Kilka migawek z Ravenny i zakończenie świątecznego rodzinnego czasu
sobota, grudnia 28, 2024Powietrze było jak kryształ, słońce jaskrawe, a niebo niemal w kolorze lapis lazuli, tylko temperatura trzymała poziom prawdziwie zimowy. Taką aurą przywitała nas poświąteczna Ravenna.
Mama zawitała już w te strony kilka ładnych lat temu, ale dla Najmłodszego był to pierwszy raz. Dlatego też zrezygnowałam z dalszych, dla mnie nowych destynacji i postanowiłam zabrać najbliższych do bizantyjskiej perły Romanii.
Ja sama tym razem nie oglądałam wnętrz - rolę przewodników powierzyłam dzieciom, zwłaszcza Bolońskiemu Dziecku, które studiując historię, jest w takich miejscach najlepszym dla nas źródłem informacji. Kiedy wycieczka podziwiała mozaiki w San Vitale, Baptysterium i w pozostałych obiektach, ja biegałam z aparatem i starałam się wyłapać dla siebie nowe kadry.
Zwykle kiedy jestem w Ravennie, drepczę zawsze tym samym szlakiem, bo też zazwyczaj jestem z kimś, kto w tym mieście jest po raz pierwszy. Dopiero w miniony czwartek udało mi się z tego utartego szlaku na chwilkę zboczyć i tak odkryłam Bazylikę Santa Maria in Porto oraz - wstyd się przyznać - po raz pierwszy weszłam do Basilica di San Francesco.
Kościół świętego Franciszka znajduje się tuż "za plecami" grobu Dantego. Była to ulubiona świątynia rodu Da Polenta - rodziny, której gościem był właśnie Dante Alighieri i on sam prawdopodobnie też ten kościół sobie upodobał. To tutaj 13 września 1321 roku odbył się jego pogrzeb, a ciało początkowo zostało złożone w sarkofagu z IV wieku w kaplicy wspomnianego rodu.
Basilica di San Francesco powstała w V wieku z woli biskupa Neone, który pochowany jest w sarkofagu pod głównym ołtarzem. Naprzeciwko znajduje się krypta, w której znajdują się pozostałości z dawnej, wczesnochrześcijańskiej świątyni. Ciekawostką jest fakt, że krypta częściowo zanurzona jest w wodzie.
Choć polowałam na kadry jak wilczyca wygłodniała nowości, to ostatecznie okazało się, że najważniejszych miejsc nie sfotografowałam albo sfotografowałam je telefonem. Nie ma tego złego... Będę miała pretekst - jest ich jeszcze wiele - by w następnych miesiącach znów do Ravenny powrócić.
Nasz rodzinny czas dobiegł końca w wyjątkowej scenerii i aurze niemal wiosennej. Zjedliśmy obiad na szlaku pod niebem Toskanii malowanym słońcem. Ciepłym słońcem... Te obrazki pokażę już jutro, a dziś ostatnie w tym roku chwilki razem. Pozostają kolorowe wspomnienia i czekanie na kolejne spotkanie <3
Dobrego wieczoru!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze