Hiszpańskie wakacje z francuską okrasą - Akt I - Montecarlo i Formula 1
sobota, czerwca 22, 2024Bogactwo, blichtr, bugatti...
Rozmach, rolex, rolls royce...
Pieniądze, próżność, porsche...
Grimaldi, gwar, Gucci, Gran Premio...
Luksus, lotus, lamborghini...
Formuła 1, ferrari, fortuna, fanaberia...
Itd... itp... Litania luksusu.
Gdybym miała podać przykład, jakich miejsc nie lubię, mogłabym jako model podać właśnie Monaco. Tu przytłacza wszystko... Iluzoryczne szczęście kupione za miliony, jachty, które nie zmieściłyby się na głównym placu Marradi, klaustrofobiczne wieżowce, tu nawet kwiaty zdają się stać na baczność i prężyć w swym nienagannym, wypucowanym pięknie.
Dlaczego zatem wybraliśmy to miejsce na nasz pierwszy wakacyjny przystanek? Otóż trzeba wiedzieć, że Mikołaj jest wielkim fanem Formula 1. Tak wielkim, że w roku szkolnym nawet w niedzielę potrafi nastawić sobie budzik na 5.00, żeby obejrzeć wyścig na drugim końcu świata. Kiedy usłyszał, że Monaco będzie na naszej trasie, z wrażenia dostał wypieków i o ten przystanek on właśnie wnioskował. Dziecku nie mogłabym odmówić. Widzieć dziecko szczęśliwym, to wyższy stopień przyjemności! Jego przyjemność - moja radość.
Dotarliśmy do Monaco o 10.30. Swoją drogą zaskoczona byłam, że to tylko pięć godzin drogi od naszego domu. Bez problemu znaleźliśmy dogodny parking i - tu kolejne zaskoczenie - o wiele tańszy niż w centrum Florencji. Przynajmniej coś w Monaco było naprawdę tanie! Och! A coś było nawet za darmo - toalety! Luksus pełną gębą.
Mikołaj przegonił nas trasą wyścigową, również tunelem objaśniając co i gdzie i jak, pokazując ostatni filmik z popisem refleksu jednego z kierowców. Rozemocjonowany był bardzo, bo wyścig odbył się niespełna trzy tygodnie wcześniej. Wciąż jeszcze stały niektóre barierki, można było podziwiać podium, a na biało czerwonych zakrętach widać było czarne ślady opon.
Monaco ma oczywiście swoją starą, zabytkową część, ale mnie osobiście zbyt wiele rzeczy w tym miejscu razi w oczy (podkreślam znów, że to moja subiektywna opinia), żeby zatrzymać się tam na dłużej. Nawet Mikołaj, kiedy już powzdychał do każdego zakrętu, kupił pamiątki i wypstrykał całą kliszę, przytaknął na opuszczenie tego targowiska próżności.
Nim ruszymy dalej na południe dla sprawiedliwości kilka słów o historii miejsca, bo przy całym przytłaczającym blichtrze to wciąż miejsce, które ma wiele do opowiedzenia.
Księstwo Monaco jest drugim najmniejszym krajem świata zaraz po Watykanie, ale pierwszym jeśli chodzi o zagęszczenie ludności i jednym z najstarszych - istnieje nieprzerwanie od XII wieku. Moja obserwacja po 22 latach od ostatniej wizyty - Monaco urosło bardzo w górę! Jego najbardziej ikoniczną częścią jest oczywiście Monte Carlo, gdzie znajduje się słynne Kasyno.
Jak sama nazwa wskazuje Monaco to monarchia, w której od wieków panuje ród Grimaldich. Przypominają o tym nawet niektóre wystawy sklepów.
Do Monaco należy jeszcze jeden prymat - to najbogatsze państwo świata. W kwestii pieniędzy, podatków i różnych wskaźników jestem tabula rasa, ale wyczytałam, że to podatkowy raj, w kwestii podatków jest tam też bardzo luksusowo. Luksusowe są też rzecz jasna ceny. Gdyby ktoś rozważał kupno nieruchomości w tym zakątku świata, musi liczyć się ze średnią ceną za metr około 53.000 euro... A zatem skromna dwudziestometrowa kawalerka to wydatek rzędu miliona euro. Jak darmo!
Gran Premio di Monaco, które jest częścią mistrzostw świata Formula 1 i które było jedynym powodem, dla którego zatrzymaliśmy się w tym miejscu organizowane jest od 1929 roku!
Historia osady w tym miejscu sięga czasów neolitu, tereny te były potem zamieszkałe przez ludy z Ligurii, następnie przez Fenicjan, Greków i Rzymian. Ród Grimaldich dostał tytuł książęcy na początku XVII wieku, w związku z tym Monaco oficjalnie stało się księstwem.
Principato di Monaco jakim widzimy je dziś, to efekt zrealizowanych ambicji księcia Ranieri III, który rządził księstwem w drugiej połowie XX wieku, męża słynnej Grace Kelly i ojca dzisiejszego władcy Alberta II. Uczynił z tego miejsca mekkę bogaczy i arystokratów, a małżeństwo z piękną aktorką przyczyniło się do przyciągnięcia tu wielu celebrytów, którzy do tej pory lubią Monte Carlo się pokazywać.
Po "wyścigowym" spacerze pod przewodnictwem Mikołaja zgłodnieliśmy. W aucie czekał nasz obiad. Zatrzymaliśmy się kilkanaście kilometrów za Monte Carlo, żeby - jak na przyzwoity plebs przystało - zjeść na skromnej ławeczce domowe kanapki. Znaleźliśmy urocze miejsce z widokiem na lazurowe morze w cieniu ukwieconego drzewa, które okazało się być nieznaną nam odmianą mimozy. Przepiękne drzewo, przepiękny moment...
Potem nie spiesząc się z wjazdem na autostradę (o cenach napiszę więcej na końcu epopei w dodatku praktycznym) przejechaliśmy przez Nicę - miejsce urodzenia Garibaldiego, jak kolejny raz przypomniał Mikołaj. Choć "przejechaliśmy" to może zbyt wiele powiedziane, bo tak naprawdę toczyliśmy się żółwim tempem w leniwymi, rozwleczonym korku. To też popchnęło nas na szybszą drogę i nim wybiła pierwsza, ruszyliśmy w stronę Prowansji, bo właśnie tam zaplanowany mieliśmy pierwszy nocleg i to tam czekał na nas Vincent! I tu zaczyna się moja ekscytacja, która będzie przekraczać wszelkie normy przyzwoitości.
CDN...
Pięknego dnia!
BLICHTR, LUKSUS to po włosku na przykład LUSTRO
Ps. Zapomniałam kogoś powitać, więc nadrabiam - BUONGIORNO UKOCHANE LATO!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
6 komentarze
Również nie jestem fanką takich bogatych miejsc, gdzie luksus aż razi w oczy a ludzie szpanują metkami ale tutaj akurat tak jak Mikołaj chętnie przeszłabym się trasą wyścigu F1. Czekam na opisy te co aż tak nieprzyzwoicie cię ekscytowało 😉. Pozdrawiam Karolina
OdpowiedzUsuńWitam szkoda że nic Pani nie napisała że Monaco to piękne miejsca. Jest tam bezpiecznie, czysto, i nie ma tam pijaków włóczącyh się po ulicach. Których można spotkać w wielu włoskich miastach w tym w Florencji.
OdpowiedzUsuńTyle razy byłem we Florencji i nie widziałem NIGDY pijaków na ulicach. Może trzeba poszukać innego towarzystwa? Co do Monako, co tam jest takiego pięknego? Mnie nic na nogi nie powaliło, oczywiście oprócz wszechobecnego przepychu i luksusu, na który mam wyrzyg.
UsuńNie rozumiem dlaczego szkoda... Przecież blog jest opowieścią o moim życiu, wyrazem moich opinii, dzieleniem się moimi wrażeniami. Dlaczego miałabym napisać coś, nie jest właśnie moją opinią. Nie wiem też o jakich pijakach z Florencji Pani pisze, ale szczerze powiem że wolę chyba pijaka we Florencji niż napuszonego właściciela Lamborghini, który parkuje auto przez 15 minut, żeby wszyscy zdążyli je dobrze sfotografować. Jeśli chodzi o urodę miejsca... Nie, nie i jeszcze raz nie. Klaustrofobiczne, dawniej na pewno urokliwe, ale teraz do przesady zalepione wiezowcami.
UsuńJuż za 3 dni mam być w Monaco, bo syn bardzo chce zobaczyć kilka rzeczy. Też nie mam wielkiej ochoty na wizytę tam, dlatego wcześniej zajedziemy do ślicznego Eze. Wtedy wszyscy będą zadowoleni. Pozdrawiam, Ewa
OdpowiedzUsuńAż sobie to Eze wygooglam:) Może będzie na następny raz!
Usuń