Podły humor podlany ostatnim deszczem
sobota, września 21, 2024Myślałam, że oszaleję... I to już nie chodziło o pogodę samą w sobie, bo nawet nie było tak zimno przy tym całym deszczu i wilgoci, problemem było to, że każda kolejna minuta opadów pogrążała nas jeszcze bardziej. Miało przestać padać w piątek po obiedzie i rzeczywiście jakby przestało, choć ołowiane chmury dalej złowrogo przewalały się nad doliną.
Skończyłam pierwszą turę lekcji, zjadłam i wpadłam w taki marazm, że szkoda gadać. Zupełnie nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Miałam tak podły humor, że nie chciało mi się ani pisać, ani z nikim rozmawiać. Stałam w oknie i patrzyłam tęsknie w górę wypatrując choć krztyny błękitu.
W końcu złapałam za telefon i z nadzieją, że mnie jeszcze na amen nie przeklął po prośbie z poprzedniego wieczora, napisałam do Mario z pytaniem czy ma się jakoś i czy w ogóle żyje.
Mario miał się zdecydowanie lepiej niż ja. Pomyślałam więc, że jedynym ratunkiem dla mojego podłego humoru jest chwila w barze. Szybkie aperitivo dla odwrócenia uwagi i pobycie w barowym klimacie.
Pomysł okazał się trafiony, bo w barze zawsze jest ktoś, kto zażartuje, zagada, podzieli z człowiekiem zmartwienie, radość albo rzuci niewybrednym, bezpardonowym żartem.
W barze zrobiło mi się minimalnie lepiej, ale kiedy już miałam zbierać się do domu z nieba lunęło po raz kolejny. Lunęło z całą mocą... Wszyscy popatrzyli po sobie i skwitowali to śmiechem i żartami, które nawet nie nadają się do cytowania. Niedługo potem od strony Romanii na niebie wyłonił się tak bardzo wyczekany błękit. Powoli, powoli chmury zaczęły się rozmywać...
- To co jutro robimy?
- Mah... - skwitował Mario, co można tłumaczyć jako: "nie wiem", "wymyśl coś", "a w ogóle musimy coś robić"?
- To ostatni mój wolny weekend przed turystycznym maratonem. Następny będzie w listopadzie, a ty wtedy już masz polowanie. Jutro i pojutrze poza porannymi lekcjami jestem wolna, a pogoda ma być chyba wymarzona na wojażowanie.
- Vediamo... (Zobaczymy)
O tym, czy gdzieś ruszyliśmy opowiem już jutro, zdradzę tylko, że inspiracją okazały się dla nas słowa Lorenzo de' Medici, które Mario błędnie przypisał Dante, ale tak czy inaczej ostatecznie zaprowadziły nas one do raju i "raj" wcale nie jest tu metaforą.
Pogoda wróciła do nas jak malowana. Drogi na Romanię - czyli przez San Cassiano i Modiglianę nadal nie są przejezdne. Można przedostać się przez Palazzuolo sul Senio i bez problemu od strony Borgo San Lorenzo. Pociąg kursuje tylko na odcinku - Marradi - Florencja. To informacja dla wszystkich planujących marradyjski pobyt. Mam nadzieję, że na dniach się to zmieni, nie sądzę, żeby nie uporządkowano tego bałaganu przed kasztanowymi sagrami! Poza tym w samym Marradi nie ma żadnych śladów po minionym kataklizmie.
Pięknego sobotniego wieczoru.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
T minus 19 and counting...
OdpowiedzUsuń