Kolejny piątek, kultywowanie tradycji i tym razem "Viva la pasta!"
sobota, lutego 17, 2024Co się odwlecze, to nie uciecze - jak mówi stare porzekadło. Gotowanie w zeszłym tygodniu musieliśmy odpuścić, ale tydzień - nawiasem mówiąc tydzień mało przyjemnych wieści - przeleciał i nastał nowy piątek, w którym to gotowanie było jak najlepsza terapia, pieszczota dla podniebienia, ale też dla duszy. Może nawet przede wszystkim dla duszy.
W kuchni Domu bez Imienia jest coś wyjątkowego, coś nieuchwytnego, coś w powietrzu. Może to ciepło ognia, może pozytywna energia Mario, może skromność i prostota, może wszystko to razem w jednym obiedzie zaklęte. Tak jak kiedyś Mario jako mały chłopiec niezliczoną ilość razy patrzył na ręce swojej Mamy, które zagniatały, wałkowały ciasto, z którego powstawał potem makaron, tak teraz ja z nosem przy stolnicy, z namaszczeniem celebruję te chwile.
Naprawdę przez chwilę czułam się beztrosko jak małe dziecko, które ktoś nakarmi i ciepłem otuli.
Pamiętam doskonale pierwszy raz, kiedy Mario zrobił makaron. To było jeszcze w czasach Casaluccio - mógł to być 2011 rok. Lato było wtedy takie sobie i deszczowe dni wykorzystywaliśmy na kulinarne eksperymenty. "Całe dzieciństwo patrzyłem jak Mama to robi" - powiedział wtedy Mario - "muszę więc to umieć". I tak złapał za wałek, stolnicę i zaserwował przy naszej asyście pierwsze tagliatelle.
Z Bardzo Starych Notesów:
Kiedy byłem mały, taki mały jak teraz twoi chłopcy, godzinami stałem oparty o stół, kiedy moja Mama przygotowywała pastę. Jak zaczarowany wpatrywałem się w jej zwinne ręce, które kawałek ciasta rozwałkowywały do wielkości i cienkości prześcieradła. Używała do tego kija od szczotki zamiast tradycyjnego wałka. Czekałem cierpliwie jak mały psiak na swoją część. Mama odrywała kawałek, a ja rzucałem to na piec i czekałem aż ciasto stanie się chrupkie i smaczne. Okazuje się, że w ten sposób sam w końcu nauczyłem się robić pastę. Teraz przekazałem tę wiedzę tobie, a kiedyś ty nauczysz swoich chłopców...
Tamtego dnia Mario udowodnił, że jest mistrzem nie tylko pizzy, ale też w makaronowej materii, a ja stałam się jego wierną uczennicą i naśladowczynią, by po latach dzielić się tą umiejętnością z innymi, nie tylko z chłopcami.
Nim woda na tagliatelle się zagotowała, Mario odkroił kawałeczek rozwałkowanego ciasta i położył je na rozgrzanej blasze, dokładnie tak, jak robił, kiedy był małym chłopcem. Zaraz też w szklance po nutelli przygotował "aperol spritz", a z lodówki wyciągnął oliwki. Spontaniczne, domowe aperitivo!
- To można wylansować jako nową modę! - Pomyślałam, że Mario być może jest pierwszą osobą, która w czymś takim serwuje spritz'a.
To się dopiero nazywa vintage!
Nie byłam wczoraj tylko obserwatorem. Kiedy Mario przygotowywał tagliatelle, ja poza popijaniem wina, fotografowaniem i filmowaniem nastawiłam sos grzybowy. Sos niestety nie z samych porcini, ale pyszny wyszedł tak czy inaczej i znów zjedliśmy po królewsku kontemplując prostotę, celebrując doskonałość włoskiej, domowej kuchni.
- Nawet najlepszy z kupowanych makaronów nigdy nie będzie mógł stawać w szranki z tym zrobionym w domu - powiedział Mario odkładając widelec na pusty talerz.
- Święta prawda!
Po takim obiedzie brakowało tylko pięknego spaceru... Wybór miejsca, aura, światło i dobre humory sprawiły, że spacer urodą dorównał obiadowej uczcie, ale o tym oczywiście już nie dziś.
Na koniec polecam jeszcze mój wczorajszy wpis, na udostępnienie którego zabrakło już czasu i w którym kilka słów o Dante i filmowa polecajka.
Dobrej soboty!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
3 komentarze
Ciepły , uroczy Gospodarz , bezpretensjonalność , wszystko takie zwyczajne a przecież nadzwyczajne , tak jak trzeba . I to coś co nieuchwytne ... genius loci ! marysia
OdpowiedzUsuńMam i ja takie szklaneczki nutellodrinkowe🥤😀
OdpowiedzUsuńO tak! szklaneczki po nutelli są uniwersalne :)
OdpowiedzUsuń