Początek wielkiej dorosłej podróży i emocje Matki
poniedziałek, sierpnia 12, 2024Najpierw poszliśmy na jarmark San Lorenzo, dokupiliśmy jeszcze kilka drobiazgów potrzebnych Mikołajowi do podróży, zjedliśmy w barze śniadanie - odchodząc od stolika odwróciłam się i sfotografowałam nasze puste talerzyki (wariatka!), a potem wróciliśmy do domu i w przytuleniu niczym "mama bear i baby bear" zasnęliśmy. Kiedy się obudziłam, Mikołaj pochrapywał jak prawdziwy niedźwiadek. Szybciutko cyknęłam zdjęcie. Kolejne i kolejne. Był zmęczony po zajęciach i wydarzeniach ostatnich dni.
Choć wcześniej zarzekał się, że nic go to nie ruszy, to chyba jednak przy temperaturze ponad 40 stopni zmęczenie rusza nawet cyborgi.
Przygotowałam lekki obiad, pokroiłam na deser melona, ale obydwoje byliśmy przy tym obiedzie jak śnięte ryby. Spakowany plecak stał w przedpokoju. Pomyślałam, że z takim ciężarem i w takim upale Mikołaj ugotuje się zanim dotrze do Marradi. Wybrałam więc jedyny słuszny numer i umówiłam Mario na piętnastą z minutami.
Już zanim Mikołaj wsiadł do autobusu, czułam jak węzeł nie chce puścić gardła, a tama powiek zaczyna przeciekać. Kiedy uścisnął mnie, tak jak tylko Mikołaj potrafi i pięć razy przypomniał, że kocha, tama się poddała. Chciałam mu powiedzieć tyle rzeczy... Żeby miał piękną podróż, żeby dobre anioły nad nim czuwały, żeby mu było dobrze, żeby chłonął świat, a powiedziałam tylko "kocham", bo reszta słów ugrzęzła w gardle.
Rozpłakałam się tak, jak tylko można się rozpłakać z tęsknoty za Mikołajem. Właśnie! Tu nie chodzi już nawet o tęsknotę matki za dzieckiem - ta jest oczywista, tylko o tęsknotę za tym właśnie człowiekiem. Mario popatrzył na mnie z politowaniem i rzucił kilka zdań, które według niego miały być pocieszeniem, a dla mnie były jak oliwa do ognia - łzawego ognia.
Wróciłam do domu. Na półpiętrze natknęłam się na klapki Mikołaja i znów przyszła kolejna fala łez. Potem usiadłam w jego gejmingowym fotelu i znów łzawy potok, potem popatrzyłam na jego kubek na stole i przyszło kolejne tsunami i tak jeszcze kilka razy. W końcu się opamiętałam. Wzięłam książkę, notes, telefon, przebrałam się w kostium i zeszłam do ogródka.
Zadzwoniłam do starszego dziecka, które w ferworze uwijało się przy fikuśnej kolacji, żeby młodszego brata przed podróżą ugościć po królewsku i też ukochać i dopieścić. Tak to sprytnie wymyśleliśmy, że Mikołaj swój trip zaczyna dziś z Bolonii, żeby oszczędzić sobie tarabanienia się z Biforco, co i tak zwykle nie jest proste, a teraz nie jest proste do kwadratu.
Po tej rozmowie zrobiło mi się lepiej, ale tsunami nawiedzało jeszcze falami, choć mniejszymi przez cały wieczór. Najpierw, kiedy podlewałam ogródek, bo to zadanie Mikołaja, więc on całkowicie myśli wypełnił. Potem, kiedy weszłam do piwnicy po słoiki i natknęłam się na niewyjętą jeszcze torbę z moimi i starszego dziecka buciorami, która tak została od czasów powrotu z Pirenejów, więc też łzy przełknęłam, bo zaraz mi się nasze hiszpańskie trekkingi przypomniały. Płakałam nawet nad zmęczonymi latem krzakami cukinii, bo one też uczestniczyły w spisku, który miał przypomnieć mi o upływie czasu... Popłakiwałam co chwilę. A na dobicie, kiedy na kuchni zaczął pyrkotać gar z kolejną porcją pomidorów, zarzuciłam sobie oglądanie jednej rolki po drugiej - zeszłoroczna Capraia, Firenze i Kopuła, trekking na zakończenie poprzednich wakacji, Bolzano, Pireneje, Francja...
Poza tym myślę sobie, że za tą moja wczorajszą rozpaczą stało coś więcej, nie tylko tęsknota za Mikołajem. To chyba w czystej postaci żal za latem, za tym co minęło...
Na pewno przyjdzie nowe i równie piękne, ale zaraz zrobi się wrzesień i nasze życie pod jednym dachem powoli zacznie wystukiwać końcowe odliczanie. I kiedy tak wczoraj masakrowałam się starymi nagraniami, serce z tęsknoty za tym, co już nie wróci łkało jak ja przed marradyjską stacją.
Zastanawiam się jaki Mikołaj wróci z tej podróży. Wiadomo - mój Mikołaj, zawsze ten sam Mikołaj. Jestem jednak przekonana, że człowiek z podróży nigdy nie wraca już taki sam. Nasiąka tym, co widział, co usłyszał, kogo spotkał, to, co przeżył zostaje w nim na zawsze. To jest według mnie istota podróży. Oczywiście wszystko zależy od tego jak się podróżuje. Nie mówię tu o "leżącym" wypoczynku na rajskiej plaży, bo po tym, jak pisze Tabucchi, zostaje najczęściej tylko jeden ślad - opalenizna.
W Mikołaju ta podróż zostanie na pewno, bo on ma w sobie wrażliwość podróżnika i artysty, chłonie świat wszystkimi zmysłami. W plecaku upchnięty jest stary aparat i... notes. Jestem z niego dumna.
Dziś życie wraca do normy. Mikołaj pewnie w tym momencie wsiada do pociągu i zaczyna swój wielki europejski tour. Niech mu dobre anioły sprzyjają, niech ta podróż będzie jeszcze piękniejsza niż sobie wyobrażał i oby podarowała mu piękne wspomnienia na całe życie i w końcu niech bezpiecznie wróci do domu! Przez najbliższy miesiąc będzie w 7 krajach, przejedzie tysiące kilometrów, a o tym gdzie i jak będzie wojażował, opowiem już po fakcie, tymczasem - Buon Viaggio Amore Mio!
I na koniec druga strona medalu całej sytuacji. Choć wczoraj płakałam z tęsknoty, dziś cieszę się swobodą, samotnością ciszą. Ja uwielbiam być sama i już się boję, że nie zdążę zrobić wszystkiego, co sobie zaplanowałam. Nudzić się na pewno nie będę, bo akurat to uczucie jest mi obce. Czuję ogromny przypływ weny.
Niech to będzie dobry tydzień!
PODRÓŻNIK to po włosku VIAGGIATORE
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
5 komentarze
Emocje matki są najpiękniejsze niezależnie od tego ile to "dziecko" ma lat ;). Jestem na początku tej drogi ale póki co sporadyczna noc bez dziecka kiedy rodzina chce pomóc mi w odpoczynku i zabiera moje trzyletnie maleństwo na noc jest dla mnie górną granicą czasu rozstania i chyba długo tak zostanie wiec rozumiem cię doskonale. Mam nadzieję, że Mikołaj zechce się podzielić chociaż skrawkami swojej podróży, która na pewno będzie fascynująca, pełna pasji i niesamowitych wrażeń. A ty korzystaj ze swobody pustego gniazda ile się da ;). Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuńA więc, witaj przygodo! Pięknych wrażeń, życzliwych ludzi na drodze, nowych przyjaciół, przyjaznego nieba nad głową! Pozdrawiam. Hanka
OdpowiedzUsuńPozwalam sobie podpisac sie pod Pani życzeniami dla Podróznika , bo piękniejszych nie sposób z siebie wykrzesach .. marysia
Usuńgrazie w imieniu podróżnika:)
UsuńRozumię, mam dwóch dorosłych synów. Wychowywałam sama. Obydwaj dość wcześnie opuścili dom rodzinny. Wiele osiągneli. Jestem z nich dumna. Dzisiaj nie żaluję, że zaufałam i w odpowiednim momencie odpuściłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i trzymam kciuki za to aby pierwsza dorosła podróż Mikołaja była fascynująca ze szczęśliwym zakończeniem.