O jednym z rajów ukrytych w Apeninach
sobota, listopada 02, 2024- Wiesz co to jest to teraz? - machnęłam rękami dookoła.
- Co?
- Lato świętego Marcina.
- ?
- Tak dawniej nazywano te kilka dni ciepła na początku listopada... - tu wyłożyłam Mario opowieść, którą podzieliłam się na blogu dzień wcześniej.
- Wiesz wszystko, prawda?
- Nabijasz się ze mnie?
- Nie, nie!
- Ja po prostu lubię wiedzieć. Czy to nie jest interesujące?
- Jest, jest...
Nie wiem czy przytakiwał mi na poważnie, czy w duchu śmiał się z tych moich opowieści. Szliśmy polną drogą przez najpiękniejszą łąkę w całej okolicy i na dwa głosy odmawialiśmy litanię zachwytów do tego miejsca. Ile ja przez ostatnie lata nawypisywałam peanów o tym zakątku...
- Wyobrażasz sobie mieć tu dom. Nawet nie ten na górze, tylko właśnie tu na środku łąki.
- Widzisz słońce jako pierwsza i jako ostatnia je żegnasz... Nawet pod śniegiem musi tu być ładnie.
Rajską łąkę trudno znaleźć, gdyż nie znajduje się na żadnym oznaczonym szlaku. Trzeba wiedzieć którą szutrową drogę obrać, na którym rozgałęzieniu iść prosto, aż dojdzie się do kamiennej posiadłości i że za domem jest polna łąka, którą najczęściej chodzą tylko krowy i właśnie ta droga jest drogą do apenińskiego raju - do jednego z apenińskich rajów.
Mieszkać wśród rajskich łąk to prawdziwy przywilej i bogactwo. Pisać o nich to niezmiennie wielka radość.
Na wysokości buki już straciły liście i Apeniny powoli robią się grafitowe. Niżej rudzieją dęby i kasztany, ale jeszcze niżej zieleń ma się dobrze. Łąka wyglądała tak, jakbyśmy patrzyli na nią przez filtr ekstremalnego nasycenia kolorów. Październikowe deszcze i potem słońce zrobiły swoje.
Wróciliśmy do auta, a ponieważ słońce nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa, postanowiliśmy wjechać kilka kilometrów wyżej w stronę passo i cieszyć się nim do ostatnich chwil. Minął chyba ponad miesiąc od momentu kiedy się gdzieś włóczyliśmy i rozmawialiśmy na spokojnie. W ostatnich tygodniach, widywaliśmy się gdzieś tam przelotem, bo ja byłam przecież w rozpędzonym kołowrotku zdarzeń i gości.
- Wiesz gdzie jutro jadę?
- Gdzie?
- Do ...
- Do ...? Po co?
- Bo całe lata tam nie byłam, a nawet jak byłam to i tak widziałam tyle co nic. A poza tym chcę zrobić coś dla siebie. Dzieciaki nie skorzystały z mojej propozycji, więc jadę sama.
A zatem na mnie już pora, bo pociąg za chwilę wjedzie na stację, a ja jeszcze nie zebrałam moich fantów. Mam nadzieję na piękny dzień, na dużo kadrów i nowych inspiracji. Jeśli uda mi się wszystko tak jak bym chciała, będę się pewnie opowieściami dzielić przez następne kilka dni.
Dobrego dnia.
PRZELOTEM to po włosku DI VOLATA
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze