Odcinek o Balze del Valdarno zza kulis
czwartek, listopada 23, 2023Posileni i "odsapnięci" ruszyliśmy do drugiego punktu naszego niedzielnego planu. Mieliśmy z Najmłodszym tylko kilka dni i silne postanowienie, by wykorzystać je co do ostatniej sekundy. Odwołałam w tamtym czasie wszystkie inne zajęcia. To był wspaniały czas i za każdym razem, kiedy oglądam filmy z drugiej serii, budzi się we mnie na nowo tęsknota za tymi dniami.
Na tamtą lipcową niedzielę opracowałam najbardziej intensywny plan. Wymyśliłam, że w jeden dzień zrobimy nagrania do trzech odcinków - z trzech różnych miejsc! Zakładałam jednocześnie, że to może się nie udać, bo jednak między tymi miejscami był też do przejechania dystans nie bez znaczenia.
Dobrze, że my ten strumyk tam mieliśmy...
Pisząc o tym odcinku muszę też wystawić laurkę Pawiowi, którego gest przeszedł do historii jako bohaterski!
A to było tak...
Ścieżka, którą można zobaczyć na filmie prowadzi na sam dół doliny. Nie mieliśmy jednak pojęcia, że będzie cała w chaszczach, których spotkanie ze spoconą skórą trudno było nazwać czułą pieszczotą. Już nawet nie pamiętam czy my w ogóle wzięliśmy ze sobą wodę... Miał być tylko udawany trekking na potrzeby filmu, a wyszedł prawdziwy trekking, nawet jeśli dystans nie był długi.
Na samą myśl, że mamy pokonać tę samą trasę jeszcze raz, tylko pod górę robiło nam się słabo, zwłaszcza Najmłodszemu, który niósł sprzęt, a plecak ważył blisko dziesięć kilo. I wtedy właśnie na scenę wszedł Paw, który w tak zwanym międzyczasie zdążył już na Google znaleźć awaryjną drogę dojazdową...
- Ja tu zjadę samochodem. Tu jest droga!
Za to jedno zdanie gotowi byliśmy obsypać go złotem od góry do dołu, a Paw do małych nie należy! Oznaczało to, że on sam musiał jeszcze raz przejść szlak do góry i potem okrężną drogą dojechać do nas od drugiej strony. Mogę sobie tylko wyobrazić jak wyglądał, kiedy już dotarł do Piantravigne...
Kiedy Paw ruszył na swoją bohaterską wyprawę, my zabraliśmy się do kręcenia kolejnych ujęć. Po tym, jak powiedziałam już wszystko to, co chciałam powiedzieć, przyszedł czas na lot drona.
- K...a! Kabelek został w aucie! - Najmłodszy złapał się za głowę.
- Żartujesz? - ogarnął mnie pusty śmiech.
- Jak dobrze, że Paw sam się zadeklarował, że wróci po samochód, bo ostatecznie i tak musiałby wrócić!
Ubaw mieliśmy przedni. Takie rzeczy się zdarzają - brak miejsca na karcie, brak kabelka, nienaładowana bateria - niech rzuci kamieniem ten, któremu nigdy się nie zdarzyło!
Czekając na Pawia urządziliśmy sobie w strumyku prawdziwe ablucje. Nie wiem, jakbyśmy wyglądali - przede wszystkim ja - przy trzecim filmie, gdyby nie ten zbawienny, toskański ruscello! Aż nie chce się wierzyć, że po tym wjechaliśmy jeszcze na Pratomagno... Tamtego dnia zaczęliśmy nagrania z porannym słońcem, a skończyliśmy, kiedy już kładło się spać.
Paw w końcu dojechał - z wodą do picia, z kabelkiem i tym samym zmył z siebie hańbę wcześniejszych "niedociągnięć", które wytykaliśmy mu bezlitośnie, jak choćby brak mojej zapasowej garderoby, kiedy kręciliśmy Dozzę czy rozgrzane naczynia do Panzanelli. Paw w tamtych dniach był: kierowcą, kierownikiem produkcji, "przynieś podaj pozamiataj", fotografem backtage'u, rekwizytorem, garderobianym, szefem cateringu i Adasiem Miauczyńskim wypisz wymaluj z "Nic śmiesznego".
W końcu przyszedł czas na lot dronem. Dla nas samych widzieć Balze z tak bliska było niezwykłym przeżyciem. Mam nadzieję, że Wy również będziecie mieć podobne odczucia, a trajkot cykad przypomni letni czas.
Po nagraniach wsiedliśmy do auta już mocno zmęczeni, więc aby nabrać sił przed ostatnim etapem, zatrzymaliśmy się w barze w jakiejś sennej osadzie na najlepsze caffè "shakerato" jakie w życiu piłam. Tamten moment, tamten, bar, tamta wiekowa barmanka - też pozostaną w sercu na zawsze.
Jeśli polubicie, udostępnicie, skomentujecie efekty naszych prac, będziemy bardzo wdzięczni. Pozwólcie też, że przypomnę, iż nasze działania i w ogóle działania blogowe można wspierać na PATRONITE, za co też z serca dziękuję/dziękujemy!
Dziś na mnie już czas, bo lekcje nie poczekają, a poza tym przede mną też działania kulinarne, wedle życzenia bolończyka, który w ten weekend zaszczyci nas wizytą, by przedświątecznej - filmowej tradycji stało się zadość.
Och! Byłabym zapomniała o najważniejszym!
CZY WIECIE, ŻE JUŻ ZA MIESIĄC O TEJ PORZE DNI ZACZNĄ SIĘ WYDŁUŻAĆ?
Pięknego dnia!
Ps. O Balze del Valdarno można było przeczytać na blogu kilka lat temu, gdybyście chcieli poznać więcej sekretów nieznanej Toskanii, szczególnie gorąco - jutro podobno jest Black Friday - polecam lekturę moich trzech książek:
STRUMYK to po włosku RUSCELLO (wym. ruszello)
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze