Komu czego mało i jeden skromny trekking
sobota, grudnia 30, 2023Wciąż jest mi mało! Mało kilometrów, mało wrażeń, mało sztuki, mało miejsc, mało wrażeń. Wciąż mam skręt "czterech liter" i nijak nie umiem wyhamować. Nawet jeśli usiądę to i tak niewiele to zmieni, bo głowa będzie dalej po swojemu galopować. Jestem jak ten, który wsiada na wariacki rollercoaster, a potem płacze, że mu niedobrze.
Kiedy dwa dni temu wędrowałyśmy w naszym ostatnim w tym roku trekkingu, T. tylko pokiwała głową na pół ze zrozumieniem, na pół z politowaniem, a potem zapewniła, że przyjdzie taki czas, że się w końcu "uspokoję"...
A propos trekkingu - tego też mi mało. W tym roku było mi go naprawdę bardzo mało, choć pewnie inni popukaliby się w czoło.
Z T. nie wyszyłyśmy tyle razy, ile bym chciała. Pewnie nasze trekkingi policzyć można na palcach jednej ręki i jeszcze zostanie. To przede wszystkim moja wina, bo zajęta byłam do niemożliwości, ale też ukróciły nam się możliwości transportu, a to bardzo ogranicza nasze ruchy - w końcu ile można dreptać ponad Biforco?
Obiecałam T., że ruszymy dalej kiedy przyjedzie Paw, bo on nas dowiezie nawet na dalsze szlaki, a do pełnej "marradyjskiej korony" T. brakuje jeszcze dwóch wypraw - nad Acquachetę i na Prati Piani. (Obydwa szlaki opisane w Nieznane Toskania i Romania. Gdzie Dante mówi dobranoc).
I taki był plan na czwartek - albo tu albo tu. Plan jednak musiałam zweryfikować, bo przy krótkich zimowych dniach i czterech godzinach do dyspozycji wyprawa nad Acquachetę była jak porwanie się z motyką na księżyc, a Prati Piani skreśliły z listy ołowiane chmury, które zawisły nad przełęczą Colla. Bez sensu było mierzyć się z najbardziej widowiskowym szlakiem, jeśli widoczność byłaby niewiele dalej niż czubek własnego nosa.
Szybko więc wymyśliłam szlak bliższy Romanii, nad którą królowało pogodne niebo - od Piani di Sotto przez Cavallarę do S.Adriano. Szlak łatwy i przyjemny, a dla mnie dodatkowo bardzo sentymentalny, bo prowadzi przez moją ulubioną jeżynową łąkę i tuż obok domu mojego przyjaciela.
Ołowiane chmury zaczęły coraz tłumniej nadciągać od strony Toskanii, więc i nad nami lazur w końcu szlag trafił, ale aura tak czy inaczej była bardzo przyjemna i te prawie osiem kilometrów udało nam się pięknie. Cieszyłam się, że choć tym razem bez spektakularnych wyczynów, to jednak mogłam pokazać T. nową ścieżkę, nowy dom, nową Madonninę...
Na koniec naszego spaceru jeszcze toast za to, co było i za to, co będzie oraz obietnica, że nim T. wyruszy do Polski jeszcze gdzieś razem powędrujemy! Nie odpuścimy tej Acquachety!
Przed nami przedostatni dzień 2023 roku. Abstrakcja z tymi datami...
Jutro nie wiem jeszcze co i jak, pewnie znów do wieczora będę spacerować z Tomkiem po Marradi, żeby dotrwać do północy. Plany się żadne nie urodziły i nawet nie wiem jeszcze co na stole postawić, nawet prosecco nie kupiłam! Z naszego grona - tylko Mikołaj może wybierać i przebierać w zaproszeniach na imprezy sylwestrowe, a reszta zadowoli się kuchnią w Domu z Kamienia za Rzeką...
Dobrego dnia!
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze