Już można się zachwycać i historia najwierniejszego psa Italii
wtorek, października 29, 2024Dzień był przepiękny, słoneczny, atłasowy i "delikatny". Trudno mi opisać to słowami, ale w powietrzu jakby unosiła się subtelna miękkość. Na ulicach Borgo San Lorezno panował popołudniowy spokój. Secesyjne fasady i wieża zegarowa prężyły się w słońcu. W pierwszym momencie aż mi się dusza uśmiechnęła do tego wszystkiego, ale zaraz potem przypomniało się niemiłe wspomnienie i sama się za ten zachwyt zbeształam. To tylko moje głupie przesądy, ale...
Była zima 2022 roku, a ja jechałam do Florencji na ważne badania i roztkliwiałam się nad tym, jakie to ja mam piękno dookoła, nawet w drodze do szpitala - istotnie nie każdemu w takich okolicznościach zdarza się przechodzić przed fasadą Santa Maria del Fiore... Niestety niedługo potem zaczął się jeden z najbardziej stresujących momentów w moim życiu, a ja odebrałam to jako karę, za tę moją beztroskę i dziecięce zachwyty.
Kiedy zatem w poniedziałek jechałam na wizytę lekarską, tym razem do Borgo San Lorenzo, w środku wszystko mi się telepało ze strachu. Zachwyty postanowiłam odłożyć na potem, w nadziei, że to "potem" będzie oddechem ulgi, a nie początkiem kolejnego wielkiego stresu. Ta wizyta leżała mi ołowiem na ramionach i kłodą na żołądku już od jakiegoś czasu...
I kiedy w końcu po wizycie wyszłam na oblaną październikowym słońcem uliczkę secesyjnej stolicy puściły mi wszystkie hamulce.
Jaki bluszcz i jaki piękny ten ich mariaż z zielonymi okiennicami!
A drzewa do samego nieba jakie dostojne!
Jasność i elegancja fasad godne wielkiego miasta!
A to pranie prawie jak w Neapolu!
Stara alfa romeo, rower vintage oparty o wiekowe drzwi, porcelanowa laleczka na wystawie, Giotto, pieve, prosecco w kieliszku!
Wypełniała mnie przez chwilę błoga lekkość. Niby w plecaku upchnęłam skierowanie na różne badania, ale lekarka kiszące się w mojej głowie niepokoje zgasiła swoim ciepłym i troskliwym głosem.
W wyjeździe do Borgo miałam do towarzystwa mojego Gościa - tu też zastanawiałam się, czy w przypadku złych wieści będę umiała zachować pokerową twarz, czy rozpadnę się na milion kawałków, jak kiedyś we Florencji, kiedy na Santissima Annunziata czekał na mnie Mikołaj.
Na szczęście nic nie musiałam udawać, a spacer po Borgo i opowieść o jego zakamarkach, był miłym uzupełnieniem dnia.
Przypomnę w tym miejscu, że o miasteczku świętego Wawrzyńca opowiedziałam szczegółowo w Nieznane Toskania i Romania, a na zachętę wkleję dziś jeden fragment - historię najwierniejszego psa Italii FIDO.
Pewnego wieczora 1941 roku, Carlo Soriani, robotnik pracujący w Borgo San Lorenzo, tak jak zawsze wracał do domu po pracy. Tamtego jednak dnia wydarzyło się coś wyjątkowego. W przydrożnym rowie znalazł zranionego szczeniaka. Niewiele myśląc, postanowił zabrać go ze sobą i wykurować. Oczywiście, jak łatwo się domyśleć, psiak został u Carlo już na zawsze. Mężczyzna nadał mu imię Fido.
Między mężczyzną, a psem nawiązała się wyjątkowo silna więź. Każdego ranka Fido towarzyszył swojemu panu w drodze na główny plac, skąd Carlo odjeżdżał do pracy i każdego wieczora czekał na niego w tym samym miejscu, by towarzyszyć mu również w drodze powrotnej do domu. 30 grudnia 1943 roku, kiedy na świecie szalała wojna, na malutkie Borgo San Lorenzo spadły bomby. Zginęło wielu robotników pracujących w Fornaci Brunori. Niestety, wśród ofiar znalazł się również Carlo Soriani.
O tragedii nie miał oczywiście pojęcia wierny Fido i tak jak zawsze, również tamtego wieczora czekał na swojego pana na placu w Luco. Carlo Soriani już nigdy do domu nie wrócił, ale wierny pies, mimo wszystko, powracał na plac każdego dnia przez kolejnych czternaście lat, w sumie ponad 5000 razy, zawsze z nadzieją, że jego pan się pojawi.
Historię wiernego Fido ludzie przekazywali ludzie z ust do ust, aż w końcu zainteresował się nią najpierw burmistrz Borgo San Lorenzo, a potem prasa. Pies zakończył swój żywot 9 czerwca 1958 roku, do ostatniej chwili czekając na swego pana.
Na pamiątkę tamtej historii w Borgo, na Piazza Dante, ustawiono pomnik z
napisem: „A FIDO, esempio di fedeltà" (Fido, przykładowi wierności).
Borgo San Lorenzo nie jest jedynym miejscem, dla którego warto odwiedzić Mugello. Moja druga książka, jak już nie raz pisałam, jest osobistym hołdem złożonym tej krainie, która dla mnie stała się "adopcyjną ojczyzną". Zapraszam Was do lektury i do odwiedzenia Ziem Dantego, jak często nazywane są Mugello i Appennino Tosco Romagnolo.
Wtorek zapowiada się pięknie. Intensywność ma się dobrze. Mikołaj przebiera nogami z niecierpliwości, bo chyba znaleźliśmy odpowiedniego "grata". Mój Gość ze smutkiem szykuje się już do drogi, a ja tymczasem cieszę się na myśl o popołudniowym trekkingu z Bolońskim Dzieckiem.
Dobrego dnia!
UDAWAĆ to FARE FINTA lub FINGERE
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze