Wiking wraca do domu i wrzesień pierwszej dekady
wtorek, września 10, 2024Równo z zakończeniem moich porannych lekcji i z "dzwonkiem" na obiad, do domu wrócił Mikołaj. Nie było go prawie miesiąc... Wrócił pełen tęsknoty za tym, co przeżył i żalu, że już się skończyło. Wyciągnął pamiątki, album ze zdjęciami, które już zdążył wywołać i opisać i długo opowiadał...
Teraz już mogę zdradzić kierunek jaki wybrał na swoją podróż, a kto go zna, choćby z blogowych opowieści, ten pewnie bez trudu domyślił się, że Mikołaj pojechał na północ, do kraju Wikingów!
Wyruszył rankiem z Bolonii, dojechał do Monachium i w Monachium przesiadł się w pociąg do Hamburga. Tam dotarł późno wieczorem i zatrzymał się na nocleg, ale już około 6 rano wsiadł do następnego pociągu, tym razem do Kopenhagi. W Kopenhadze był krótko, bo czekał już kolejny pociąg - do Goteborga w Szwecji. W Goteborgu miał więcej czasu na przesiadkę, więc znalazł czas, żeby na spokojnie po mieście się powłóczyć. Po kilku godzinach wsiadł do przedostatniego pociągu - i to był chyba najbardziej nerwowy moment podróży, bowiem pociąg ten wyruszył z dużym opóźnieniem, a w Oslo późno wieczorem Mikołaj miał się przesiąść w ostatni już pociąg - nocny i docelowy do Bergen.
Problemem było nie tylko to, że jeśli na ten pociąg by nie zdążył, to pozostałoby mu spanie na stacji albo szukanie na szybko noclegu w Oslo, co na pewno o północy nie byłoby ani łatwe ani "niskobudżetowe", ale przede wszystko to, że na drugi dzień zostały tylko najdroższe bilety i to dopiero po południu, podczas gdy według pierwotnego planu o poranku w Bergen do Mikołaja mieli dołączyć przyjaciele z Polski i wszyscy razem ruszali na pieszy tour - survival z plecakami.
Kiedy przeżywałam ten nerwowy moment i wspomniałam o tym na blogu wylał się na mnie nawet hejt, że się nad "tym moim Mikołajkiem" roztkliwiam. Ktoś widocznie nie umie wczuć się w zatroskanie o ukochaną osobę albo zwyczajnie nie ma krztyny empatii i przede wszystkim poczucia humoru, bo o zdarzeniach pisałam już z dystansu, ale celowo - dla hecy z przerysowaną manierą przejętej matki.
Na szczęście tamtego wieczora wszystko się dobrze potoczyło. Po interwencji u capotreno okazało się, że nie tylko jeden Mikołaj na ten pociąg musi zdążyć, więc koniec końców połączenia się spięły i każdy dojechał tam, dokąd zmierzał.
Rankiem, tak jak było zaplanowane mój podróżnik wysiadł w Bergen i niedługo potem dołączyła do niego reszta brygady. Tak oto wielka przygoda miała swój ciąg dalszy.
Po Bergen przyszedł czas na Polskę, Litwę i Słowację. W kwestii podróży w tym roku można powiedzieć, że Mikołaj rozbił bank. Teraz pewnie chwilę to zajmie, zanim osiądzie w codziennym, biforkojwym klimacie. Zew przygody raz w człowieku obudzony, potem już nigdy nie ginie... Coś o tym wiem.
Przy okazji rada dla tych, którzy planują swój "interrail" albo dla Waszych dzieciaków - warto na przesiadkę mieć minimum godzinę. Wszyscy śmieją się z "punktualności" włoskich kolei, ale paradoksalnie tym razem pociąg z Bolonii odjechał punktualnie, czego natomiast nie można było powiedzieć ani o pociągu niemieckim, ani o szwedzkim.
Tymczasem wrzesień odbębnił pierwszą dekadę. Po niedzielnych perturbacjach pogodowych zrobił się... właśnie wrzesień, do soboty bowiem mieliśmy jeszcze upalne lato. Od pomidorów w ogródku aż czerwono, nie mam już siły ich zbierać, ani skakać wokół nich. Zrobiłam chyba 120 słoików przecieru i pomidorków w solance. W kuchni stoi skrzynka gruszek - dar od sąsiada, które też mam jeszcze zamiar przerobić. Poza tym Mario zebrał już dynie i pikantne papryczki, a ziemniaki stoją w skrzynkach w piwnicy. Ponadto zamroziłam kilka woreczków cukinii i jeżyn, więc można powiedzieć, że trochę zapasów na zimę udało się nazbierać.
Do szczęścia brakuje nam jeszcze trochę grzybów, które po tych deszczach - kto wie...
Dziś po raz pierwszy nie zostawiłam na noc otwartego na oścież okna. Myślę też, że powoli w wolnej chwili można zacząć przepakowywać garderobę. Potem nie będzie na to czasu, bo druga połowa września oraz cały październik zapowiadają się jako jedna wielka karuzela ludzi i zdarzeń.
Dobrego dnia!
PRZESIADKA, POŁĄCZENIE w tym znaczeniu to po włosku COINCIDENZA
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
6 komentarze
Ale fantastyczną wyprawę miał Mikołaj. To na pewno zbyt śmiałe liczyć, że zechce się tutaj podzielić choć jednym wspomnieniem z podróży...Na pewno wrócił odmieniony w pozytywnym sensie, takie podróże zmieniają człowieka, przede wszystkim odciskają ślad w duszy i charakterze. Hejtu za troskę matki nie rozumiem i chyba nie chcę zrozumieć bo dla mnie nieważne ile lat ma dziecko, zawsze to nasze dziecko i matczyna troska nie znika wraz z jego wiekiem. A pomidory to bym chętnie przygarnęła gdyby nie odległość; ). Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuńKarolina dałabym Ci cały kosz, serce mi pęka jak widzę, że marnieją. Nam się już pomidorami ulewa. Wyjątkowo obrodziły w tym roku. Mikołaj może da się namówić w wolnej chwili, spróbuję, choć w sumie nie wiem czy ulegnie Matce. Miałby co opowiadać...
UsuńFantastyczna podróż! Prosimy o więcej. Tylko czekam, jak za rok mój syn też wyruszy na swoją wyprawę. U nas upał skończył się wczoraj. Pierwszy raz chyba nie jest mi tak bardzo żal lata, bo polskie lato było cudownie gorące i słoneczne, więc można się było wygrzać do woli. A deszcz jest nam bardzo potrzebny. Pozdrawiam, Ewa
OdpowiedzUsuńU nas dziś pierwszy prawdziwie jesienny deszcz, choć od soboty wraca piękne słońce. Ciekawa jestem jaki kierunek Twój syn wybierze!
UsuńSuperowa wyprawa i dzielny chłopak! Nie przejmuj się Kasiu kąśliwymi komentarzami (przypominam Twój toples, hehe), bo moje dzieci, mimo że dwa razy starsze od Mikołaja, mają przykaz składać meldunki z podróży. I też się denerwuję, kiedy coś idzie nie tak. Taka niedobra matka jestem :D :D :D Pozdrawiam. Hanka
OdpowiedzUsuńNo naprawdę! A afery z toples... to były czasy:) Idziemy jednak z duchem czasu:) Tylko się cieszyć.
Usuń