Molisańska podróż solo z wyspiarskim akcentem - prolog
czwartek, września 05, 2024Intercity do Termoli
Wyruszyłam dziś w moją drugą podróż w pojedynkę. Jadę do Termoli, a jutro popłynę na Wyspy Tremiti. Mam nadzieję, że będzie to tak samo piękna podróż, jak ta do Neapolu dwa lata temu. Tym razem jednak wyruszam ze smutkiem, z pętlą trosk na szyi, która nie przestaje się zaciskać. Trudno mi będzie ten smutek zgubić.
Oczy skupiają się na obrazach migających za oknem. Najpierw Parco Bucci i cały jego folwark zwierzęcy - gęsi, kaczki, perliczki, indyczki i pawie na porannym spacerze, mężczyzna w zielonej koszulce na joggingu, napis na murze "la libertà per tutti" (wolność dla wszystkich)... Chciałabym odnaleźć spokój, chcę pisać, fotografować, oddychać głęboko, chcę czuć się wolna i spokojna.
3 września, Dimora 13
Nosiłam ten mój smutek w sobie aż do obiadu, potem, kiedy odeszłam od stołu i poszłam na długi spacer wzdłuż morza, poczułam jak nagle linka trosk przestała zaciskać mi się na szyi... Byłam jak latawiec, który zerwał się z żyłki.
Dawno temu, kiedy jako mała dziewczynka spędzałam wakacje na wsi jedna z moich kuzynek przywiozła latawiec. Nie jakiś wyfiokowany, wyjątkowy - ot kawałek foli na patykach - najprostszy z możliwych. Tatusiowie jako eksperci zabrali się za puszczanie tego latawca, a my dzieci staliśmy z zadartymi głowami i śledziliśmy zafascynowani jego lot. Latawiec złapał w górze sprzyjający wiatr. Wzbijał się coraz wyżej i wyżej aż rozwinął całą szpulkę linki i chciał lecieć dalej. Trudno go było utrzymać. Dorośli zaczęli przeczesywać każdy zakamarek w domu w poszukiwaniu dodatkowych sznurków - i tak poszła w ruch żyłka od wędki i sznurek do wieszania prania. Latawiec wzbijał się coraz wyżej i wyżej, zrobił się maleńkim punkcikiem, aż w końcu zerwał się z tych wszystkich linek i zniknął z naszych oczu.
Przypomniało mi się to zdarzenie właśnie w poniedziałkowe popołudnie, kiedy ja sama poczułam się dokładnie tak, jakbym była tamtym latawcem.
W 2022 roku przeżyłam szok związany z moim zdrowiem. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, ale sporo w głowie przewartościowało. Wtedy właśnie obiecałam sobie, że każdego roku będę podarowywać sobie samotną podróż, choćby najkrótszą. Kilka miesięcy później ruszyłam do Neapolu i popłynęłam na Procidę. Na początku byłam trochę niepewna - nawet jeśli, jak często powtarzam, jestem zdecydowanie typem samotnika - czy w ogóle to podróżowanie w pojedynkę się sprawdzi,.
Wkrótce okazało się, że tamta podróż stała się jednym z najpiękniejszych przeżyć mojego życia i rozbudziła apetyt na więcej.
Rok temu niestety nie dotrzymałam danej sobie obietnicy, bo cały budżet pochłonęło urządzanie starszego Dziecka w Bolonii. W tym roku natomiast, zaraz po powrocie z hiszpańsko-francuskich wakacji, targana wyrzutami sumienia z powodu poczynionych wydatków też powoli zaczęłam wycofywać się rakiem z planów o samotnej podróży. I wtedy właśnie przyszedł dzień powtórzenia badań kontrolnych. Wyniki - jak się okazało - na szczęście były bardzo dobre, ale samo badanie poszło ciężko i jak tylko po badaniu wróciłam do domu, natychmiast otworzyłam komputer i zaczęłam planować moją podróż. Chyba coś sobie obiecałaś! - zganiłam się w duszy.
Mam swoje wymagania co do wyboru destynacji. Musi być to miejsce inspirujące, najlepiej z konotacjami artystycznymi - literatura, muzyka, malarstwo, ktoś tam się musiał urodzić, ktoś tworzyć, ktoś o tym miejscu musiał napisać... Ponadto musi być tam miejsce do najskromniejszego choćby trekkingu, niekoniecznie wyczynowego. Dobrze też, żeby było morze, a ideałem byłaby możliwość popłynięcia na jakąś wyspę i oczywiście musi być "budżetowo", nie bardzo daleko, bo mogę wyłączyć się najwyżej na trzy dni, czyli dwie noce.
Na początku pomyślałam o Ligurii. Chciałam dać drugą szansę Cinque Terre, tym bardziej, że ponownie otwarty został słynny "miłosny" szlak - La via dell'Amore. Przypomniało mi się jednak, że na tym właśnie szlaku i dokładnie na odcinku, który mnie interesował jest kocie "schronisko", a kto mnie zna, ten wie, że ja z kotami to nie, oj nie... Zaczęłam szukać innej destynacji nadal w Ligurii i tak wymyśliłam Sestri Levante, bo na oko zaspokajało większość moich potrzeb. Pociąg kosztował zaskakująco mało, podróż nie trwałaby długo, ale ostatecznie i to miejsce skreśliłam, kiedy zbiły mnie z pantałyku ceny noclegów wyśrubowane do nieprzyzwoitości.
O świcie 2 września wsiadłam zatem w pociąg i ruszyłam na południe do najmniej znanego włoskiego regionu - do Molise. Przez te niespełna trzy dni zapisałam wiele stron notesu, zapełniłam kartę pamięci w Nikonie, zachwyciłam się, odetchnęłam, nabrałam siły, znalazłam inspirację, byłam całym sercem szczęśliwa, byłam całym sercem w podróży.
Dla mnie podróżowanie nie jest tylko odwiedzeniem nowych miejsc, żeby mieć materiał na social media. Dla mnie podróżowanie jest czymś więcej. Oczywiście dzielę się relacjami z tych podróży z największą radością, ale to już potem, po wszystkim, kiedy sama chcę wszystko przeżyć jeszcze raz wertując moje zdjęcia i zapiski.
Dziś już niestety wracam do zajęć i to na pełen etat z milionem spraw, ale w najbliższych dniach będę bajać o mojej podróży i przeżywać ją na nowo. Rozsiądźcie się wygodnie i dajcie porwać w podróż do Termoli i na wyspę San Nicola.
Pięknego dnia!
Ps. Oczywiście krótkie streszczenie moich radości podróżniczych na początek utrwaliłam sobie z odrobiną muzyki.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
3 komentarze
Cieszę się, że samotna podróż pozwoliła ci oczyścić głowę i przegoniła smutki nawet jeśli tylko na trochę dzięki temu mogłaś docenić te piękne chwile w nowym miejscu. Czekam na dalsze opowieści. Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie. Żeby nie było podobają mi się zawsze, ale te są jakieś "lepsiejsze" :) Nie wiem czy oko bardziej wypoczęte czy obiekt bardziej niezwykły :)
OdpowiedzUsuńPiotrek
Przeczytałam z wielką nostalgią, wróciły wspomnienia z czasów wakacji spędzanych na Gargano (okolice Vieste), gdzie jeździliśmy z małym synkiem do Piccolo Friuli. Trzy razy nas tam pognało, ale miejsce nas urzekło i to była dobra baza na wycieczki po okolicy. A jako bonus oczywiście przepiękna trasa dojazdowa nad brzegiem morza... Ciekawa jestem Twoich wrażeń, bo te 20 lat temu była tam cisza, spokój, super atmosfera rybackich wiosek i miasteczek nadmorskich. Na pewno sporo się zmieniło, ale piękne widoki zostały. Pozdrawiam serdecznie, Kasiu. Barbara
OdpowiedzUsuń