Monte Rotondo - ukoronowanie intensywnych trzech dni
niedziela, kwietnia 14, 2024Słońce paliło jak wściekłe, do tego w powietrzu wisiała wilgoć i duszność. Aura była prawdziwie letnia. Miałyśmy już w nogach prawie 50 kilometrów z poprzednich dni, więc zrezygnowałyśmy z WIELKICH wypraw, tym bardziej, że czasowo byłyśmy ograniczone. Wymyśliłam, że pójdziemy z Biforco i zatoczymy pętlę przez Monte Rotondo, kończąc nasz wspólny, krótki, ale jakże intensywny czas bajecznym dyziowaniem.
Trasa zamknęła się w prawie 12 kilometrach z przewyższeniem wcale nie takim znów nijakim, bo te 400 metrów w górę szłyśmy. Świat apeniński znów mamił oczy widokami jak z bajki. Świat taki sielski, bezpretensjonalny, z kapliczką w polu, z przaśną łąką, z dzikim tymiankiem lila róż, z kasztanami, które jako ostatnie z drzew stroją się w liście i o tej porze roku wyglądają wręcz nieprawdopodobnie z długimi cieniami na jaskrawozielonym mchu...
Trasa na Monte Rotondo jest niezwykle widowiskowa. Startuje od średniowiecznej Badii, potem przechodzi obok jednej z najładniejszych kasztanowych posiadłości, wspina się przez gaj wśród monumentalnych kasztanów, które niezmiennie są dla mnie jak tolkienowskie Enty. Dalej przecina szeroką łąkę i jeszcze raz przechodzi przez kasztanowy gaj, aż dochodzi do pierwszego charakterystycznego miejsca - do opuszczonego kamiennego domu na Monte Rotondo.
Za kolejną łąką szlak, wciska się w las, aż w końcu przykleja się do galestro... To najtrudniejszy fragment tej trasy i niektórych przyprawia o gęsią skórkę. Najtrudniejszy, ale też najbardziej widowiskowy. Z kostropatej przełęczy rozciąga się bowiem widok na kasztanowe gaje, na wzgórze Pianorosso, na Marradi, na Monte Colombo i na Monte di Gamogna, widać stąd posiadłość Sulpiano i Gamberaldi i Passo della Sambuca...
Siedziałyśmy na skalnej półce i podziwiałyśmy stromą grań, na której dzień wcześniej dokonywałyśmy niemożliwego.
Za przełęczą, po której snuje się się szlak, znów wchodzi się w las, dalej trzeba "przeskoczyć" przez kilka ogrodzeń i po kolejnych kilkuset metrach zaczyna rozciągać się przed oczami jeszcze jedna łąka, tym razem z widokiem na dolinę Campigno. Tu urządziłyśmy sobie na zakończenie już nawet nie dyziowanie, tylko prawdziwe plażowanie.
Było to niemal rajskie ukoronowanie ekspresowej podróży O. do Biforco. Mam nadzieję, że nie miną kolejne dwa lata zanim znów się spotkamy. Czeka przecież wciąż tak wiele szlaków, tak wiele wyzwań i ta nasza od lat planowana noc w górach.
Grazie O. Szczęśliwego powrotu i alla prossima!
ALLA PROSSIMA - to znaczy "do następnego"
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze