Florencja w zimowy dzień - akt IV - Santa Maria Novella i Paolo Uccello
czwartek, stycznia 25, 2024Santa Maria Novella, którą w przeszłości już odwiedzaliśmy, w ogóle nie była na naszej liście. Tak naprawdę poszliśmy tam przez... moje nieudane zakupy. O zakupach jednak na końcu, bo one tu w ogóle nie są ważne. Kiedy okazało się, że do odjazdu pociągu mamy jeszcze dwie godziny, zapytałam Mikołaja:
- Co robimy? Idziemy teraz posiedzieć w barze, czy chcesz coś jeszcze zobaczyć?
Mieliśmy już za sobą zwiedzanie Orsanmichele, spacer na San Miniato i podziwianie fresków w kaplicy Brancacci.
- Zobaczmy coś! - odpowiedział bez wahania.
Moja krew... Moje DNA...
- Teraz na lekcji mówimy też o Paolo Uccello.
- To może Santa Maria Novella? Tylko przecież już tam byłeś...
- To nic. Nie pamiętam wszystkiego.
- Chodźmy zatem.
Poszliśmy, a kiedy już skończyliśmy to ostatnie zwiedzanie, byliśmy zmasakrowani. Zdecydowanie było to za dużo bodźców jak na jeden dzień.
O Santa Maria Novella pisałam i w Sekretach i na blogu nie raz, więc dziś nie będę się o wszystkim szczegółowo rozpisywać. Zamiast tego postanowiłam tym razem skupić się na artyście, który stał się przyczynkiem do naszego powrotu do SMN.
Oczywiście zatrzymaliśmy się przy każdym mniejszym detalu i przy tym, co wielkiej wagi - był i Botticelli i Ghirlandaio i meridiana i Giotto i kaplica Filippo Strozzi i Cappella Tornabuoni i Brunelleschi i rzecz jasna Masaccio, o którym już tego dnia dużo rozmawialiśmy.
Słynna Trinità Masaccia jest w tej chwili restaurowana i tak jak freski w kaplicy Brancacci, tak i to dzieło za dodatkową opłatą (1,5 euro) można oglądać z rusztowania.
Tym razem to Mikołaj był przewodnikiem przez większość czasu i o Paolo Uccello z pasją opowiadał. Więcej doczytałam sobie już sama korzystając z jego podręcznika do historii sztuki, który nawiasem mówiąc - jest obiektem moich westchnień i cichej zazdrości.
Słów kilka o samym artyście...
Paolo Uccello urodził się pod koniec XIV wieku jako syn skromnego golarza w Pratovecchio. Niektórzy historycy twierdzą jednak, że bardzo prawdopodobnym jest, iż przyszedł on na świat we Florencji, bowiem w zachowanych dokumentach widnieje informacja, że już w 1373 jego ojciec stał się residente Florencji.
Jego prawdziwe nazwisko to Paolo di Dono. Przydomek Uccello, co po włosku znaczy ptak, został mu nadany przez to, że taki właśnie detal pojawiał się często na jego malowidłach. Podobno pisze o tym sam Vasari, choć przygotowując ten artykuł przeczytałam u pani Fabiani, że tak naprawdę przydomek ten wziął się od herbu jego ojca, w którym widniał właśnie ptak. Nie znalazłam jednak potwierdzenia tej tezy we włoskich źródłach. Myślę, że trzeba tu więcej czasu i uwagi.
Paolo już jako dziecko trafił na naukę do najsłynniejszej w tamtych czasach florenckiej pracowni pod skrzydła Ghibertiego, gdzie miał okazję poznać między innymi Donatella i Michelozzo i zapewne mieć swój udział przy powstawaniu słynnych drzwi do Baptysterium. Warto też wspomnieć, że jego równieśnikami byli Beato Angelico i Masaccio.
Swoje pierwsze dzieła tworzył w stylu późno gotyckim. Po ukończeniu edukacji w 1425 roku wyjechał na kilka lat do Wenecji. Kiedy powrócił do Florencji w 1431 roku zastał miasto odmienione. Był to czas wielkich przemian w sztuce. Powoli rodził się humanizm. Za sprawą Masaccia zaczęto interesować się perspektywą i to właśnie ten artysta przyczynił się do tego, że Uccello zaczął zgłębiać geometrię, która potem - jak pisze Vasari nie bez cienia ironii - stała się niemal jego obsesją.
Paolo Uccello zaczął pracować w Santa Maria Novella jeszcze przed wyjazdem do Wenecji, po powrocie kontynuował prace, których efektem jest między innymi fenomenalna lunetta przedstawiająca wielki potop.
Scena przedstawia Potop i jednocześnie wycofanie się wody. Za sprawą dwóch różnych środków perspektywy, malowidło pełne jest dramatycznego dynamizmu. Wszystkie elementy tego dzieła były przestudiowane z największą uwagą. Najlepszym tego przykładem jest mazzocchio - dawny element nakrycia głowy, na które zwrócił mi uwagę właśnie Mikołaj, a ja dziś wspomagam się zdjęciami z jego podręcznika.
Uważam, że warto wstąpić do Santa Maria Novella już dla samego Chiostro Verde. Freski Paolo Uccello są monochromatyczne. To zielony barwnik - terra verde. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że to jedno z najniezwyklejszych florenckich dzieł, choć oczywiście to tylko moja subiektywna opinia.
- Ja najbardziej lubię Battaglia di San Romano - powiedział Mikołaj i zaraz dodał - wie, że tylko jedna część została we Florencji?
Matka oczywiście nie wiedziała, ale dziś, kiedy kogut biforkowy jeszcze dobrze spał, uzupełniała sumiennie swoją wiedzę.
Vasari pisał o Uccello: dziwak, samotnik, melancholik i biedak. Szkoda, że artysta został doceniony dopiero w XX wieku, wielu surrealistów uznało, że właśnie on był ich prawdziwym prekursorem, a w wielu jego dziełach znajdziemy kubistyczny przedsmak.
Poranek spędzony na studiowaniu jego dzieł i życiorysu oświecił mnie w wielu kwestiach. Myślę, że wkrótce wrócę do miejsc, gdzie można podziwiać jego dzieła. Jest coś fascynującego w Paolo Uccello.
W sali obok podziwialiśmy Ostatnie Wieczerze, a ja mogłam się odwdzięczyć, za opowieści o Chiostro Verde, dzieląc się wiedzą o Allessandro Allori i o Plautilli Nelli. To było wspaniałe doświadczenie i niezapomniane chwile.
A na deser kilka mniej poprawnych dialogów.
- Och! Popatrz! Piękne! Della Robbia! Podoba ci się?
- Mah... takie tam... do kuchni może być. Ale nie kręci mnie.
- Bluźnierco!
- Szkoda, że jest tak źle zachowane... - staliśmy przed Sądem Ostatecznym, a Mikołaj znów objaśniał szczegóły.
- Widzi tamtych? Mają głowy wykręcone do tyłu, żeby już nie mogli patrzeć w przyszłość. To indovini (tł. przepowiadający przyszłość), a tam jest rzeka krwi, skończyło w niej wielu dowódców, między innymi Attila.
- A tam Cerber...
- Czy Matka nie uważa, że niebo jest nudne?
- Bardzo nudne.
Popatrzyliśmy chwilę na równiutkie rzędy złotych aureoli i znów odwróciliśmy się w kierunku piekielnych kręgów...
Dwie godziny wcześniej, wychodząc z kolejnego sklepu:
- I co? Nic się Matce nie podoba?
- Nie, nie... Może coś tam się podoba, ale to co się podoba, to za drogo albo sama nie wiem... Nic już nie chcę. Ja się nie nadaję na zakupy.
- Ta kurtka, którą ma, to chyba stara, co? - popatrzył na mnie poważnie. Wyciągnęłam ze strychu starą kapotę, żeby moim białym płaszczykiem rusztowań nie wycierać.
- Stara. A co?
- Nic. Bardzo stara?
- Ma dokładnie tyle lat co ty.
- Widać.
- Słucham? Musisz mnie dobijać?
- Ale to nie jest nic złego...
- Jasne! Co robimy? Idziemy teraz posiedzieć w barze, czy chcesz coś jeszcze zobaczyć?
- Zobaczmy coś!
Dotarłam już do końca mojego bajania o florenckiej niedzieli. Jutro wrócę do roztkliwiania się o kwiatkach i innych głupotach. A jest naprawdę o czym, bo wiosna coś tam już uroniła.
Tymczasem...
Pięknej reszty dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
1 komentarze
Kasiu , baardzo dziekuję za opis tych wszystkich cudów i za przepiękne zdjęcia ! marysia
OdpowiedzUsuń