Marcowa niedziela - akt II - czar brzoskwiniowych kwiatów
wtorek, marca 19, 2024Według jednej z włoskich legend pewnego dnia rybak złowił dużą rybę. Kiedy uradowany wrócił do domu, zaraz zabrał się za jej sprawianie. I wtedy w brzuchu stworzenia znalazł dziwną pestkę - nigdy wcześniej takiej nie widział. Zaciekawiony, postanowił posadzić ją w swoim ogrodzie. Po jakimś czasie z pestki wyrosło drzewko, które wiosną obsypywało się różowym kwieciem. Ponieważ rybak znalazł pestkę dzięki wędkowaniu - po włosku "pesca", tak też postanowił nazwać roślinę. Dziś pesca to właśnie brzoskwinia, pesco - drzewo brzoskwiniowe.
Po krótkim przystanku nad rzeką i podziwianiu powrotu ptaków migrujących nad nami, przypomniałam, że już naprawdę jestem głodna i czas "przytulić" coś smacznego. Wsiedliśmy znów do Rangera i pojechaliśmy w kierunku Casola Valsenio.
Kiedy znaleźliśmy się po południowej stronie Monte Mauro i znów zaczęliśmy się wspinać sponiewieraną wiosennymi "franami" asfaltową wstążeczką, rozciągnął się przed nami sad brzoskwiniowy w rozkwicie. Nareszcie mogłam zrealizować moją wyczekaną sesję.
Sad nie był może najpiękniejszym sadem jaki w życiu widziałam, ale brzoskwiniowe drzewka w wiosennej, różowej szacie zawsze przyjemnie mamią oczy.
Wiele sadów ucierpiało w zeszłorocznym kataklizmie. Sami w czasie tego wojażowania widzieliśmy wycięte w pień całe połacie, które wcześniej znalazły się pod wodą. Skala zniszczeń jest nieprawdopodobna. I choć od powodzi i osuwisk minie za chwilę rok, to jednak ich skutki niestety będą widoczne jeszcze przez lata.
Warto wiedzieć, że w całej Emilii Romanii jest blisko 60.000 hektarów sadów i choć w ostatnich latach zanotowano duży spadek - ponad 40 % względem połowy lat dziewięćdziesiątych, to jednak nadal ten właśnie region wiedzie prym w całym włoskim sadownictwie. Wiosną możemy podziwiać tu prawdziwy spektakl. Niestety nie trwa on długo - kwitnięcie drzewa brzoskwiniowego to maksymalnie dwa tygodnie.
Wszyscy czekają zawsze na pola słoneczników, na glicine, na jaśmin, na lawendę, wielu turystów poluje na kwitnięcie pól w okolicy Norci, ale nigdy nie widziałam nikogo z aparatem wśród różowo - białych sadów Emilii Romanii...
Po serii zdjęć wskoczyliśmy znów do auta i po kilku kilometrach zaczęliśmy wreszcie staczać się do doliny Senio.
- Patrz! - krzyknęłam kiedy zza zakrętu wyłonił się tak gęsty i intensywny róż, że aż zabrakło nam tchu.
- Tu się trzeba zatrzymać. Czegoś takiego to ja jeszcze nie widziałem - Mario nie mógł się nadziwić.
Sad z poprzedniego przystanku nagle okrył się cieniem, bowiem ten, który rozciągał się ponad Casola zasługiwał na fanfary, poezje, toasty, PIOSENKI najpiękniejsze... Sad brzoskwiniowy w pełnym rozkwicie, cud natury, który urodą przekraczał wszelkie granice.
W Chinach kwiat brzoskwini jest symbolem nieśmiertelności, w świecie zachodnim jest synonimem odrodzenia i siły, ponadto symbolizuje też kobiecość i płodność, a Japończycy wierzą, że chroni przed złymi duchami.
We Włoszech na myśl o brzoskwiniowych sadach w rozkwicie zaraz dźwięczy wszystkim w uszach piosenka Lucio Battisti, właśnie ta, którą wykorzystałam do relacji na IG (link wyżej).
Według jednej z teorii drzewo brzoskwiniowe przybyło do Mediterraneo z Chin przez Persję około IV wieku przed naszą erą dzięki wyprawom z czasów Aleksandra Wielkiego.
Podobno sam Alessandro był oczarowany urodą różowych kwiatów, a po raz pierwszy zobaczył je w ogrodzie przy willi Dario III z Persji.
Inna teoria mówi, że "pesco" stało się popularne w basenie Morza Śródziemnego w czasach wymiany handlowej pomiędzy Rzymianami i Grekami. Jednak wraz z upadkiem Imperium Rzymskiego niemal zniknęło z krajobrazu. Podobno przetrwało jedynie w ogrodach arystokratów i mnichów. Czas jego ponownego odkrycia przypada na epokę Renesansu i w jego rozpowszechnieniu dużą rolę mieli Medyceusze.
Trudno powstrzymać w sobie infantylne tony, górnolotne zachwyty i egzaltację stając oko w oko z takim cudem. A marcowe sady brzoskwiniowe cudem najprawdziwszym niezaprzeczalnie są.
Nie mogliśmy się nasycić, fotografowaliśmy drzewa z bliska, z daleka, pod każdym kątem, fotografowaliśmy siebie, zachłanni na każdą jedną ociupinkę wiosennego różu.
Niech ten wiosenny róż rozgoni troski...
Zanim dotarliśmy do jakiegoś miejsca, w którym mogliśmy się posilić, zrobiła się godzina 15.00. O tej porze mogliśmy liczyć już tylko na kanapkę. Mario przypomniał sobie o pewnym "baraku" pomiędzy Casola i Palazzuolo sul Senio. I to był bardzo dobry pomysł! Wręcz genialny!
Na zakończenie tak pięknego dnia zjadłam jedną z najlepszych kanapek w moim życiu - chrupiąca schiacciata, prosciutto, rucola, świeży serek stracchino i suszone pomidory, Mario wybrał zestaw z finocchioną, karczochami i truflową salsą.
Tak oto przepięknie zapisała nam się cała niedziela.
Miłego dnia i szybkiego nadejścia wiosny wszystkim!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
4 komentarze
Czasami tak niewiele potrzeba do szczęścia, wystarczą tylko kwitnące drzewa, spacer i kanapka. A może nie "tylko" a "aż", w końcu to od nas zależy czym, jak i kiedy będziemy się zachwycać ;). Kwitnące drzewka brzoskwiniowe są przepiękne a jeżeli do tego ich zapach czuć z daleka to jest raj dla zmysłów. Pozdrawiam serdecznie, Karolina
OdpowiedzUsuńTo prawda ❤️
UsuńA co to takiego pysznego w szklaneczkach ? marysia
OdpowiedzUsuńKawusia:)
Usuń