Lucca - jeden zimowy dzień - Akt I - Puccini, bar i kobiety
wtorek, lutego 27, 2024Kilka opowieści, które wiążą się z nazwiskiem Giacomo Pucciniego - najstarszy bar Lukki, Elvira i kochanki oraz oblicza wyjątkowych kobiet wymalowane na ulicach miasta.
Jeśli chce się dobrze poznać dane miejsce, trzeba zagłębić się w historie ludzi, którzy w tym miejscu żyli. Koniec końców - to właśnie ci ludzie tworzą historię odwiedzanych przez nas miejsc.
Kto się tu urodził, kto umarł, kto tworzył i co stworzył, kto przeżywał twórczy kryzys, kto kochał i jak kochał, kto romansował i z kim romansował, kto zakładał rodzinę, płodził potomstwo, kto politykował, kto się modlił, kto pił i gdzie pił... To wszystko jest fascynujące.
A jeśli mówimy o Lukce, pierwszym nazwiskiem jakie się nasunie, będzie oczywiście urodzony tu Giacomo Puccini, który w mieście ma swój plac, a stojący tuż obok dom artysty jest dziś jednym z chętniej odwiedzanych muzeów miasta.
Przygotowując garść notatek na niedzielę, zagłębiłam się nieco wnikliwiej w życiorys artysty, a ten ostatecznie popchnął mnie do innych, pobocznych historii i tym oto sposobem natrafiłam na wzmianki o historycznym barze, który dawniej skupiał wokół siebie wielu artystów.
Tym barem był Caffè Di Simo - niestety od 2012 roku zamknięty i to podobno już na amen. Odszukałam to miejsce w minioną niedzielę, żeby choć starą witrynę złapać w kadrze nim zostanie całkiem zatarta przez "czas".
Bar, który wtedy nosił nazwę Caffè Carluccio, powstał w roku 1846. Na początku nowego stulecia Carlo - zdrobniale Carluccio, przekazał barową działalność swojemu synowi Alfredo, który był człowiekiem zafascynowanym podróżami i sztuką, co oczywiście szybko wpłynęło na zmianę wizerunku odziedziczonego lokalu.
Alfredo zmienił wystrój baru, korzystając z egzotycznych elementów, jakie sam przywiózł z zagranicznych wojaży. Ponadto na każdym stoliku znajdowała się szachownica. Był to znak, że Antico Caffè Caselli - jak się w tamtym czasie nazywał - był miejscem nie tylko do wypicia szybkiej kawy, ale przede wszystkim przybytkiem, w którym spotykały się światłe umysły, w którym prowadziło się interesujące dysputy, zawiązywało nowe znajomości i przyjaźnie. Alfredo jako wielki miłośnik sztuki uczynił ze zwykłego baru, miejsce spotkań artystów, z których wielu prywatnie było jego przyjaciółmi. Bywali tu chętnie Giosuè Carducci, Giuseppe Ungaretti, Giovanni Pascoli, Pietro Mascagni i oczywiście Giacomo Puccini.
Ukochanie sztuki zainspirowało Alfreda do organizowania wystaw w barze, co w tamtym czasie było bardzo nowatorskie. Na początku lat trzydziestych ufundowana została nawet nagroda dla artystów zarówno literatów, muzyków, jak i malarzy - Premio Caselli.
Tuż przez wojną bar przejęli Di Simo i godnie kontynuowali zapoczątkowane przez Alfredo tradycje. W latach dziewięćdziesiątych powróciły do baru wystawy, a także reaktywowana została nagroda pod nową nazwą Premio Antico Caffè Di Simo. Ponadto zaczął działać "piano bar", a lokal czynny był też nocą. Niedługo potem rozszerzył swą działalność o pasticerię i restaurację.
Dziś niestety zabytkowa witryna pod numerem 58 przy via Fillungo wydaje się zapomniana przez świat. Byłoby pięknie, gdyby jeszcze kiedyś jej wnętrza ożyły dzwonieniem filiżanek, ciekawymi rozmowami i subtelną muzyką sączącą się z piano baru...
Inną historią, której poświęciłam więcej uwagi były losy Elviry Bonturi - żony kompozytora. Historia zaciekawiła nie tylko mnie - zainspirowała również ludzi teatru. Znalazłam wzmianki o spektaklu - monologu, który wystawiony został w 2019 roku w Teatro Petrolini w Rzymie.
Elvira urodziła się w 1860 roku w Lukce. W wieku 20 lat wyszła za mąż za swoją pierwszą miłość Narciso Gemignani, który był znanym w mieście człowiekiem interesów. Wkrótce na świat przyszło dwoje ich dzieci Fosca i Renato.
Ponieważ mąż często bywał w rozjazdach, zaproponował żonie pobieranie lekcji muzyki u swojego serdecznego przyjaciela - Giacomo Pucciniego, który w tamtych czasach był obiecującym, ale biednym jeszcze artystą.
Pomiędzy Elvirą i przyszłym kompozytorem niemal od razu wybuchła płomienna miłość. W 1886 roku trudno było ukryć coraz bardziej widoczną ciążę, a zatem młodzi kochankowie uciekli z Lukki. Elvira zabrała ze sobą jedynie córkę, zostawiając syna Renato z Narciso.
Miasto huczało od plotek! Narciso przebąkiwał podobno o zemście dlatego romantyczni uciekinierzy trzymali w tajemnicy swój nowy adres. Zatrzymali się w Monzy, gdzie na świat przyszedł owoc ich miłości - Antonio.
Dopiero 3 stycznia 1904 roku po śmierci Narciso, kochankowie mogli oficjalnie zalegalizować swój związek. Puccini nie należał jednak do najwierniejszych, a niektóre z jego romansów przeszły do historii - o połowę młodsza od niego Corinna występowała w jednej z jego oper, a ich relacja trwała trzy lata. Sprzątaczka w domu Puccinich Doria Manfredi popełniła ostatecznie samobójstwo, po tym jak chorobliwie zazdrosna Elvira zszargała jej imię w całym mieście.
Potem była siostra Dorii, Giulia Manfredi, która pracowała w barze tuż obok słynnej willi Puccinich Torre del Lago. Niektóre źródła podają, że w 1920 roku wyjechała do Pizy, by urodzić syna kompozytorowi. To Giulia stała się też pierwowzorem bohaterki jednej z oper Pucciniego - "La Fanciulla del West".
Od lat dwudziestych w małżeństwie Puccinich zapanował spokój. Mówiło się, że byli kochającą się i szczęśliwą parą. Ich małżeński dobry czas nie trwał jednak długo. Giacomo zmarł w 1924 roku, a sześć lat później w Mediolanie w wieku 70 lat zmarła jego żona - Elvira Bonturi.
Kiedy dziś spaceruje się uliczkami Lukki, można natknąć się na wizerunki kobiet zdobiących żaluzje niektórych sklepów i lokali. Jest to 12 bohaterek oper Pucciniego. Niczym muzeum pod gołym niebem, w którym uwaga poświęcona roli kobiety łączy się artyzmem jaki spowija to wyjątkowe miasto. Wśród odmalowanych wizerunków znajdują się między innymi: Angelica, Minnie z "Fanciulla del West", Cio-cio San Suzuki z Madame Butterfly, Turandot Liu i Flora Tosca.
Myślę, że najlepiej zacząć poznawanie Lukki właśnie tu - od Piazza Cittadella, na której Puccini uwieczniony na wieki w nonszalanckiej pozie z papierosem w ręku omiata leniwym wzrokiem przesuwające się grupki turystów.
Jutro zapraszam Was po odrobinę sacrum, zmiana tematu, zmiana kadrów, ale wciąż to samo miasto.
Pięknego dnia!
KOCHANKOWIE to po włosku AMANTI
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
2 komentarze
Dzień dobry Pani Kasiu. Jest Pani genialna. Kocham Lukke i Pucciniego, i chociaż spędziłam w niej łącznie miesiąc nie dowiedziałam się o portretach bohaterek oper. Dziękuję
OdpowiedzUsuńNastępnym razem je odszukam. Pozdrawiam
I znowu dzięki Kasi tyle się dowiedzialam ! Poza tym , tak to jest wspaniale , zwięzle opisane , jakoś tak rytmicznie / pierwsza myśl jaka przyszła mi do glowy po pierwszym czytaniu , że jest tu jakiś rytm / ..Dziekuję Kasiu ! marysia
OdpowiedzUsuń