Styczniowa wiosna w Świątyni Dumania
niedziela, stycznia 28, 2024Nie zeszłam nawet z asfaltu, a kurtka już zawisła z tyłu, zaczepiona o plecak. Gdyby nie to, że na drzewach brakowało liści, można było z powodzeniem pomyśleć, że to koniec marca, a nawet początek kwietnia. Po raz pierwszy w tym roku pogoda zrobiła się naprawdę wiosenna, wtórowały jej przydrożne kwiaty, a wszystko okraszał akustycznie nieśmiały jeszcze ptasi trel.
Dotarłam do Świątyni Dumania kilka minut przed południem, kiedy słońce stało dokładnie twarzą w twarz z "moim" cyprysem. Usiadłam i zakochałam się w tej chwili, w tym mikroskopijnym ułamku czasu, który pachniał mchem.
Ciepło zrobiło swoje i ziemia zaczęła uwalniać trzymane w zimowych ryzach aromaty.
Na szlaku Dantego byłam sama. Ani żywej duszy. Usiadłam i pomyślałam, że zatrzymam się na dłużej. Otworzyłam plecak i już miałam wyjąć Makowy Notes, ale ostatecznie zrezygnowałam. Postanowiłam tylko siedzieć i myśleć. Żadnego pisania. Siedzieć i czerpać ciepłą energię ze słońca. Siedzieć i filtrować myśli z minionego tygodnia. Siedzieć i ekscytować się zapachem mchu...
Zerknęłam na zegarek. Do powrotu Mikołaja ze szkoły było jeszcze trochę czasu. W końcu nie musiałam się nigdzie spieszyć. Dobrze było tu wrócić. Dobrze było znów być na szlaku w ciszy własnych myśli. Siedziałabym tak do wieczora, ale do powrotu banalnie przynaglił pusty brzuch. Zmęczona i strapiona głowa nie pomyślała, żeby wsunąć do plecaka jakąś przekąskę.
Zgarnęłam więc swoje fanty i powolutku ruszyłam w drogę powrotną. Chwilę potem zadzwonił telefon. To była Ellen. Z radością przystała na moją propozycję wspólnego aperitivo, a ja na to "przystanie" ucieszyłam się całym sercem, bo do mojej sobotniej kuracji głowy brakowało tylko ciepłej, przyjacielskiej rozmowy i kieliszka prosecco.
Przed wieczorem Mikołaj ogłosił, że idzie do kolegów na pizzę. Kusiło mnie przez moment, żeby w takiej sytuacji na pizzę wyciągnąć też Mario, ale ostatecznie postanowiłam podarować sobie samotny wieczór i długi sen. Ten sen był mi chyba bardzo potrzebny, bo spałam i spałam i spałam... Nie obudził mnie nawet Mikołaj, który wrócił w środku nocy.
Najbliższe dni mają dalej mamić nas piękną pogodą, ale uprzedzę pytania - to nie koniec zimy. Kwitną żonkile i prymulki, jest bardzo ciepło, jednak przed nami jeszcze cały luty, a jak mówi włoskie przysłowie: febbraio, febraietto - mese corto e maledetto! (Luty krótki, ale przeklęty).
Na dziś mam bardzo barwny plan i mam nadzieję, że jego owocem będą piękne kadry. Czeka mnie bowiem fantazyjna, fotograficzna uczta.
Dobrego dnia!
FILTROWAĆ to po włosku FILTRARE
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze