Czas leci jak wariat, a nawet jak stado rozpędzonych wariatów. Wydawało mi się, że dopiero co rwałam włosy z głowy jak rozwiązać kwestie bolońskiego lokum, a tu już zaraz pierwszy rok studiów dobiegnie końca. To wszystko "z wtedy" wydaje mi się tak bardzo odległe, inne czasy, inna epoka...
We wtorek Babcia mogła wreszcie zobaczyć jak i gdzie żyje bolońskie Dziecko. Wyjazd do Bolonii, żeby przy okazji część rzeczy zwieźć już na lato do Biforco, nie mógł oczywiście obejść się bez bolońskiego spaceru, tym bardziej, że Najmłodszy z Braci jeszcze nigdy w Bolonii nie był.
Spacer był krótki i bardzo pobieżny, ot tyle, żeby posmakować oczami stolicę Emilii Romanii. Był to piękny czas - czas grzania się w rodzinnym cieple, czas podziwiania ceglanych odcieni miasta i sielskich krajobrazów Romanii.
Tymczasem Świta jest już w połowie drogi i jutro zrobi się nas więcej. Na najbliższe dni zaplanowana jest rodzinna festa i już cieszę się na samą myśl o niej. Grono bobasów znów się uszczupli, a my otworzymy butelkę zacnego wina rocznik 2006...
O tym co wypełniło ostatni w tym roku kwietniowy dzień już jutro, bo dziś znów zrobiło się późno, ale tak jak zapowiadałam - są rzeczy ważne i ważniejsze. Tak bardzo żal mi każdej minuty...
Dlatego też jeszcze raz wielka prośba o cierpliwość - zwłaszcza moich Uczniów - którzy dzielnie znoszą odwoływanie lekcji.
Kiedy wróci codzienny rytm i ja wrócę do codziennego pisania, tymczasem strzępki słów na dobranoc...
Buona Notte!
STADO to po włosku BRANCO