Sekrety toskańskiego grzybobrania
wtorek, października 01, 2024Ranek nie był już bardzo wczesny, ale też jeszcze nie późny, kiedy z wiatrem we włosach wędrowałam jedną z moich ulubionych grani. Szlak, który prowadzi na Lozzole jest zdecydowanie na podium najbardziej widowiskowych szlaków Appennino Tosco-Romagnolo. Dzień wcześniej umówiłam się z Mario na "poważne" grzyby, a kiedy ten zaproponował godzinę 9.00, w pierwszym odruchu moja dusza aż załkała z żalu. Nic nie powiedziałam, bo przecież jak na grzyby, proponowana pora i tak była już całkiem późna. Chodziło o to, że kiedy ma się w tygodniu tylko jeden jedyny poranek na spokojne poleżenie z kawą w łóżku i niezakłócone niczym pisanie, to trudno z tego dobrowolnie zrezygnować. Musi być naprawdę ważny ku temu powód.
Grzyby i trekking jak najbardziej takim powodem być mogą.
W niedzielę Mikołaj już z samego rana wybył do Florencji na mecz. To znaczy mecz był tak naprawdę w Empoli i to dopiero wieczorem, jednak Mikołaj i jego przyjaciel postanowili wykorzystać niedzielę maksymalnie i przed przyłączeniem się do imponującego orszaku kibiców fiorentiny, który ruszał ze Scandicci, wcześniej pooddychać florenckim powietrzem, zjeść kanapkę na San Niccolò i posnuć się bez wyższego celu.
Tym sposobem ja nie musiałam myśleć o "niedzielnym" obiedzie, tylko bez poczucia winy mogłam ruszyć na szlak i tym szlakiem wędrować niemal przez cały dzień.
Przeszliśmy kilka dobrych kilometrów i trzepnęliśmy niezłe przewyższenie. Mario zadziwiał mnie swoją formą, minęło dobrych kilka lat, kiedy ostatnio tak razem wędrowaliśmy. Tak czy inaczej pierwsze miejsce nie było tym miejscem. Przystanek był piękny dla samego trekkingu, ale zbiory okazały się nędzne.
W takim Marradi do zbierania grzybów trzeba mieć prawdziwe przygotowanie - przede wszystkim od miejscowych nauczyć się miejsc, a po drugie w sezonie słuchać ich relacji, żeby wiedzieć w jakim rodzaju lasu akurat jest wysyp.
Włosi zbierają przede wszystkim porcini (borowiki) i ovatelle lub ovuli. Te drugie po polsku mają zacną nazwę - muchomor cesarski, gdyż już w starożytności uważano je za tak smaczne, iż godne były cesarskiego stołu. Ovatelle są przepyszne i czasem cenniejsze nawet niż porcini, bo znaleźć je jest zdecydowanie trudniej. Kiedy nie są jeszcze rozwinięte przypominają jajko - stąd ich nazwa.
Z innych grzybów, które lądują we włoskich koszykach, jeśli nie ma wyżej wymienionych są kurki, wiosną prugnoli, czasem kanie oraz kilka innych gatunków, których ja - choć grzybiara od maleńkości - nie znam.
Z wyjściem na grzyby jest tak, że przede wszystkim trzeba się ubrać jak na górską wyprawę i mieć kondycję. Trzeba też wiedzieć gdzie i kiedy dokładnie padało. Cerro, castagneto, faggio, paloneta, macchia - to są rodzaje naszych lasów. Porcini z cerro będą ciemne jak gorzka czekolada, te z gaju kasztanowego będą dużo jaśniejsze.
Po tych latach znam doskonale zasady oraz wiele miejsc i czuję się, jakbym posiadła tajemną wiedzę. "Fungaia" czyli obszar, na którym zwykle "rodzą się" grzyby, jest niewielki, więc chodzenie na grzyby nie jest kilkugodzinnym spacerkiem w jednym miejscu, tylko przeskakiwaniem z jednej fungai do drugiej. Kto ma górski motor, ten na pewno mniej się zmęczy. Wystarczy dotrzeć w dane miejsce, żeby przekonać się czy wysypało, czy nie, jeśli nie, to szuka się gdzie indziej.
I tak wczoraj po pierwszym przystanku, Mario zaproponował drugie miejsce, do którego ja zupełnie nie miałam przekonania, bo jak żyję w Biforco, nigdy żadnego grzyba tam nie znalazłam, ale nie mnie przecież było oceniać i spekulować.
Już po kilku krokach w nowym miejscu okazało się, że trop tym razem był dobry. Wyciągaliśmy porcini jeden za drugim okraszając to wyciąganie peanami pełnymi entuzjazmu. Niepohamowaną, dziką radość zrozumie tylko drugi grzybiarz.
Nim się zorientowaliśmy wybiła godzina pierwsza, więc przyszedł czas na przerwę obiadową, ale ponieważ obydwoje złapaliśmy najwyższą grzybową fazę, umówiliśmy się na kolejne wyjście tuż po obiedzie.
W domu dogodziłam sobie po królewsku. Ze znalezionych skarbów przygotowałam: sałatkę ze świeżych ovatelli z rukolą i graną oraz klasyczną pastę z porcini.
Po porannym wysiłku pochłonęłam te smakowitości z prawdziwym apetytem i niedługo potem znów Ranger podjechał pod dom, żeby poterkotać na kolejną grzybową wyprawę.
Ostatnie miejsce nie było zupełnie trafione, ale to dlatego, że postanowiliśmy wyjść poza schemat i o ile w życiu wychodzenie poza schematy jest najczęściej na plus, to w kwestii marradyjskiego zbierania grzybów zwykle się nie opłaca.
Tak czy inaczej spacer po Appennino jest zawsze czystym dobrobytem, duchowym wsparciem i regeneracją. Zajrzeliśmy do gajów kasztanowych, przegnaliśmy Rangera kostropatą drogą, tak kostropatą, że znów "przypłacił to zdrowiem", a na wieczór umówiliśmy się na ucztę grzybową tym razem u Mario. Pierwsze skrzypce grały tym razem smażone porcini!
- Ciekawe kto je wymyślił...
- Smażone porcini? - zapytałam.
- Jedzenie grzybów w ogóle - i nie czekając na moją odpowiedź zaraz zaczął snuć swoją teorię - pewnie mnisi. Z jedzeniem i piciem to oni wszystko wymyślili. Wyobrażasz sobie ile musiało ich umrzeć, zanim skapowali się, które są dobre, a które trujące?
- W sumie to masz rację... Pewnie do degustacji wykorzystywali tych najbardziej "rompiscatole"...
To był dobry weekend. Intensywny w wysiłku fizycznym, satysfakcjonujący w zbiorach, smakowity na stole, ale przede wszystkim pomógł głowie ustawić się nieco do pionu. Trudy są nadal, nie zniknęły, ale góry dają jednak nieprawdopodobną siłę. Dlatego też w ten sam sposób postanowiłam się "terapeutyzować" w poniedziałek, ale to jest już zupełnie nowa opowieść.
Pięknego dnia i BUONGIORNO OTTOBRE!
ROMPISCATOLE to po włosku osoba, która "zawraca gitarę", "truje d..ę".
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze