Hiszpańskie wakacje z francuską okrasą - Akt VII - Bilbao
piątek, czerwca 28, 2024Nie lubię już dużych miast, choć urodziłam się w Warszawie, to jednak te ostatnie 11 lat życia na toskańskiej prowincji, w bezkresnej dziczy Apeninów zmanierowało mnie w kwestii spokoju i bliskości natury. Wyjątkiem jest oczywiście moja Ukochana - Florencja, wyjątkami są też Livorno i Pisa, z którymi zdradzam czasem Florencję - ale też nie są to dla mnie aż tak duże miasta, z tych ogromnych wyjątkiem będzie zdecydowanie Neapol, który od pierwszego wejrzenia rozkochał mnie w sobie na amen, mimo wszechobecnego chaosu. Generalnie jednak do dużych miast nastawiona jestem na nie...
Tak czy inaczej, kiedy zaczęłam planować podróż do Kraju Basków, Bilbao natychmiast znalazło się na naszej liście, co nie zmienia faktu, że chyba tego elementu naszego wojażowania bałam się najbardziej. Tymczasem, kiedy w drodze powrotnej wymienialiśmy nasze miejsca top, dwoje z nas jako "top del top" wskazało właśnie Bilbao.
Na Bilbao namawiała mnie moja Uczennica, kiedy zimą opowiadała o swojej podróży. Już wtedy zapragnęłam zobaczyć na własne oczy jedno z najbardziej wyjątkowych muzeów sztuki w całej Europie. Guggenheim było istotnie sztandarowym punktem dnia w Bilbao.
Bilbao przez lata było miejscem, które nie miało kompletnie nic do zaoferowania turystom. Było za to silnym wsparciem industrialnym dla całego kraju. Wszystko zmieniło się wraz z nastaniem kryzysu przemysłowego. Wtedy to polityka miasta skupiła się na jego rozwoju kulturalnym, swoje siły w tym działaniu połączyły administracja lokalna i prywatne fundacje. W tamtym czasie zaczęły powstawać wspaniałe projekty architektoniczne, w tym ten, który stał się wizytówką miasta i uczynił z niego jedno z najbardziej rozpoznawalnych i odwiedzanych miast w Hiszpanii - ikoniczne, zachwycające Muzeum Guggenheim.
Na szczęście nagły napływ turystów i przydomek "Mekki sztuki współczesnej" nie sprawił, że Bilbao nadęło się, napuszyło i straciło swój autentyczny urok. Z jednej strony mamy zachwycającą architekturę i wymagającą sztukę, a z drugiej strony miasto pełne zieleni, tras spacerowych, zakątków, w których można zażywać beztroskiego relaksu.
Miejsce pełne tolerancji i otwartości na artystyczną bohemę i hipsterów. To chyba - pomijając oczywiście muzeum - zachwyciło mnie tu najbardziej. ZAchwyciło mnie tu naprawdę wszystko - nawet place zabaw!
Tamtego dnia po raz pierwszy w czasie naszych wakacji spodziewaliśmy się załamania pogodowego. Strategicznie zaparkowaliśmy auto blisko muzeum, a bilety zarezerwowaliśmy na popołudnie, kiedy to miała nadciągnąć ulewa.
Do tego czasu w planach mieliśmy swobodny spacer, zwiedzenie katedry, wizytę na słynnym targu i zjedzenie pintxos, które są konkurencją dla tradycyjnych hiszpańskich tapas.
Pierwsze kadry, jakie uchwyciliśmy w Bilbao to słynny Puppy Jeffa Koonsa. Jest to stalowa struktura szczeniaka pokryta w całości kwiatami. Nie sposób się nie zachwycić! Z drugiej strony muzeum znajdują się inne ważne rzeźby - wśród których najwspanialsza - Maman Louisa Bourgeoisa.
Po sfotografowaniu Puppiego zostawiliśmy wielką sztukę na popołudnie i chwilę później Mikołaj zniknął we wnętrzu oficjalnego sklepu miejscowej drużyny, z którego wyszedł bogatszy o koszulkę klubu Athletic Bilbao i lżejszy o "kilka" euro.
Drugie dziecko również zostało uszczęśliwione, ale w nieco odmienny sposób. Na Mercato La Ribera, który jest jedną z niekwestionowanych atrakcji Casco Viejo - czyli starego miasta, znaleźliśmy stoisko z wypiekami bezglutenowymi, a potem usiedliśmy w typowym barze na wspomniane wcześniej pintxos.
Bilbao to miasto o wielu twarzach, miasto żywe, ale jednocześnie pełne spokoju i oczywiście bardzo fotogeniczne. Niestety mój aparat przez chwilę zaszwankował, więc wiele zdjęć nie nadaje się do publikacji - w tym wnętrza gotyckiej bazyliki. Widocznie urok nowego miejsca zawrócił w głowie nawet mojemu Nikonowi. Na szczęście staruszek pozbierał się i wrócił do formy, kiedy po południu dotarliśmy do muzeum.
Wejście do muzeum zarezerwowałam na 15.30, ale ostatecznie i tak dotarliśmy spóźnieni. Zbyt wiele wspaniałych miejsc po drodze, zbyt wiele wyjątkowych kadrów przykuwało oko. A potem było jeszcze bardziej zajmująco...
Materia czasu, film, tekst, pop art i ogólnie ART. Koons, Warhol, Basquiat, Kapoor, Rothko, Mimmo Rotella, Cattaelan... Nie będę udawać, że wszystko jest dla mnie jasne, ale na pewno większość z tych prac była inspirująca. Miałam niedosyt Basquiata, ale szczęśliwa jestem i tak z tego, co widziałam i przeżyłam. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się tam wrócić - być może na jedną z wybitnych czasowych wystaw, z których to muzeum słynie.
Po skończony zwiedzaniu nogi zaczęły domawiać nam posłuszeństwa. Nawet niezniszczalny Mikołaj oświadczył, że on już nigdzie nie idzie. Podzieliliśmy się więc na grupy i kiedy Paweł z młodszym dzieckiem ruszyli po auto, ja ze starszym cieszyłam się jeszcze jednym spacerem wzdłuż rzeki Nevrión, w cieniu zielonych platanów i kwitnących lip (nie tak słodkich jak w Marradi!!!), podziwiając kajakarzy, futurystyczny most, a chwilę później folklorystyczne występy muzyczne na lokalnej scenie.
Nieco później niż przewidywały prognozy przyszedł jednak deszcz, który - chciał nie chciał -wcisnął nas do jeszcze jednego kościoła, a potem wskoczyliśmy wszyscy do auta i wróciliśmy do naszej Mundaki, aby kolejny raz spakować walizki i przygotować się do powrotnej drogi.
Tak oto kończył się nasz czerwcowy czas w Kraju Basków.
Mam nadzieję, że bajanie o drodze powrotnej zamknę w jednej opowieści, nawet jeśli będą w niej Neandertalczycy, średniowieczne zamki, tętniące życiem miasto i ulubiony obraz Mikołaja.
Pięknego weekendu, który jest już niestety ostatnim w tym roku czerwcowym weekendem...
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Nie jestem fanką sztuki współczesnej, nie rozumiem jej i nie potrafię się nią zachwycać chociaż kilka ekspozycji przyciągnęło moje oko. Zdecydowani z Twoich zdjęć zachwyciło mnie samo Bilbao pełne rzeźb, pięknej architektury i ten niezwykły plac zabaw o którym wspominasz. Pozdrawiam Karolina
OdpowiedzUsuń