O tu i teraz, o listopadzie, o pisaniu i o pamięci
środa, listopada 01, 2023Już dawno postanowiłam sobie, że nie będę odliczać czasu do niczego - ani do weekendu, ani do wakacji, ani do wiosny, ani do czegokolwiek, obiecałam sobie żyć tu i teraz. Tego się niezmiennie i konsekwentnie trzymam, ale też uczciwie muszę przyznać, że lubię w głowie snuć kalkulacje i układać optymistyczne plany. Jakże miła sercu jest myśl, że za niecałe dwa miesiące dnia znów zacznie przybywać, że przy dobrych wiatrach za dwa miesiące mogą pojawić się pierwsze fiołki, a za trzy to nawet drzewa owocowe mogą powoli przebudzać się z zimowego snu. Z taką myślą to jakoś człowiekowi lżej. Oczywiście nie odliczam do tego momentu, ale już sama świadomość jego bliskości jest jak subtelna pieszczota dla duszy...
Tymczasem listopad zaczął swój występ chłodnym porankiem, bezwietrzną ciszą i pogodnym niebem. Kiedyś najbardziej przeze mnie "znielubiony" miesiąc, teraz celebruję każdą jego chwilę. Listopad to jest jedyny czas w roku, kiedy udaje mi się wyskrobać najwięcej czasu na twórczość własną, na bycie sam na sam z własnymi myślami... Może uda się wyskoczyć do Brisighelli na sagry, iść na trekking - mam nadzieję nie jeden, usiąść przy stole z przyjaciółmi i pisać, dużo pisać. Czekają też na mnie trzy wspaniałe wystawy w trzech różnych miastach, więc cały czas główkuję jak tu i kiedy wykraść na początek choć jeden wolny dzień.
Paradoksalnie wolny dzień udało się zorganizować dziś i po cichu miałam nadzieję, że z domu się ruszymy, by zrealizować jeden z moich chytrych planów, ale Tomek zaniemógł, a Mikołaj jest po halloweenowych szaleństwach i z góry uprzedził, że nigdzie się nie wybiera. No nic... Pozostanie jakiś skromny trekking, gotowanie dla bolońskiego słoika i pewnie upust artystycznej weny przed komputerem. Wystawy jeszcze chwilę będą musiały poczekać.
To nasz jedenasty listopad tutaj, więc chyba nie ma sensu, żebym kolejny raz opowiadała o włoskich tradycjach związanych z Ognissanti i giorno dei morti. Na cmentarzu, czy też na cmentarzach bywam bardzo często i tak naprawdę nie potrzebuję do tego narzuconego z góry dnia. Zdecydowanie wolę na cmentarzu ciszę i spokój. Pamięć o tych, których już nie ma jest w naszym domu wciąż żywa niezależnie od święta czy "nieświęta", a moje notesy pełne są opowieści o nich. I to jest myślę szczególnie ważne, sama zainspirowana literaturą wyznaczyłam sobie taką misję - zapisać historie innych, pomóc ocalić je od zapomnienia oraz zostawić historie własne, bo inaczej za kilkadziesiąt lat już nikt nie będzie o nas pamiętał, będziemy tylko mniej lub bardziej abstrakcyjnym napisem na nagrobku.
Niech nam się ten listopad pięknie pisze, niech sobie nawet będzie pełen melancholii - przecież późno-jesienna melancholia to jeden z najlepszych nawozów pod artystyczne płody.
Dobrego dnia!
NAWÓZ to po włosku CONCIME
Ps. Z okazji 30 rocznicy śmierci Federico Felliniego, który zmarł 31 października 1993 roku przypominam nasz materiał o Rimini i oczywiście o słynnym reżyserze:
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze