Boskość popołudnia, manowce, gonitwa i bura od Mario
piątek, lipca 19, 2024Najpierw od wczesnego ranka były lekcje, potem był szybki obiad, a potem wycieczka do ulubionej winnicy i spotkanie z największym, jakiego znam, pasjonatem wina oraz degustacja jego doskonałych win. Te Wina (z szacunku dla dzieła wielka litera) zasługują na osobny poemat, psalm, czy całą "DiVina" epopeję. Kto był i smakował ten wie, a kto nie był, temu takiego popołudnia z serca życzę. Popołudnia, poranka, czy wieczoru, na taką rozpustę zawsze jest pora.
Wiele razy uczestniczyłam już w degustacji w Fattoria Zerbina i zawsze jest coś nowego, zawsze coś zaskakującego, zawsze jakaś niespodzianka, zaskakujący nowy smak, jeszcze wyższa jakość. Jedna rzecz natomiast pozostaje zawsze taka sama - odwieczny problem z opuszczeniem tego miejsca. I nie chodzi tylko o same wina, ale o urok miejsca i o urok osobisty właściciela. Zawsze na zakończenie muszę wejść w niewdzięczną rolę poganiacza.
Wróciłam do domu dokładnie z wybiciem 18.00. Jak Kopciuszek - w ostatniej sekundzie. Kierowca, który wziął sobie do serca moje zobowiązania i dowiezienie mnie na czas, mógłby startować w castingu do sequela "Szybcy i wściekli". Poprosiłam o 3 minuty zwłoki, żeby złapać szklankę wody i usiadłam do konwersacji po włosku.
Po zakończeniu lekcji znów szas prast, przetasowanie kart i wymarsz, bo w Marradi czekały pierwsze w tym roku mercatini i tagliatelle z ragu'. Stragany z używanymi rzeczami sprowadzały na manowce, a na placu Rocca wyśpiewywał znane szlagiery.
Ha! I tak oto mam trzy nowe talerze do sfotografowania nowych dań.
- Jesteś zmęczona... - bardziej stwierdził niż zapytał Mario, kiedy wieczorem przed 23.00 podwiózł mnie pod dom. Popatrzył na mnie trochę ze smutkiem, trochę chyba ze złością. W tym momencie miałam ochotę się rozpłakać.
- Tak, wiem, jestem cholernie zmęczona... - przytaknęłam z rezygnacją.
- Z czegoś musisz zrezygnować. Tak się nie da.
Mario miał rację. Od czasu powrotu z wakacji wpadłam w wir i w tym wszystkim zupełnie zapomniałam o sobie. Zapomniałam do tego stopnia, że nawet wyniki ważnych badań od tygodnia leżą i czekają na odbiór, a ja nie mam czasu się po nie pofatygować. Zapomniałam oczywiście o sobie, ale nie o stresie, bo ten gniecie mnie od tygodnia, leży kulą ołowianą na żołądku i życie zatruwa. Powinnam się nad tym wszystkim poważnie zastanowić...
DIVINO - to znaczy BOSKI
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze