Ulubione zajęcie i enigmatyczny update planów Mikołaja
środa, lipca 17, 2024Środa jest jednym z najbardziej wypełnionych lekcjami dni i choć poświęciłam wczesnoporanny sen w nadziei, że zdążę podzielić się wrażeniami z podziwiania wystawy, to jednak musiałam skapitulować. Intensywność minionych dni chyba mnie przerosła i mój mózg zredukował się do poziomu ameby. Bardzo niemiłe uczucie, bo ja jednak mój mózg bardzo lubię, zwłaszcza kiedy łapie wysokie loty. To się naprawdę zdarza!
Moje podekscytowanie wystawą, a zwłaszcza jednym obrazem odarło mnie wczoraj z przyzwoitości i po raz pierwszy, jak nieokrzesany intruz, uruchomiłam alarm... O tym jednak opowiem jutro (albo pojutrze!), bo poza opowieściami do śmiechu, mam też do pokazania mnóstwo obrazów i do przedstawienia arcyciekawych artystów, których na pewno nie wszyscy znają.
Wczorajszy dzień był bardzo intensywny, tak jak intensywny jest każdy florencki dzień w licznym towarzystwie. Wróciłam do domu zmęczona, ale też uradowana i to - uwaga - nie tylko podziwianą w samotności wystawą z odpalonym alarmem...
Moją prawą ręką w bajaniu był wczoraj Mikołaj (gdybyśmy mieli dwa języki, powiedziałabym "prawym językiem") i dreptanie przed ważnymi dziełami, opowiadanie o Masaccio, Uccello i Leonardo przypomniało jemu samemu, jak bardzo kocha sztukę. Przyszłość Mikołaja, była głównym tematem kiedy już we dwoje usiedliśmy w Domu z Kamienia do kolacji.
O Mikołaja wyborach, dylematach i pasjach będę pisać pewnie za pół roku, kiedy już stanie przed ostateczną decyzją. Mam nadzieję, że pozostanie przy tym, by zrealizować plan, o którym rozmawialiśmy właśnie wczoraj, bo według mnie to plan doskonały. W każdym jednak przypadku decyzja należy do niego.
Wczoraj przy aperitivo wywiązała się jeszcze dyskusja "ile kosztuje wydanie książki?". To temat, który bardzo mi ciąży i z którym za chwilę będę się mierzyć. Mikołaj wtarabanił się w sam jego środek ze stwierdzeniem, że on też wyda książkę i że - z całym szacunkiem dla mnie - jego na pewno będzie lepsza niż moja. Nie zaprzeczyłam. Wiem, że tak by właśnie było, bo Mikołaj ma wiele darów, a zaliczają się do nich też cięty język i niebanalne poczucie humoru.
Natomiast moje książkowe ciężary są jeszcze na etapie dopisywania "ostatnich" zdań, robienia poprawek oraz wprowadzania wymuszonych przez życie zmian. Trochę mi tylko żal... Och! Nie trochę, a bardzo - że tak mało czasu mogę temu pisaniu poświęcić, że niezmiennie jest to czas ograniczony jakimiś wstrętnymi ramami. Pisanie jest niezmiennie moim ulubionym życiowym zajęciem.
ULUBIONY to też PREDILETTO
Dla tych, którzy jakimś cudem przegapili moje dotychczasowe pisanie:
NOWE SEKRETY FLORENCJI I OKOLIC (kontynuacja pierwszych)
Pięknej reszty dnia, a dla niecierpliwych filmowy przedsmak następnych słów.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Nie wiem teraz na co z niecierpliwością czekam bardziej : czy na tą część opowieści do śmiechu dotyczącą uruchomionego alarmu czy na te obrazy Nie jestem aż tak jak Ty czy Mikołaj wrażliwa na sztukę jednak z wiekiem zaczynam ją coraz bardziej doceniać i rozumieć więc chętnie podziwiam to, co pokazujesz. Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuń