O grzechach podniebienia i powrót października
niedziela, października 27, 2024Pociąg numer ten i ten, z Florencji do Faenzy przyjedzie z dwudziestominutowym opóźnieniem - poinformował megafon na stacji w Biforco.
- Szlag...
- Co się stało?
- Mamy spóźniony pociąg.
- Trudno, poczekamy.
Komunikat powtórzył się w tej samej wersji jeszcze dwa razy, a za trzecim razem dwadzieścia minut urosło do osiemdziesięciu. W takiej sytuacji nie było już sensu czekać...
- Wiesz co, to chodźmy do baru na aperitivo.
- Do Marradi?
- Nie, do baru Biforco.
- Oooo! Jak super!
Żal mi było tej Brisighelli - taki był plan na sobotnie popołudnie i nie mogłam sobie darować, że koleje państwowe znów nawaliły. Ostatnio w tej kwestii strach coś zaplanować...
Oczywiście nie ma tego złego, a przy tak pięknej pogodzie jaką uraczyła nas sobota można się było delektować samym Marradi i to już była pełnia szczęścia, tym bardziej, że na placu powoli zaczynał się "przedsagrowy" ruch z pieczonymi kasztanami i słodkim zapachem ciambellini, które jak zawsze przed teatrem przygotowywali Alpini. Te ich ciambellini powinny mieć certyfikat IGP albo DOP, DOC czy cokolwiek innego, nawet UNESCO mogłoby je objąć patronatem!
- Mam ciambellini - powiedziała jedna barmanka do drugiej, kiedy w barze obok zamawiałam aperitivo.
- Nie, nie, sama je zjedz. Ja jestem na diecie.
- Jak silną wolę trzeba mieć, żeby powiedzieć "nie" ciambellinom? - wtrąciłam się ze śmiechem, pokazując jednocześnie na stolik, na którym i na mnie czekała słodka, poplamiona tłuszczem torebeczka z przyszłym grzechem podniebienia.
- Nie nie nie! - Zapierała się barmanka.
Dobrze, że nie jestem na żadnej diecie - pomyślałam w duchu.
Kiedy zatopiłam zęby w ciepłej jeszcze, pulchnej oponce, a usta oblepiły się waniliowym cukrem, pomyślałam, że dobrze się stało z tym pociągiem. Gdyby nie to, znów przegapiłabym ciambellini. W pierwszą sagrę jeszcze oponek nie było, dwa tygodnie temu wojażowałam po innych regionach, tydzień temu sagra została anulowana, więc ta sobota była w tym roku ostatnią szansą na tę słodką rozpustę.
Do doliny Lamone wrócił prawdziwy październik - taki jaki być powinien. W lekkiej koszuli, z ciepłym tchnieniem, ze słońcem we włosach, z całym naręczem kolorów, uperfumowany słodyczą pieczonych kasztanów. Mam nadzieję, że taki właśnie pozostanie z nami już do końca i taką też pałeczkę przekaże w sztafecie listopadowi, który już ustawia się w blokach startowych.
Przed nami ostatnia już w tym roku sagra. Dzień obudził się pogodny i poranny mrok, szybko przebrał się w błękity. Ludzie hurtowo robią zaległe pranie. Za oknami powiewają prześcieradła, okna znów otwarte są na oścież, tu i tam wychylają się jeszcze spod mokrych liści efemeryczne cyklameny...
Pięknego dnia.
"GRZECH ŁAKOMSTWA" to po włosku IL PECCATO DI GOLA
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze