zgodni co do imienia i ostatecznie każdy nazywa Gratka po swojemu. Dla Mikołaja to Pancer, dla Mario La Presidenziale. |
Kiedy listopad schodził ze sceny uświadomiłam sobie, że był to w tym roku najmilszy mi miesiąc. Była podróż, były obiadki proszone, była sztuka, była zabawa hulaj dusza i |
przepiękne trekkingi - znów z Bolońskim Dzieckiem wędrowałam przez długie kilometry. |
Jesień powoli zaczynała nabierać kolorów. |
A ja korzystałam z jej urody ile tylko się dało - na okolicznych festach, |
na łąkach |
i w teatrze. |
Jesienią postanowiłam odświeżyć nieco mój "look". |
Przed świętami znów nieśmiało promowałam moje książkowe dzieci |
i ostatni raz w tym roku wojażowałam po Mugello. |
W końcu nadszedł weekend z Immacolata, w którym zaczęliśmy oficjalne przygotowania do świąt. |
Oprócz ubierania choinki było tradycyjne pieczenie pierniczków i oglądanie świątecznego filmu. |
Nim wciągnął mnie świąteczny wir udało mi się spędzić królewskie popołudnie z Ellen w jej wspaniałym kamiennym domu. |
W tym roku czekałam ze wzruszeniem na dzień Santa Lucia, bo poza tym, że światła zaczyna przybywać, to od tego roku właśnie ten dzień nabrał dla mnie szczególnego znaczenia. |
Nim wyłączyłam się z pracy jeszcze na chwilę weszłam w rolę tłumacza i też po latach odwiedziłam ponownie Modenę. |
Potem w Domu z Kamienia zrobiło się rodzinnie i razem podziwialiśmy rozświetloną Florencję, |
gotowaliśmy, ucztowaliśmy przy świątecznym stole, podziwialiśmy szopki, cuda Ravenny i... |
piknikowaliśmy pod słońcem Apeninów. |
Nim 2024 dobiegł do mety jeszcze raz udało mi się zawitać do Viareggio i podziwiać niezwykły zachód słońca. |
Wielkie dziękuję moim Uczniom za trwanie przy mnie i przy moim gramatycznym przynudzaniu - u niektórych to już długie lata, dziękuję Wam - Czytelnikom za zaufanie i coraz śmielsze odwiedzanie Marradi oraz za odkrywanie Florencji z moimi książkami, dziękuję wszystkim bywalcom Domu z Kamienia za to, że jesteście tu każdego albo prawie każdego dnia. Dziękuję za wszystkie dobre słowa, ciepło, życzliwość, wsparcie, za podarki, za spotkania - tu znów jedno słowo - WDZIĘCZNOŚĆ!
Zanim stary rok zejdzie ze sceny przyjmijcie ode mnie noworoczne życzenia.
Życzę Wam, żebyście umieli być wdzięczni, żebyście każdego dnia znajdowali coś, za co można być wdzięcznym. I powtórzę jeszcze to, czego życzyłam Wam w święta:
UŚMIECHAJCIE SIĘ DO ŻYCIA, BO ŻYCIE JEST CUDOWNE!
FELICE ANNO NUOVO!
WSPANIAŁEGO 2025 ROKU!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
''Carpe .... '' - dla mnie bomba !! Niech to będzie dla Ciebie Kasiu , dla Twoich Ukochanych piękny rok !! marysia i J
OdpowiedzUsuńOby nam się Kasiu, jeszcze lepiej działo! Pozdrawiam. Hanka
OdpowiedzUsuńKasiu, jak mus to mus:D:D:D Pięknie Ci dziękuję za to podsumowanie roku, bogatego w wydarzenia. U mnie w domu mówiło się na takiego "latawca", jak Ty, że ma śmigło w ... no wiesz, gdzie... :D:D Zatem życzę Ci, żeby Ci to śmigiełko dalej służyło i prowadziło po drogach i bezdrożach, po ukochanych przez Ciebie miejscach i po tych jeszcze nieodkrytych. Wszystkiego najpiękniejszego dla Ciebie i Twoich Bliskich na ten nadchodzący rok. Serdecznie pozdrawiam. Barbara.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne podsumowanie 2024 roku, patrząc na niektóre zdjęcia myślałam "to było ponad pół roku temu? a wydawało mi się, że minęło zaledwie kilka dni." Ostatnie zdjęcie z tym fantastycznym hasłem chyba najlepiej podsumowuje najpiękniejszą ideę włoskiego życia, przynajmniej ja mam takie wrażenie. Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuń