Urok Casa Gallo
środa, maja 08, 2024Nie mogło zabraknąć w czasie marradyjskiego pobytu Mamy i Świty tradycyjnego grillowania w CasaGallo! Nie mogła Anka nie zjeść jej ulubionej cebulki!
W poprzednim domu takie biesiadowanie możliwe było tylko w letnim sezonie i tylko przy dobrej pogodzie. Tymczasem w nowym lokum Mario biesiadować można nawet w "grudniu po południu" i na dodatek niemal przy "weselnych" ilościach gości. Pod dachem w środku, pod dachem prawie na zewnątrz oraz pod gołym niebem przy ożywczym szumie rzeki, kiedy już nadejdą prawdziwe upały. Nie trzeba się teraz martwić tym, czy pada, czy wieje, czy talerze porywa. I to jest tylko jeden z wielu uroków CasaGallo!
Kiedy wszyscy na wieść o planowanym opuszczeniu Santa Barbara przez Mario rozpaczali, że tak im szkoda małego kamiennego domku, ja uspokajałam i zapewniałam, że ktokolwiek raz próg CasaGallo przekroczy, ten nostalgię za starym w mig przepędzi i to na zawsze.
Przy grillowaniu Mario ma godnego następcę, bo Mikołaj ani myśli próżnować, tylko wręcz przeciwnie, kiedy trzeba działać, on jest zawsze pierwszy w kolejce. Czy zwalone drzewo porąbać, czy ogródek przekopać, czy grilla przygotować...
Przed moimi popołudniowymi lekcjami, zanim na dobre się rozpadało poszliśmy na spacer do Marradi. Generalnie miało lać przez pół wtorku, tymczasem po obiedzie ledwie siąpiło. Tak bardzo ledwie, że przez chwilę wahałam się nawet czy targać ze sobą parasol. Postanowiliśmy moją pauzę między lekcjami wykorzystać aktywnie, tym bardziej, że wieczorem czekało nas przecież bezwstydne obżarstwo.
Kiedy po niecałej godzinie wyszliśmy z baru padało już tak, że nim dotelepaliśmy się do domu, mokre mieliśmy wszystko, nawet jeśli chowaliśmy się pod parasolami. Moje "zabytkowe" conversy, które Mario ostatnio posklejał, żeby dać im drugie życie, bo przecież drugiego TAKIEGO różu nie znajdę, wymiękły. Można powiedzieć, że wymiękły w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Deszcz na szczęście skończył się zanim ruszyliśmy do CasaGallo. Kiedy ja po lekcji goniłam resztę towarzystwa, nadziwić się nie mogłam, kontrastem kolorów, jeszcze większą intensywnością zieleni, na których dyndały krople minionego deszczu, w których jak w kryształach odbijało się przedwieczorne słońce.
Dziś zmieniamy nieco otoczenie. Ostatnie dni w czasie wiosennego pobytu Mamy i Świty chcemy wykorzystać tak aktywnie, jak tylko się da, a ja kolejny raz proszę o cierpliwość i moich uczniów i czekających na maile i wszystkich, "którym coś obiecałam". Rodzinny czas jest dla mnie w tej chwili priorytetem i staram się wykorzystać go co do ostatniej sekundy.
Pięknego dnia!
LEDWIE to po włosku APPENA
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Publikowanie zdjęć takiego jedzenia z samego rana powinno być karalne ;). Dla mnie było oczywiste, że Mario nie zmieni domu na gorszy i trochę brakuje mi większej liczby kadrów z Casa Gallo . Żeby móc bezwstydnie nacieszyć się jego aurą. Pozdrawiam serdecznie Karolina
OdpowiedzUsuńA ta ulubiona przez panią Annę cebulka to jak jest przyrządzana ? marysia
OdpowiedzUsuń