Uaktualnienia i dzień do góry nogami
wtorek, sierpnia 13, 2024Niemal cały dzień - dzień, który teoretycznie miał być kontemplacją "mojej słodkiej samotności", upłynął na dopingowaniu Mikołaja. Wsiadł, wszystko ok, przesiadł się, wszystko ok, dojechał, zakwaterował się na noc, wszystko ok i tak dalej... Dziś rano oczywiście pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po otworzeniu oczu, było napisanie wiadomości z zapytaniem na jakim jest etapie. Znowu: wsiadł? dojechał?
Wczoraj nie licząc Włoch, Mikołaj przejechał przez dwa kraje, a o świecie wsiadł do następnego pociągu, przekroczył nową granicę i dojechał do europejskiej stolicy. Wyszedł ze stacji na szybki spacer, który wystarczył, żeby się miastem zachwycić, potem wsiadł w następny pociąg i chyba godzinę później przekroczył kolejną granicę.
Właśnie dotarł do kolejnego miasta - w zupełnie nowym dla niego kraju i tu ma dwie godziny przerwy, więc i czas, żeby zobaczyć miasto na spokojnie. Około 23.00 w kolejnej europejskiej stolic powinien przesiąść się do nocnego pociągu i rankiem wysiąść w bardzo kolorowym mieście. Wczoraj wieczorem był zmęczony, ale zachwycony. Mnie stresuje tylko ta seria przesiadek, żeby wszystko poszło zgodnie z planem, choć oczywiście są to sprawy, na które nie mam wpływu, więc to moje przejmowanie nikomu nie służy. Na szczęście na ten moment wszystko poszło sprawnie.
Jutro zaczyna się pieszy etap wyprawy. W nieznanym mu jeszcze kraju Mikołaj spotka się z dwójką polskich przyjaciół i przez pięć dni będą wędrować z plecakami. Mam nadzieję, że pogoda - koniec końców - będzie bardziej łaskawa niż obecne prognozy.
To tyle z "apdejtu" na temat Mikołaja. A ja?
Dzień poza lekcjami wypełniło uporządkowanie apartamentu, którym się opiekujemy i którym tak naprawdę zajmuje się Mikołaj (teraz obowiązek ten przeszedł na mnie), spotkanie z Ellen na aperitivo i jak zawsze potrzebne rozmowy oraz odebranie mojego czarnego stroju, który niezbędny mi jest do sobotniego anturażu wiedźmy i w końcu wielka wyprawa w poszukiwaniu kolacji...
Mario zaproponował, żeby przetestować w Fognano neapolitańską pizzę. Ostrzyliśmy na nią zęby już od dwóch tygodni. Nasza wyprawa była jednak nietrafiona, bo akurat 12 sierpnia pizzaiolo zaczął swój urlop. Zaproponowałam wtedy lokale na trasie, ale jeden okazał się zamknięty, drugi również (ach te poniedziałki!), a trzeci przywitał nas... powiedzmy nie bardzo gościnnie, więc po dziesięciu minutach czekania przy stoliku, wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę Marradi.
- Colombaia?
Sprawdziłam zaraz na Google jak wyglądają godziny otwarcia.
- Otwarta!
- Wyobrażasz sobie - przyjedziemy, a tam: "macie rezerwację? Nie? Och! To przykro nam."
- To już byłby kosmos. W końcu to tylko poniedziałek.
Dojechaliśmy do Colombai 20 minut później. Słońce już zaszło. Wszystkie stoliki pod gołym niebem były gęsto zajęte...
- Ojojoj... - powiedział pod nosem Mario.
W progu restauracji stanęła kelnerka:
- Macie rezerwację? - zapytała i widząc nasze spojrzenia pełne rezygnacji dodała - Och! To przykro mi!
Nam też było przykro, a przede wszystkim byliśmy głodni.
- To teraz chyba już tylko "Cantuccio"?
I pizzą w cantuccio wieczór się zakończył. Choć i tam na dzień dobry "serce dęba nam stanęło" na widok gęsto oblepionych stolików. Na szczęście dla dwójki coś się znalazło, tym bardziej, że Mario w tym miejscu ma swoje "wtyki", "plecy", czy po prostu bliższe znajomości.
Przygotowałam ten tekst już rano, ale dzień, który miał być dniem spokojnym stanął na głowie i kiedy w końcu dopadłam do komputera, to Mikołaj był już jakieś 1000 kilometrów dalej, więc cały opis jego podróży musiałam uaktualnić. Mnie samej zabrakło czasu na własne przyjemności, więc na pocieszenie zakręciłam pięć słoiczków z marynowaną cukinią, trochę według własnego pomysłu. Co z nich wyszło zobaczymy za kilka miesięcy.
Pięknego wieczoru.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Teraz przebieram nogami z niecierpliwości żeby się dowiedzieć gdzie Mikołaj się wybrał bo już sam opis podróży z licznymi przesiadkami jest ciekawy i zastanawiający😁. Nie dziwie sie już teraz wcale, że tak sie stresowałaś żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik, toż to niesamowite przedsięwzięcie logistyczne. Mieliście niesamowitego pecha jeżeli chodzi o kolację, polowaliście na nią niczym ludzie pierwotni chociaż w zupełnie innych warunkach ;). Mam nadzieję, że w kolejnych dniach znajdziesz czas dla siebie. Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuńOpowiem o podróży Mikołaja jak już wróci:) Uściski <3
Usuń