Koniec wakacji - tytuł bez polotu
niedziela, września 15, 2024A potem szast prast trzy miesiące i garstka dni przeleciały jak każdego roku, jak wszystkie wakacje w minionych latach - nie wiedzieć kiedy...
W zeszłym roku przynajmniej wymyśliłam sobie podróż na następne wakacje w ramach pocieszenia się, a w tym roku - mowa o roku szkolnym - mam związane ręce, bo to przecież rok matury Mikołaja, rok jego decyzji "co dalej" - oby dobrych i przemyślanych, a to wszystko po pierwsze owiane jest stresem, a po drugie wypełni cały początek wakacyjnego czasu. Wątpię czy uda nam się jakikolwiek rodzinny wyjazd... Gwiazdy musiałyby ułożyć się wyjątkowo korzystnie, a mnie te gwiazdy to chyba ostatnio jakoś nie lubią i sprzyjać nie chcą, więc nawet nie ma sensu się łudzić...
W sobotę wieczorem dopadł mnie dół jak Rów Mariański. W sumie bez żadnego powodu, ot słabość na półmetku września, zmęczenie, zmartwienia, zatroskania. Mam tylko nadzieję, że jesień przyniesie odrobinę dobrego, że kilka spraw poukłada się pomyślnie, że wreszcie złapię oddech tak na serio i na dłużej.
Dziś rano przekopywałam archiwum bloga i wpadły mi w oczy dawne "końce wakacji", jak różne, jak ciepłe i w ogóle jakby z innej epoki. Dla sentymentalnych podróż w czasie:
Oczywiście to, co wymienione w pierwszym akapicie dzisiejszego wpisu, przyjdzie też wiosną: spotkania, ludzie, trekkingi, może jakiś drobny wyjazd... Zaraz moja głowa przeskoczy na kasztanowo-jesienno-szkolny rytm i może przestanę smęcić, ale dziś mi właśnie tak. Swoją drogą dobrze, że my tu w Marradi mamy kasztanowy październik, bo to obok lata drugi pełen atrakcji czas, niczym pocieszenie po skończonych wakacjach. Człowiek skupia się na sagrach, na kasztanach, a kiedy te się kończą, to jest już listopad - sagrami mami wtedy Brisighella, a kiedy i te przeminą, to już myśli się o świętach, a ja wtedy po cichu powtarzam sobie, że zaraz dni zaczną się wydłużać i będzie można powoli wypatrywać pierwszych kwiatów...
Niedziela zapowiada się kolorowo, bo czeka na mnie piękna impreza. Mam tylko nadzieję, że Mario będzie w formie i uda się plan zrealizować. Na następny tydzień zapowiadają falę opadów, która mam nadzieję, nie będzie powtórką z wiosny 2023 roku. Tymczasem śledzę relacje z południa Polski, które napawają lękiem. Najczęściej wymieniane miejscowości znam doskonale, bo wiąże się z nimi wiele moich młodzieńczych wspomnień. Całym sercem życzę Wam, żeby przestało padać i nie powtórzyło dramatu z 1997 roku.
Wszystkim miłej niedzieli i do porannej kawy zlepek wakacyjnych chwil...
RÓW to po włosku FOSSA
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Niestety zapowiada się gorzej niż w 1997 bo poziom wody już jest wyższy a idzie nowa fala. Pozostaje mieć nadzieję że nowy zbiornik retencyjny który jest pusty przyjmie dużo wody i ocali Wrocław i leżące dalej miejscowości. Żal, że w górnych biegach rzek nie ma wystarczającej ochrony i ludzie znowu tracą cały swój dobytek. Ja akurat mieszkam z dala od terenów zalewowych ale te rejony zwiedzałam wielokrotnie i żal patrzeć co się tam dzieje. Oby u was deszcze nie przyniosły żadnej katastrofy a jedynie przyjemne jesienne orzeźwienie. Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuń