Noc Czarownic 2024 z zupełnie nowej perspektywy
niedziela, sierpnia 18, 2024- Acha! To dlatego nie było cię nigdzie z aparatem! - Powiedziała ukwiecona wiedźma, kiedy stos na Lamone zaczął dogasać - podobało ci się?
- Było genialnie! Dobrze jest z czasem wyjść z roli fotografa i stać się jedną z "figurantek", zobaczyć Noc Czarownic od kuchni było dla mnie niezwykłym przeżyciem!
To była chyba najwspanialsza Notte delle Streghe w całym moim toskańskim życiu. Choć jest to jedna z najwdzięczniejszych imprez do fotografowania i oczywiście trochę mi żal, że nie mam tym razem zdjęć, to jednak bycie częścią orszaku pozostanie na zawsze niezapomnianym doświadczeniem i jak osiołek ze Shreka powiem dziś: ja chcę jeszcze raz!!!
Dziękuję Biforco za zaufanie i wciągnięcie mnie znów do teamu, nawet jeśli moje popisy na scenie kilka lat temu pozostawiały wiele do życzenia. Biforkowa grupa przygotowała punkt "inkwizycja", a moim zadaniem było - jakże proste i naturalne - wejście w rolę wiedźmy. Przyznam, że bawiłam się setnie!
Noc Czarownic z takiej perspektywy to też przygotowania w teatrze, fryzowanie, makijaż, mnisi popijający drinki, kaci w nieformalnych pozach zajadający pizzę i w końcu prezentowanie się publiczności, przyciąganie zadziwionych spojrzeń ludzi, którzy wypełnili ulice Marradi.
Oczywiście nie widziałam działań innych grup, bo spędziłam wieczór zamknięta w klatce, ale pozowałam do niezliczoności zdjęć z małymi i dużymi, straszyłam do woli i próbowałam uwolnić się z kajdan. Wzruszające były zachowania niektórych dzieci - jedne przestraszone, inne zafascynowane, a jeszcze inne pełne empatii pytały: "dlaczego trzymają was w klatce, jesteście złe, co z wami zrobią?"
Najcenniejsze w tym wszystkim było jednak poczucie wspólnoty i przynależenia do tego miejsca. To jest coś bezcennego! O tym właśnie marzyłam...
Teatralna część imprezy kończy się znów orszakiem i paleniem wiedźmy na stosie ustawionym na rzece. I nawet jeśli nie widziałam całej imprezy, to przynajmniej palenie wiedźmy na stosie oglądałam z bliska, z pierwszej linii, podrygując wraz z innymi w psychodelicznym tańcu, przy akompaniamencie bębnów i wrzasków.
Nie wiem ile osób przybyło wczoraj do Marradi, ale na pewno były to tysiące. Kiedy po północy usiadłam na placu na kieliszek prosecco, wszyscy tańczyli i impreza trwała dalej. Trwała tak chyba do rana - po placu tradycyjnie wszyscy przenieśli się na basen.
Po tym dniu, a raczej nocy jeszcze bardziej dotarło do mnie jak wielkie zaangażowanie i jaki ogrom pracy zwykłych ludzi stoi za tym, by zorganizować coś tak widowiskowego. Niektórzy poszli na basen, inni zostali na placu aby rozmontowywać dekoracje. Dziś rano miasteczko wraca przecież do swojego normalnego rytmu.
Zdjęć w sieci będzie krążyć na pewno mnóstwo, więc będę się na bieżąco nimi dzielić.
Dobrej niedzieli!
Ps. Szczególne podziękowania dla naszej fryzjerki! Grazie Cinzia! Część osób była przekonana, że to peruka. Nie, nie peruka - moje na własnej głowie wyhodowane i przez Cinzię "uwiedźmione". Zabawę w rozczesywanie gniazda można sobie wyobrazić:)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
A kiedy zdjęcie w pełnej krasie??? Tak liczyłam, że już w tym wpisie zobaczę jak fantastyczną wiedźmą byłaś...Lecę na Instagram sprawdzić czy coś mnie przez rodzinny weekend nie ominęło ;). Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuń