Łąki pełne majestatu i poszukiwanie celu
wtorek, listopada 26, 2024- Montpellier.
- Na JEDEN dzień! A nawiasem mówiąc do Montpellier sama chętnie bym wróciła.
- Do Bolzano.
- Mikołaj! Jeee-deeen dzień! Do Bolzano pojedziemy znów wiosną i nie na jeden dzień.
- Ja już złożyłem dwie propozycje, a Mama wszystko krytykuje.
- Nie krytykuje, tylko to nie są propozycje na jeden dzień. Montpellier to 9 godzin jazdy!
- No i?
- To masz jakiś pomysł, powiedzmy w promieniu 300 kilometrów?
- A może niech Mama coś wymyśli?
- Mama zawsze wymyśla, ale ciekawa jest waszych preferencji. A co powiesz na Genova?
- O Jezu! - przewrócił teatralnie oczami - to wszystko jest takie samo. Nuda!! I co w tej Genova? Że tam się urodził ktoś, kto niby zrobił coś, co inni zrobili tysiąc lat wcześniej? Że Garibaldi przeszedł? Na pewno jest plac Garibaldiego! I na pewno Dante też tam był. I pewnie się urodziło albo mieszkało tam z tysiąc innych znanych ludzi. Piazza, Duomo, trzy kościoły - jeden gotico, jeden romanico, jeden... - tu się zawiesił.
- Barocco?
- Okropne jest barocco...
- Ty jesteś okropny.
- Co?
- Pstro!
Mikołaja ubawiła moja przedszkolna riposta i nie umiał powstrzymać uśmiechu.
- Nuda - powtórzył.
- Genova to portowe miasto, więc musi być super. Ile widziałeś miast portowych? Twoje ulubione Livorno?
- Livorno, Rimini, Montpellier...
- Montpellier nie jest portem!
- Mundaka - wyliczał dalej.
- Mundaka jest mekką surferów, ale nie portem!
- Honfleur, Dublin...
- To tak! I co wymieniłeś? Wszystkie swoje ulubione miasta! Ale oczywiście już wiesz, że Genova to nuda, tak?
Stanęło na propozycji... żadnej. Mnie ta Genova bardzo inspiruje, bo - jak nie raz pisałam - mam niezdrową wręcz słabość do portowych miast i myślę, że Bolońskie Dziecko mi przyklaśnie, razem uwielbiamy przecież Fabrizio De André. Oczywiście mam jeszcze w zanadrzu kilka pomysłów i może coś ładnego się z tego urodzi.
Tymczasem zupełnie spontanicznie w poniedziałek urodził mi się piękny, listopadowy spacer, który przywiał dawne wspomnienia. Kiedyś była to jedna z moich ulubionych łąk, jednen z punktów, skąd można podziwiać bez wspinaczki całą dolinę Lamone. Potem zdradziłam to "miejsce" dla innych bardziej spektakularnych, a jeszcze potem przyszedł majowy kataklizm 2023 z powodzią i osuwiskami, który obszedł się z tym miejscem bardzo brutalnie i wygląda na to, że nawet kamienny dom na czubku popadł w zapomnienie.
Mieliśmy obydwoje z Mario skojarzenia z amerykańskimi katastroficznymi filmami o zagładzie ludzkości...
Kataklizm zabrał drogę, ale nie odebrał temu miejscu uroku. Niby nic - tylko pola i łąki. Niby nic, a jednak wielkie coś, nawet w listopadzie.
Tutaj przebiega granica pomiędzy Toskanią i Romanią. Tutaj pola falują jak atłas targany wiatrem. Łąki listopadowe są dostojne, ciche i złotem inkrustowane. Być może najpiękniejsze są w wiosennej szacie - mają wtedy w sobie świeżość, dziewiczość i uroczą przaśność, jednak wczoraj pomyślałam sobie, że to właśnie późna jesień przydaje im najwięcej majestatu. Coś jest w tych rdzawo-złotych odcieniach ziemi...
Pięknego dnia!
ODCIENIE to po włosku SFUMATURE
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze