Coming soon...
wtorek, sierpnia 27, 2024Nespole, granaty i pierwsze cyklameny. Sadzonki kapusty, brokułów i radicchio. Kilka zżółkniętych liści. Preludium wrześniowych smaków i kolorów. Wszystko to jest jak filmowy trailer z napisem "coming soon"...
Poniedziałek pełen był lekcji, więc na żadne ekstrawagancje nie było już czasu. Dopiero wieczorem, a wieczór znów ciepły był, jak w środku lata, Mario wyciągnął mnie na spacer. Żadne "aj waj - ot kilka kroków uliczkami Marradi, do stacji, za stacją, przez most, przystanek na lody i basta.
Na placu panował senny spokój. Z lampionów padało jeszcze kolorowe, festowe światło. Na fasadach palazzi wciąż dyndały zjawy, niczym relikty sierpniowej kumulacji imprez, a przejście obok Palazzo Torriani nadal ustrojone było w otwartą paszczę.
Usiedliśmy w Barze Bianco. Poza nami i właścicielami nie było nikogo. Zegar na wieży ratusza pokazywał 20.30. Pomyślałam, że będziemy jak te dwa intruzy, przez które nie można zamknąć lokalu i iść spokojnie do domu i już miałam zapewnić gospodarzy, żeby się nami nie przejmowali, kiedy dosłownie chwilę później bar zaczął się zaludniać. Stella, Graziella, Giovanna...
To takie urocze, że nawet w poniedziałek, tyle osób, zwłaszcza starszych, pragnie wykorzystać letni wieczór do ostatniej chwili.
Ludzi przybywało i przybywało. Byłam znów jak ten osiołek z bajki - z jednej strony chciałam i ja tkwić do nocy nad kieliszkiem prosecco, a z drugiej w ostatnich dniach cierpię na deficyt snu, a odpoczynek, przy pracy jaką podejmuje każdego ranka moja głowa, jest fundamentalny.
Tym razem wygrał zdrowy rozsądek.
Niebo nad Marradi się zachmurzyło. To dobrze. Nie chce mi się już podlewać ogródka. Na kuchni pyrkocze kolejny gar pomidorów. To chyba ostatnia tura w tym roku, bo ani już weny do tego nie mam, ani słoików, ani raczej czasu nie będzie. Po kilku dniach tylko dla mnie, zaraz zacznie się towarzysko - wojażowy kołowrotek.
Jedno sprzątanie, drugie sprzątanie, Florencja, pizza i w końcu mój trip, a potem od nowa sprzątanie, sprzątanie, Florencja, lekcji multum i tak dalej i tak dalej...
Znów brakuje czasu, żeby zająć się moimi własnymi priorytetami (priorytetami chyba tylko z nazwy). Strona wisi i czeka, żeby ją pokazać światu, a książka pisze się rwanymi etapami. Pewne rzeczy się nie zmieniają...
Dobrej reszty dnia!
SPRZĄTANIE to po włosku PULIZIE
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Jak ja bym kochała takie bary i życie wieczorne ! Dawno temu , objeżdżając wzdłuż i wszerz Hiszpanię , a szczególnie jej prowincję , pierwsza myśla była taka , że widząc tam mnstwo starszych ludzi w barach , knajpkach czy po prostu przed domami gawędzących z sasiadami , więc pierwsza refleksja była taka , że ci ludzie , po prostu nie czuli sie samotni . A jesli nawet , z różnych względów tak było , to nie była to samotnośc rozpaczliwa , bo wokół byli znajomi , życzliwi sąsiedzi . Ludzie po prostu .. marysia
OdpowiedzUsuń