Co na plus i komu nic nie wychodzi
środa, października 23, 2024Od dłuższego czasu mam wrażenie, że wszystko idzie mi jak po grudzie. A może powinnam raczej powiedzieć - nic nie idzie. Znów dopadł mnie jakiś kryzys, z którego trudno się wykaraskać. Jakbym stawała "na rzęsach", żeby osiągnąć jakiś cel, a ten cel się niezmiennie oddalał. Zastanawiam się, czy ja te cele zbyt wyśrubowałam, czy to tylko nieudaczność jest we mnie?
Jestem zmęczona tym, że wszystko przychodzi mi z takim mozołem. Czuję się momentami jak ten Leszek z Daleko od szosy, który musiał wspinać się na palcach, po to co u innych leżało na podłodze...
To, co wymyślę - a chyba wymyślam ciekawe rzeczy, rozłazi mi się w rękach. Wciąż brakuje ostatniego zdjęcia, ostatniego przecinka czy finalnej korekty, żeby już oficjalnie pokazać nową stronę. Książka leży rozebrana na czynniki pierwsze, choć miała być o tej porze już w księgarniach. Oczywiście to, że jej nie ma to "zasługa" marcowego tsunami, po którym zmuszona byłam wszystko przeredagować. Warsztaty wrześniowe odwołałam mimo grona chętnych, bo nie byłam w stanie udźwignąć kolejnego zadania. Innego nie sposób podjąć bez auta, a auta szukamy już od dawna i to, co jest, to niestety - za wysokie progi na nasze nogi vel kieszeń. Swoje troski dokłada Mikołaj, swoje troski dokłada Bolońskie Dziecko, a ja wrzucam na plecy ten cały wór i tak się siłuję. Siłaczka za dychę.
Jest też na pewno coś dobrego. Lekcje... Te chyba w miarę wychodzą i musiałam nawet stworzyć listę rezerwowych, bo w tej chwili grafik jest szczelnie zapełniony, a Uczniowie mamią i czarują dobrymi słowami. Ostatnie tygodnie to też multum spotkań towarzyskich - dobrych spotkań, pełnych ciepła i życzliwości i to jeszcze tej jesieni nie koniec. Ponadto jesteśmy w miarę zdrowi, a przynajmniej taką mam nadzieję, więc kolejny powód do "nienarzekania". Miałam też spontaniczną sesję, która przynajmniej jeśli o mnie chodzi nie była planowana i w związku z tym jest zupełnie naturalna i spontaniczna. Oczywiście gdybym wiedziała, pewnie zestroiłabym się w moje ulubione tiule, a tak jest roboczo - blogerka w akcji. Za te zdjęcia bardzo dziękuję @piotr.trumpiel.
I na koniec jeszcze jedna dobra rzecz a propos tiulu. Drobiazg, ale cieszy, choć jest zupełnie nierozsądny i banalny. Upolowałam na chwilowej promocji spódnicę tiulową w nowym kolorze i mam zamiar nosić te moje tiule nawet zimą!
Byłoby całkiem dobrze, żeby mi jeszcze choć tylko od czasu do czasu coś wyszło, coś się udało... Żeby człowiek mógł się wieczorem położyć spać z lekkością uradowany małym sukcesem, żeby już tych kłód pod nogami było jak najmniej.
Prosecco leży w lodówce już od dawna i czeka na dobry moment - pozytywne załatwienie biurokracji, start nowej strony, książka, trudne wyzwanie, choćby najmniejsze coś na plus...
Dobrego dnia!
OD DAWNA to po włosku DA TANTO
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
5 komentarze
Kapitalne zdjęcia ! A nadzieję , że wszystko krok po kroczku się rozsupła - trzeba mieć ! marysia
OdpowiedzUsuńDziękuję Marysiu ❤️
UsuńWow! skrócone włosy! Wyglądasz świetnie. I już kiedyś pisałam, że bardzo twarzowo Ci Kasiu z przedziałkiem z boku. Pozdrawiam. Hanka
OdpowiedzUsuńMarcowe ‘tsunami’, turyści, przyjaciele. Wszyscy potrzebujemy Kasi! A biedna Kasia ledwo zipie… Trzymam kciuki, żeby zimą było więcej czasu na oddech, nową książkę, nową stronę. Zanim wiosną kołowrotek zacznie się od nowa. Przytulam mocno, jak zawsze. Halina
OdpowiedzUsuń"Sei una canna solitaria, che si erge alta, che ondeggia audacemente nelle sabbie corrotte del commercio..." (o dell'editoria turistica ;) - przyp.aut.).
OdpowiedzUsuńI dziękuję za pozowanie :).