codzienność
O samowystarczalności, o nowych mieszkańcach CasaGallo i czerwiec pakuje walizki.
niedziela, czerwca 30, 2024Dobrze było wojażować, dobrze było tak wiele zobaczyć, poznać, nauczyć się, sfotografować, zachwycić się bez pamięci, ale po tym wszystkim wspaniale było wrócić do domu, do Biforco.
Kiedy jeszcze mieszkałam w Polsce, żyłam tak naprawdę od jednych włoskich wakacji do drugich. Pomiędzy nimi radość dawały mi głównie dzieci, jednak większość czasu wypełniała tęsknota za Italią.
Dziś jestem szczęśliwa, że miejsce, do którego wracam jest właśnie tu. I nieważne, czy są to długie wakacje, czy jeden dzień we Florencji. Po tylu dniach bycia daleko czułam już tęsknotę za Biforco, za moją kuchnią, za moim łóżkiem, ogródkiem, za ulubionym zapachem powietrza, za znajomymi twarzami na ulicy, w barze i w sklepie, za rzeką, za widokiem na Lavane i oczywiście za CasaGallo.
Podczas mojej nieobecności ogródek hojnie wykipiał płodami. Zaczął się mój ulubiony czas "niekupowania warzyw". Z tym, co daje mój ogródek, ogródek przy CasaGallo i jeszcze ogródek myśliwych, z którego też możemy korzystać, jesteśmy samowystarczalni. Mamy ziemniaki, czosnek, cebulę, cukinie (tony cukinii), jej kwiaty, pomidory, ogórki, bakłażany, fasolkę, sałatę, rukolę, dynie, które będą zapasem na jesień i zimę. To jest zdecydowanie luksus!
Ten dobrobyt wywołał we mnie taką radość, że aż odkurzyłam Kuchnię w Kamiennym Domu i zaprezentowałam kulinarny hit ostatnich dni - makaron z kremem z kwiatów cukinii.
Z pozostałych nowości...
Mario już od jakiegoś czasu powtarzał, że weźmie sobie koguta. To nawet logiczne - nazwa domu zobowiązuje. Tego Gallo przywiózł ostatecznie na początku mijającego tygodnia.
"Tylko on jest bardzo jurny" zastrzegł przyjaciel Mario, który mu go sprezentował.
- Jeśli więc jest jurny to pomyślałem, że sam będzie cierpiał i wziąłem mu kurę - opowiadał mi potem Mario, kiedy staliśmy i podziwialiśmy nowych lokatorów.
- Jeśli taki jurny to lepiej było wziąć dwie! Żeby jej tylko nie zamęczył!
Okazało się jednak, że zamęczenie kurze jeszcze nie grozi, bo to ona zaczęła koguta rozstawiać po kątach. Na dowód, że dobrze poczuła się w nowym domu, już po dwóch dniach zniosła pierwsze jajko!
Wróciłam do domu w magiczny czas letniego przesilenia, w samą porę, by zdążyć z wodą świętego Jana! To niezmiennie jeden z moich ulubionych rytuałów, który kultywuję z największym namaszczeniem.
Poza tym zajrzałam też do Lido na jedno popołudnie, do Brisighelli, nad rzekę i oczywiście zabrałam się do pracy, bo czas wakacyjny dla innych dla mnie jest zwykle najbardziej zajmujący.
Czas dokończyć kwestie strony internetowej - mam nadzieję, że jej premiera będzie już na dniach, dokończyć kwestie organizacji jednego ślubu na przyszły rok i zabrać się w końcu do pisania porzuconej książki.
Teraz jestem pełna werwy do działania, bo poza samymi wakacjami, lato jest dla mnie tym, co skutecznie dodaje mi skrzydeł. Moją zwykłą codzienność w Biforco uwielbiam, a tę codzienność w wersji letniej kocham do utraty tchu. Marradyjskie lato zostało inaugurowane wczoraj tradycyjnym koncertem na placu. Wyjątkowy czas. Ulubiony.
Za miłe słowa odnośnie moich podróżniczych opowieści bardzo dziękuję. Jeśli ktoś chciałby jeszcze zobaczyć więcej ruchomych relacji, tego zapraszam na mój INSTAGRAM.
Teraz mam nadzieję, że letnia codzienność będzie pisać kolejne piękne opowieści. Tymczasem czerwiec pakuje walizki. Niestety kończy się mój ulubiony miesiąc, który w tym roku przyniósł dużo pięknych chwil. Mam nadzieję, że lipiec godnie go zastąpi, może tylko bez chmur pyłu z pustyni i gwałtownych ulew. Dobrej niedzieli!
JURNY to po włosku FOCOSO (wym. fokozo)
sukienka: www.madame.com.pl