Padwa

Spotkanie w Padwie i z Padwą - Chiesa degli Eremitani

piątek, października 04, 2024

Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog

Kiedy kilka tygodni temu J. napisała do mnie z propozycją spotkania w Padwie - dla odmiany od Florencji, ucieszyłam się jak dziecko! Spotkanie z J. jest dla mnie zawsze momentem pełnym inspiracji, ciepła i życzliwości i stało się już naszą jesienną tradycją. 

Do ostatniej chwili - mając na uwadze inne obowiązki i bezlitosne prognozy pogody - nie mogłam się zdecydować czy lepiej 2 czy 3 października, a może 4 i przede wszystkim biłam się z myślami, czy ja w ogóle mogę odwołać cały dzień lekcji. W takich sytuacjach niezmiennie brzęczy mi w głowie przerośnięte poczucie obowiązku i kiedy robię coś dla własnej przyjemności, natychmiast wypełnia mnie poczucie winy. 

Tym razem jednak, po nagromadzeniu ostatnich trosk, po emocjonalnym ciężarze, od którego uwolnienia szukałam wysoko w górach, pomyślałam, że tak, że właśnie zrobię coś dla siebie!

W deszczowy, ciemny, niemal listopadowy poranek wsiadłam do pociągu i ruszyłam do Padwy. 

Choć Padwa znajduje się nie bardzo daleko od Marradi - wycieczka w zasięgu jednego dnia, to ja do tej pory byłam w niej tylko przejazdem. 

Po pierwsze często dzieje się tak, że to co bliżej, odkładamy na potem, a po drugie przyznam uczciwie, że ja mam zdecydowanie południową duszę i jeśli chodzi o moje wojaże, zawsze wybiorę południowy kierunek. Wdzięczna zatem jestem J. za zaproszenie i za motywację, żeby w końcu i Padwie przyjrzeć się bliżej. 

Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog

Moja wyprawa do jednego z głównych miast Veneto była przede wszystkim towarzyska, powiedziałabym, że była wstępną degustacją, aczkolwiek poza pysznym obiadem i ciepłą rozmową, udało mi się zobaczyć dwa najcenniejsze klejnoty Padwy. Pogoda w tym wszystkim nie miała zamiaru współpracować, ale tę niedogodność śmiejąc się skwitowałyśmy: "będziemy to długo wspominać!"

Kiedy padła propozycja spotkania w Padwie, natychmiast rozbłysła w mojej głowie jasna myśl, powiedziałabym rozgwieżdżona myśl - SCROVEGNI! Już dla samej słynnej kaplicy na pewno warto do tego miasta zawitać. To jest zdecydowanie jeden z największych artystycznych cudów. 

Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog

Wysiadłam w Padwie w strugach deszczu zgodnie z planem. J. już czekała na mnie na głównej sali stacji z gotowym planem, a ja cieszyłam się, że tym razem to ja mogę stanąć w roli słuchającej. Rezerwację zwiedzania kaplicy Scrovegni miałyśmy na godzinę 11.00 (rezerwacja jest konieczna!), więc by wypełnić ten czas J. poprowadziła mnie do stojącej tuż obok Chiesa degli Eremitani.  

Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog

Obecny kościół powstał w drugiej połowie XIII wieku, jednak pierwsza świątynia istniała w tym miejscu już wcześniej, dedykowana była świętym Filippo i Giacomo i służyła przede wszystkim pielgrzymom. Niestety budynek bardzo ucierpiał w czasie drugiej wojny światowej. W wyniku bombardowania przepadło bezpowrotnie wiele fresków, tylko część z nich, przynajmniej we fragmentach, udało się ocalić - między innymi te w Cappella Ovetari. Autorem niektórych z nich był młodziutki jeszcze Mantegna.

Przy zdobieniu kościoła pracowało też kilku innych artystów popularnych w tej części Włoch, projekt drewnianego sklepienia przypisywany jest jednemu z mnichów, który miał również zaprojektować pokrycie Palazzo della Regione i choć kościół Eremitani w minionych wiekach poddany był przebudowom, to jednak zachował urok typowej czternastowiecznej świątyni klasztornej. Na mnie osobiście największe wrażenie zrobiło drewniane sklepienie oraz zaskakująca kolorystyka bocznych ścian. Nie wiem czy pasiaste mury w kolorze ochry i czerwieni są czymś typowym dla architektury tych stron, ale na mnie w połączeniu z takim sklepieniem zrobiły piorunujące wrażenie. Jako ciekawostkę dodam, że na jednej ze ścian, widnieje tablica z polskim nazwiskiem...  

Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog

Jan Kochanowski przebywał w Padwie przez kilka lat do 1555 roku, tutaj też studiował i pełnił funkcję doradcy dla studentów narodowości polskiej. Jego obecność w ten sposób została upamiętniona. 

 Od 2021 roku Chiesa degli Eremitani objęta jest patronatem UNESCO. 

Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog
Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog
Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog
Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog
Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog
Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog
Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog
Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog

- Zostało nam 20 minut - ponagliła dyskretnie J. 

Uwieczniłam więc dwa ostatnie kadry, po czym chwyciłyśmy znów nasze ociekające wodą parasole i w strugach deszczu przeszłyśmy do znajdującej się tuż obok kaplicy Scrovegni. 

Z wrażenia miałam miękkie nogi. Na myśl o spotkaniu z Giotto czułam jak zalewa mnie fala wzruszenia. Niech to sobie brzmi górnolotnie! Cieszyłam się jak wariatka! Cieszyłam się też faktem, że w tym artystycznym spotkaniu towarzyszy mi pokrewna dusza, która to wzruszenie, zachwyt i zachłanność w oczach w pełni podziela i rozumie. 

CDN...

MOCNO LEJE to po włosku PIOVE A DIROTTO

Padwa - chiesa degli eremitani, Dom z Kamienia blog

kamyki

Uśmiechnięty kamyk

czwartek, października 03, 2024

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej. Sassolini/ kamyczki

Różne są w ostatnich czasach mody w sieci na zabawy czy łańcuszki. Ludzie potrafią z nudów cuda wymyślać. Generalnie trzymam się od takich rzeczy z daleka, bo i tak nie mam czasu na to, co ważne, a co dopiero na głupoty, ale muszę przyznać, że jest jedna zabawa, która mnie urzekła... 

Jakiś czas temu wpadła mi w oczy włoska grupa na FB o wdzięcznej nazwie sassolini (kamyczki). Polubiłam i zaraz wyskoczyły mi w proponowanych polskie odpowiedniki. Okazuje się, że w kamyczki bawi się chyba pół Europy, a może nawet więcej! 

Zabawa mi się spodobała z dwóch powodów. Po pierwsze jest festiwalem kreatywności, a po drugie efekt działań wywołuje u ludzi uśmiech. Niektórzy uczynili z tego prawdziwą artystyczną misję. 

Zabawa polega na tym, że maluje się kamyczek tak jak fantazja podpowiada - na grupach można znaleźć porady odnośnie techniki, trwałości, materiałów, etc., oznacza się go nazwą grupy, w "sassolini" również kodem pocztowym miejsca, z którego taki kamyczek wyruszył i w dowolnym miejscu się go porzuca. Kiedy ktoś go znajdzie powinien taki pomalowany i oznaczony kamyk sfotografować, opublikować na fb na danej grupie, tak żeby twórca miał ślad po swoim dziele i "uwolnić" w dalszą podróż pozostawiając go w innym miejscu dla kolejnego znalazcy. 

Niektóre z kamyków to prawdziwe dzieła sztuki. Wiem o tej zabawie już od jakiegoś czasu, ale nigdy wcześniej nie udało mi się takiego kamyczka znaleźć. Aż do minionego poniedziałku... 

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej. Sassolini/ kamyczki

Poniedziałek był słoneczny i ciepły tak jak cały weekend. Po pierwszej turze lekcji rozochocona zbiorami weekendowymi postanowiłam wdrapać się ponad łąkę Dyzia i dalej szukać grzybów. Kilka sztuk znalazłam, ale tym razem to nie one były największą radością. Wśród pokruszonych skał na "poboczu" szlaku leżał kamyk. Leżał i uśmiechał się tym razem właśnie do mnie. 

Kamyk musiał chyba już całkiem długo czekać na znalazcę, bo napis na odwrocie częściowo się zatarł. Tak czy inaczej można jeszcze odczytać życzenia uśmiechu i imię autorki. Grazie Roberta. 

W trudnych ostatnio dniach rozjaśnia chmurne myśli kilka promyków. Kamyk w poniedziałek był pierwszym z nich. Potem było przemiłe spotkanie we Florencji, pełna serdeczności odpowiedź na mojego maila będącego częścią wspomnianego wyzwania, jakie mnie kusi i którego jeszcze się boję, następnie zaproszenie do radiowej rozmowy, a dziś czeka nowe miasto i jeszcze jedno inspirujące spotkanie. 

Oby ten dzień, mimo deszczu obfitował w ciepłe promyki!

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej. Sassolini/ kamyczki


codzienność

Ulubione powtórzenia, trudny czas, nowe wyzwania

środa, października 02, 2024

Gaje kasztanowe w Marradi, blog Kasi Nowackiej

Kiedyś jedna z moich czytelniczek skomplementowała moje pisanie, mówiąc, że nawet jeśli piszę o tych samych rzeczach, to za każdym razem robię to inaczej, z nowymi emocjami. Było mi bardzo miło słyszeć tamte słowa i przypomniały mi się one o poranku, kiedy zabierałam się do wpisu o październikowych gajach kasztanowych. 
Choć komplement przyjemnie połechtał wtedy moje ego, to jednak dziś wiem, że słowa te były przesadzone. Doskonale zdaję sobie sprawę z mojej powtarzalności. Trudno jej uniknąć, w opowiadaniu o cyklicznie powracających radościach, nostalgiach, zachwytach, a takim cyklicznym zdarzeniem jest przecież czas kasztanów...
 
Gaje kasztanowe w Marradi, blog Kasi Nowackiej

Kiedy niedzielę wracaliśmy z popołudniowej wyprawy na grzyby, postanowiliśmy się zatrzymać na chwilę w niewielkim castagneto. Przy okazji znów wyjaśnię - castagneto to gaj kasztanowy, castagno to kasztan jadalny (nie kasztanowiec!!!) i w końcu castagna to owoc kasztana jadalnego. 

W tej chwili gaje są już wysprzątane niczym ogrody i czekają na spadanie pierwszych marroni. W tym miejscu przypomnę mój wpis zeszłoroczny, w którym wyjaśniłam dlaczego w Marradi używamy określenia marroni i czym w ogóle marradyjskie przysmaki wyróżniają się na tyle innych. 

Gaje kasztanowe w Marradi, blog Kasi Nowackiej
Gaje kasztanowe w Marradi, blog Kasi Nowackiej

A gaje kasztanowe? 
Castagneti to jak miejsca z bajkowego świata i naprawdę nie ma w moich słowach przesady. Promienie słońca w pogodny dzień przemykają subtelnie przez sito rozczapierzonych liści. Poduszki mchu pod stopami mamią miękkością, wyciszają odgłos naszych kroków, żeby niczym ten mistycznej ciszy nie zmącić. Tylko co jakiś czas słychać jak pojedyncze marroni przy akompaniamencie szeleszczącego szuuuu odczepiają się od gałęzi i miękko lądują na ziemi. 

Inne lasy najczęściej pełne są pospolitych drzew, ale gaje kasztanowe, podobnie jak wiekowe gaje oliwne to naturalne galerie sztuki pod gołym niebem. 

Jako samozwańcza ambasadorka tych ziem czuję się w obowiązku przypomnieć, że w czasie zbioru kasztanów do gajów wchodzić nie wolno. Te owoce są bardzo często porównywane do chleba, więc deptanie ich zupełnie się nie godzi.

Gaje kasztanowe w Marradi, blog Kasi Nowackiej
Gaje kasztanowe w Marradi, blog Kasi Nowackiej
Gaje kasztanowe w Marradi, blog Kasi Nowackiej

W ostatnim czasie zdecydowanie nie jestem w formie - duchowej formie. Na szczęście dużo się dzieje i wspomagam głowę spacerami, wyprawami, grzybami i spotkaniami z dobrymi ludźmi. Ten tydzień to aż trzy takie spotkania. Wczorajsze florenckie spacerowanie, za które jestem wdzięczna udało nam się pięknie mimo porannej mżawki, jutro czeka mnie kolejne wspaniałe spotkanie w zupełnie nowym miejscu i w końcu w niedzielę powróci do Marradi znajoma dobra dusza i mam nadzieję na radosną inaugurację kasztanowej sagry. 

W tym wszystkim mało mam czasu na pozostałe sprawy, ale myślę, że kiedy już czar października przygaśnie, moje pisanie znów przybierze na sile i w końcu też zaprezentuję nową stronę. 

Przymierzam się też do nowego wyzwania... Jeszcze się cykam - jak mawia moje dziecko - bo dla mnie chyba wszystko jest wyzwaniem, ale myślę, że nowe kompetencje to coś, w co warto inwestować - nie tylko pieniądze, ale też i czas. Przeszkadza mi w tym tylko moja nieistniejąca "pewność siebie" i strach (wieczny strach!) czy ja w ogóle dam radę... 

Dobrego dnia!

Gaje kasztanowe w Marradi, blog Kasi Nowackiej


grzybobranie

Sekrety toskańskiego grzybobrania

wtorek, października 01, 2024

Dom z Kamienia blog Kasi Nowackiej

Ranek nie był już bardzo wczesny, ale też jeszcze nie późny, kiedy z wiatrem we włosach wędrowałam jedną z moich ulubionych grani. Szlak, który prowadzi na Lozzole jest zdecydowanie na podium najbardziej widowiskowych szlaków Appennino Tosco-Romagnolo. Dzień wcześniej umówiłam się z Mario na "poważne" grzyby, a kiedy ten zaproponował godzinę 9.00, w pierwszym odruchu moja dusza aż załkała z żalu. Nic nie powiedziałam, bo przecież jak na grzyby, proponowana pora i tak była już całkiem późna. Chodziło o to, że kiedy ma się w tygodniu tylko jeden jedyny poranek na spokojne poleżenie z kawą w łóżku i niezakłócone niczym pisanie, to trudno z tego dobrowolnie zrezygnować. Musi być naprawdę ważny ku temu powód.
Grzyby i trekking jak najbardziej takim powodem być mogą. 

Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc

W niedzielę Mikołaj już z samego rana wybył do Florencji na mecz. To znaczy mecz był tak naprawdę w Empoli i to dopiero wieczorem, jednak Mikołaj i jego przyjaciel postanowili wykorzystać niedzielę maksymalnie i przed przyłączeniem się do imponującego orszaku kibiców fiorentiny, który ruszał ze Scandicci, wcześniej pooddychać florenckim powietrzem, zjeść kanapkę na San Niccolò i posnuć się bez wyższego celu. 

Tym sposobem ja nie musiałam myśleć o "niedzielnym" obiedzie, tylko bez poczucia winy mogłam ruszyć na szlak i tym szlakiem wędrować niemal przez cały dzień. 

Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc

Przeszliśmy kilka dobrych kilometrów i trzepnęliśmy niezłe przewyższenie. Mario zadziwiał mnie swoją formą, minęło dobrych kilka lat, kiedy ostatnio tak razem wędrowaliśmy. Tak czy inaczej pierwsze miejsce nie było tym miejscem. Przystanek był piękny dla samego trekkingu, ale zbiory okazały się nędzne. 

W takim Marradi do zbierania grzybów trzeba mieć prawdziwe przygotowanie - przede wszystkim od miejscowych nauczyć się miejsc, a po drugie w sezonie słuchać ich relacji, żeby wiedzieć w jakim rodzaju lasu akurat jest wysyp. 

Włosi zbierają przede wszystkim porcini (borowiki) i ovatelle lub ovuli. Te drugie po polsku mają zacną nazwę - muchomor cesarski, gdyż już w starożytności uważano je za tak smaczne, iż godne były cesarskiego stołu. Ovatelle są przepyszne i czasem cenniejsze nawet niż porcini, bo znaleźć je jest zdecydowanie trudniej. Kiedy nie są jeszcze rozwinięte przypominają jajko - stąd ich nazwa. 

Z innych grzybów, które lądują we włoskich koszykach, jeśli nie ma wyżej wymienionych są kurki, wiosną prugnoli, czasem kanie oraz kilka innych gatunków, których ja - choć grzybiara od maleńkości - nie znam. 

Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc

Z wyjściem na grzyby jest tak, że przede wszystkim trzeba się ubrać jak na górską wyprawę i mieć kondycję. Trzeba też wiedzieć gdzie i kiedy dokładnie padało. Cerro, castagneto, faggio, paloneta, macchia - to są rodzaje naszych lasów. Porcini z cerro będą ciemne jak gorzka czekolada, te z gaju kasztanowego będą dużo jaśniejsze. 

Po tych latach znam doskonale zasady  oraz wiele miejsc i czuję się, jakbym posiadła tajemną wiedzę. "Fungaia" czyli obszar, na którym zwykle "rodzą się" grzyby, jest niewielki, więc chodzenie na grzyby nie jest kilkugodzinnym spacerkiem w jednym miejscu, tylko przeskakiwaniem z jednej fungai do drugiej. Kto ma górski motor, ten na pewno mniej się zmęczy. Wystarczy dotrzeć w dane miejsce, żeby przekonać się czy wysypało, czy nie, jeśli nie, to szuka się gdzie indziej. 

I tak wczoraj po pierwszym przystanku, Mario zaproponował drugie miejsce, do którego ja zupełnie nie miałam przekonania, bo jak żyję w Biforco, nigdy żadnego grzyba tam nie znalazłam, ale nie mnie przecież było oceniać i spekulować.  

Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc

Już po kilku krokach w nowym miejscu okazało się, że trop tym razem był dobry. Wyciągaliśmy porcini jeden za drugim okraszając to wyciąganie peanami pełnymi entuzjazmu. Niepohamowaną, dziką radość zrozumie tylko drugi grzybiarz. 

Nim się zorientowaliśmy wybiła godzina pierwsza, więc przyszedł czas na przerwę obiadową, ale ponieważ obydwoje złapaliśmy najwyższą grzybową fazę, umówiliśmy się na kolejne wyjście tuż po obiedzie. 

W domu dogodziłam sobie po królewsku. Ze znalezionych skarbów przygotowałam: sałatkę ze świeżych ovatelli z rukolą i graną oraz klasyczną pastę z porcini

Po porannym wysiłku pochłonęłam te smakowitości z prawdziwym apetytem i niedługo potem znów Ranger podjechał pod dom, żeby poterkotać na kolejną grzybową wyprawę. 

Ostatnie miejsce nie było zupełnie trafione, ale to dlatego, że postanowiliśmy wyjść poza schemat i o ile w życiu wychodzenie poza schematy jest najczęściej na plus, to w kwestii marradyjskiego zbierania grzybów zwykle się nie opłaca. 

Tak czy inaczej spacer po Appennino jest zawsze czystym dobrobytem, duchowym wsparciem i regeneracją. Zajrzeliśmy do gajów kasztanowych, przegnaliśmy Rangera kostropatą drogą, tak kostropatą, że znów "przypłacił to zdrowiem", a na wieczór umówiliśmy się na ucztę grzybową tym razem u Mario. Pierwsze skrzypce grały tym razem smażone porcini!

Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc
Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc

- Ciekawe kto je wymyślił... 
- Smażone porcini? - zapytałam.
- Jedzenie grzybów w ogóle - i nie czekając na moją odpowiedź zaraz zaczął snuć swoją teorię - pewnie mnisi. Z jedzeniem i piciem to oni wszystko wymyślili. Wyobrażasz sobie ile musiało ich umrzeć, zanim skapowali się, które są dobre, a które trujące? 
- W sumie to masz rację... Pewnie do degustacji wykorzystywali tych najbardziej "rompiscatole"...  

To był dobry weekend. Intensywny w wysiłku fizycznym, satysfakcjonujący w zbiorach, smakowity na stole, ale przede wszystkim pomógł głowie ustawić się nieco do pionu. Trudy są nadal, nie zniknęły, ale góry dają jednak nieprawdopodobną siłę. Dlatego też w ten sam sposób postanowiłam się "terapeutyzować" w poniedziałek, ale to jest już zupełnie nowa opowieść. 

Pięknego dnia i BUONGIORNO OTTOBRE! 

ROMPISCATOLE to po włosku osoba, która "zawraca gitarę", "truje d..ę".

Dom z Kamienia, Gdzie Dante mówi dobranoc