Świat i irysowe jezioro
poniedziałek, lipca 01, 2024- A tam jest w ogóle jeszcze droga?
- A nie ma?
- Szczerze mówiąc nie słyszałam, żeby była, ani też, żeby jej nie było. Nic o Tramazzo się nie mówiło.
W maju zeszłego roku osuwiska go gigantycznych ulewach - tych samych, które na nizinie zrobiły spustoszenie powodziowe i jakie w tych dniach poturbowały północno-zachodnią Italię, wyłączyły z użytku wiele dróg. Te, które dało się wysprzątać, mimo stojących nadal tabliczek zakazujących wjazdu, mieszkańcy okolic "uzdatnili" na miarę własnych możliwości. Są też niestety takie, gdzie już nie było co uzdatniać, bo dróg zwyczajnie nie ma.
Jadąc na Tramazzo, do którego szutrowa droga odbija w lewo z drogi na San Benedetto zaraz na początku natknęliśmy się na pierwszą barierę.
- I co teraz? - zapytałam, a Mario nawet nie silił się na odpowiedź, tylko przejechał obok jakby nigdy nic. Podobny manewr wykonał kilka kilometrów dalej. Droga rzeczywiście była mocno uszkodzona, ale takiemu drobniutkiemu Rangerowi udało się przecisnąć.
- Fajnie było wczoraj na placu?
- Bardzo.
- Grali ci z Florencji czy nasi?
- Nasi. Świetni są. Taki jeden kawałek grali, że aż miałam ciarki..
- Jaki?
- No taki. Mmmmm mmmm... Nanana...
- A słowa?
- No właśnie słów nie pamiętam, bo oni przecież nie śpiewają. To orkiestra.
- To zanuć porządnie. Jaka to dokładnie melodia?
- Jakbym umiała porządnie zanucić, to bym zanuciła!
Muzyka kompletnie uleciała mi z głowy. Wiedziałam tylko, że nie był to przebój żadnego z moich ulubionych artystów, ale jednocześnie był to klasyk nad klasykami. Ponieważ orkiestra oczywiście tylko grała, więc nawet nie miałam żadnego punktu zaczepienia, żeby sobie wygooglać cóż to za utwór, a mojego "mmm nanana", jeśli nie rozpoznał Mario, to nie rozpoznałaby go na pewno też żadna sprytna aplikacja.
Zatrzymaliśmy się w punkcie widokowym, gdzie dwójka młodych ludzi rozglądała się z zachwytem. Pocieszyłam się w myślach, że skoro oni przejechali dużym autem, to my tym bardziej damy radę.
- Czy wiecie może jak dojechać do Lago di Iris?
- Jak? Lago di Iris? - popatrzyliśmy na siebie skonsternowani. - Chyba Lago di Ponte? To już minęliście.
- Nie, nie - chłopak zdecydowanie zaprzeczył i wyciągnął w moją stronę telefon z otwartą mapą.
- Jak tu żyję to w ogóle o takim jeziorze nie słyszałam. Nie macie przypadkiem na myśli tego jeziora, które powstało po osuwiskach?
Być może nie dosłyszeli pytania, a może po prostu zbyli je milczeniem, uznając za niedorzeczne.
Dłuższą chwilę głowiliśmy się, co to za lago ten Iris, ale do żadnej konkluzji nie doszliśmy. Życzyliśmy sobie miłego dnia i zaraz miła para odjechała w kierunku, z którego sami przyjechaliśmy.
- Boh... Lago di Iris. Nigdy o nim nie słyszałem - Mario jeszcze raz pokręcił głową.
Postaliśmy chwilę na przełęczy, złapaliśmy kilka kadrów, a potem zjechaliśmy nad Lago di Ponte.
Ludzi było całkiem sporo, bo to już ten moment, kiedy mieszkańcy dusznych nizin szukają orzeźwienia w Apeninach. My obeszliśmy tylko całe jezioro, a potem zalegliśmy przy jednym ze stolików i nie wiedzieć skąd zebrało nam się na opowieści "o życiu". Fascynujące opowieści. Życia mi zabraknie, żeby je wszystkie spisać...
- Pić mi się chce - powiedział Mario, kiedy znów ruszyliśmy w stronę auta.
- Mnie też. Ale mi się chce campari spritz. Tak czy inaczej teraz lepiej wrócić przez Tredozio.
W Tredozio zamówiliśmy nasze aperitivo i usiedliśmy przy stoliku nad rzeką. Rozmowy o życiu miały swój ciąg dalszy. Przez chwilę znów ogarnęła mnie beztroska. Wprawdzie lekko, z tyłu głowy dręczył obowiązek przygotowania lekcji na nowy tydzień, bo w niedzielny ranek zamiast pracować odsypiałam koncert i późny powrót do domu, ale przez to jedno popołudnie było mi szczególnie lekko na duszy. Powodów, do tego było kilka.
Po aperitivo zatoczyliśmy rundkę po miasteczku, zadumaliśmy się nad potęgą żywiołów - wiele domów wciąż stoi w "szynach" lub z taśmami zakazującymi wstępu po wrześniowym - dla odmiany - trzęsieniu ziemi, a potem znów wskoczyliśĶy do Rangera.
Jechaliśmy w stronę domu i już chyba od samego Tredozio Mario śpiewał jak dobrze działający adapter. Ja włączałam się tam, gdzie znałam słowa, czyli całkiem często.
- Il moooondo!!! - Mario zaintonował kolejny utwór.
- To to!!! To to!!! - Aż podskoczyłam, a Mario prawie wypuścił z rąk kierownicę.
- Co?
- No ta piosenka, o którą mi chodziło!
- Żartujesz?? Mondo.... nananana...
- W życiu bym tego nie znalazła!
I tak się do mnie ten utwór przykleił, że zostawiam go na dobry początek nowego tygodnia wraz z "przaśną" rolką.
Nie dawała mi też spokoju kwestia irysowego jeziora. Rozwiązałam zagadkę, jak tylko dotarłam do domu.
- Czy ty wiesz jakiego oni jeziora szukali? To jest właśnie to, które powstało po zejściu "frany"!
- Kto by pomyślał! I już nawet na mapie Google ma nazwę?
- Dokładnie. Iris... bez sensu! Co ma do niego irys? Kto wymyśla niektóre nazwy? Lepiej byłoby della Frana albo no nie wiem...
- Lago nascosto... (Ukryte jezioro)
Wszystkie te ukryte cuda, w małym zaczarowanym zakątku Toskanii, gdzie Dante mówi dobranoc...
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Chociaż zachwycałam się każdą opowieścią z podróży i podziwiałam piękno miejsc, w których byliście to jednak moimi ulubionymi nadal są wpisy o codzienności. Nic tego do tej pory nie zmieniło, może dla tego, że pamiętam Twoją tęsknotę do włoskiego życia i starania żeby osiąść w Toskanii w stałe. Kibicowałam temu całym sercem, cieszyłam sie z tego i wzruszałam razem z Wami i tak mi już pozostało. Dla mnie najcenniejsza jest właśnie ta niewymuskana codzienność przynosząca radości i troski ale i zachwycająca w tym jak wiele można mieć tak na prawdę niewiele mając ponieważ z tym się utożsamiam i podobnie dostrzegam piękno w codzienności. Pozdrawiam Karolina.
OdpowiedzUsuńDziękuję ❤️🙏 tak właśnie jest... Ja też nawet po pięknych wakacjach z radością do tej codzienności wracam 🫶
Usuń