Wieczór dla VIP-ów i zdrowa pani Dyńka
sobota, lipca 20, 2024Mario się nade mną zlitował i w piątek popołudniu zawiózł do Faenzy, żebym mogła wreszcie z wynikami badań się zapoznać i ołowianą gulę stresu pchnąć dalej albo wypluć. Nawet jeśli wszyscy pocieszali, że na pewno jest dobrze, ja sama bałam się optymizmu, bo już raz za moją nonszalancję i luz w tej kwestii dostałam po łapach, więc teraz pokornie czekam zawsze na wyniki.
Kiedy odeszłam od okienka z kopertą, wstrzymałam oddech i wyciągnęłam kartkę, natychmiast popatrzyłam na sam dół opisu - dokładnie tak jak radziła jedna z moich Uczennic. Na samym końcu tym razem nie było jednak żadnej sugestii - tak jak to bywało wcześniej - żeby badanie znów za jakiś czas powtórzyć. W pierwszej chwili pomyślałam, że albo tak źle, że już nie ma co powtarzać, albo tak dobrze, że już nie ma sensu badaniami się męczyć. Na szczęście wygrała ta druga opcja, a ja poczułam jak ołowiana kula zamienia się w puch i ulatuje ze mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wszystko jest tak jak było, nie ma się czym martwić i tyle. Tego się będę trzymać.
Wcześniej, wychodząc z domu, poprosiłam Mikołaja i jego Przyjaciół, żeby przygotowali kolację, bo ja sama wiedziałam, że wrócę dopiero na 19.00. Nic wielkiego - "pokrójcie pomidory, zróbcie sałatkę z buraków, zadzwońcie po ciocię i wujka" - poinstruowałam.
Jeszcze nim dotarłam do Marradi, Mikołaj napisał na WhatsApp: "Niech nie wraca przed 19.00".
W tym momencie pomyślałam, że coś się święci i na spokojnie zaproponowałam Mario aperitivo w znajomym barze dla uczczenia moich wyników. Campari spritz smakowało doskonale. Przypomniało mi się kiedy byłam w tym miejscu kilka miesięcy wcześniej z grupą wspaniałych dziewczyn, a potem z Ukochanymi.
Do Biforco dotarliśmy kilka minut po 19.00. W ogrodzie zastałam naszych Przyjaciół.
- A wy dlaczego tu siedzicie?
- Nie pozwolili nam wejść.
W tym momencie drzwi się otworzyły i wyszli chłopcy zestrojeni w koszule i fartuchy. Przywitali nas po "francusku" z elegancją - niemal jak prawdziwych VIP-ów - i zaprosili do stołu.
W kuchni czekał stół nakryty tak, że najlepsza restauracja by się nie powstydziła. Zaskoczeni i trochę onieśmieleni usiedliśmy do stołu i zaczęło się serwowanie ze sznytem godnym całej galaktyki Michelina.
- Jakie my mamy fajne dzieciaki! - To było zdanie, które padło tamtego wieczora kilka razy.
Kolacja zakończyła się deserem i dopiero wtedy zaczęła się część artystyczna. Muzyka, śpiew i taniec! Na koniec jeszcze wspólna gra w kalambury, przy której śmiechu było tyle, ile klasy przy kolacji. Dawno nie czułam się tak dopieszczona, jak wczoraj wieczorem. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś zrobił dla mnie coś takiego, poświęcił tyle uwagi, bym poczuła się jeszcze bardziej szczęśliwa niż zwykle jestem.
Siedziałyśmy z S. wzruszone, stukając się co chwilę kieliszkami, ocierając łzy i śmiejąc się do rozpuku. Wpatrzone w nasze dzieci, dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy w pierwszym rzędzie na występie przedszkolnym podziwiałyśmy ich popisy z oczami wypełnionymi łzami.
To był na pewno jeden z piękniejszych wieczorów tego lata.
Grazie ragazzi!
Filmy z części artystycznej pozostaną oczywiście off the record, choć chętnie bym się nimi podzieliła.
Dziś mam nadzieję, że też czeka nas dobry wieczór, bo już przed barem montowane jest specjalne oświetlenie na biesiadę po stralunacie. My już jedną biesiadę mamy dziś za sobą - powiedziałabym nawet - biesiadę królów, ale myślę, że wydreptanymi kilometrami zasłużymy na kolejną.
Niech ten sobotni wieczór pięknie się pisze!
DO STOŁU to po włosku A TAVOLA
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze