Wieża i port, czyli nowe bolońskie doznania
poniedziałek, września 25, 2023- Świetny miałaś pomysł! - powiedziałam do S., kiedy w niedzielne południe wspinałyśmy się na Torre degli Asinelli, a ja kurczowo chwytałam się poręczy. - Idealny sposób na odstresowanie! Terapia szokowa po upiornym tygodniu.
- Boisz się?
- Jak cholera! Zaraz zejdę, ale nie z wysiłku, tylko ze strachu.
- Ja też zejdę, ale z wysiłku, jak mnie znajdą i otworzą plecak to się będą zastanawiać "po co jej była ta tortownica?"*
Starałam się nie patrzeć w dół. Nogi mi się trzęsły, bo cierpię na lęk wysokości - nie jakiś ekstremalny oczywiście, ale jednak... Jednocześnie byłam szczęśliwa z wyzwania, szczęśliwa, że S. jednak nas obydwie przekonała, żeby z domu się ruszyć, szczęśliwa, że wreszcie ktoś mnie zmobilizował i na torre udało mi się wejść, szczęśliwa z naszego pobycia razem i pogadania - po raz pierwszy od prawie pół roku!
Mojego długu wdzięczności i tak nigdy nie spłacę, po tym jak S. pod swoim dachem gościła Tomka przez chyba tydzień, kiedy majowa powódź odcięła nam drogi na nizinę. Poza tym, tu już nawet nie o to spłacanie chodzi, tylko o szczerą radość ze wspólnego dnia, z rozmowy, ze spritza, z odkrywania nowego. Umówione byłyśmy już miesiąc wcześniej i cel naszej wyprawy pierwotnie miał być inny. Kiedy jednak w piątek wieczorem usłyszałyśmy się przez telefon, żadna z nas nie była szczególnie zmotywowana. Albo inaczej - ta motywacja w nas była, tylko została nieco zdeptana przez różne życiowe troski. Wiadomo, każdy ma swoje...
To S. ostatecznie podjęła decyzję za nas dwie, żeby GDZIEŚ jechać i potem już razem stwierdziłyśmy, że teraz nie moment na dalekie wyprawy, dlatego właśnie padło na Bolonię. Kilka minut po tej rozmowie przyszła wiadomość od S. - "a na torre już kiedyś byłaś?"
Nie byłam i aż zatarłam ręce z radości, na myśl o czymś nowym, bo przecież bolońskie chodniki poleruję ostatnio dosyć często.
Nie patrz w dół i spokojnie oddychaj - mówiłam sobie w myślach, kiedy wspinałyśmy się po stromych drewnianych schodkach. Pomyślałam też o mojej Ance, że chyba wykończyłaby się nerwowo, gdybym jej coś takiego zaproponowała.
Żeby dotrzeć na górę i cieszyć się najpiękniejszą panoramą Bolonii, tych schodków trzeba pokonać w sumie 498! La Torre degli Asinelli jest najwyższa krzywą wieżą na świecie. Została wybudowana pomiędzy 1109 a 1119 rokiem. W czasach średniowiecza Bolonia naszpikowana była takimi wieżami, szacuje się, że powstało ich ponad sto. Dziś zachowały się tylko 24, a Torre degli Asinelli wraz z jej niższą siostrą - wieżą La Garisenda - stały się symbolem miasta.
Nazwa Asinelli to oczywiście nazwisko rodu, który wybudował tę wieżę. Tak jak w wielu innych miastach Włoch, tak też i w Bolonii rywalizacja pomiędzy najsilniejszymi rodzinami przekładała się na budowanie wież.
Z Torre degli Asinelli wiąże się kilka anegdotek, ciekawostek i przesądów.
- Wiesz, że już nigdy nie zrobisz dyplomu? - powiedział Tomek, kiedy przy kolacji dzieliłam się moim małym wielkim sukcesem.
- Nie zrobię w Bolonii, wiem! Mam nadzieję, że gdzie indziej już tak. Na szczęście ty masz jeszcze większy lęk wysokości niż ja, więc pewnie nie będziesz nawet próbował.
- A ja bym z jednej strony wszedł, żeby ci pokazać, że to tylko gadanie, ale z drugiej strony trochę się cykam, bo ciągle mi mówisz o tych twoich przesądach i może coś w nich jest!
O Torre degli Asinelli to akurat nie mój przesąd, tylko boloński. Podobno żaden student przed obroną pracy magisterskiej nigdy nie wchodzi na wieżę, bo to przynosi pecha i nigdy bolońskiego dyplomu nie otrzyma. Jest też jeden "dobry" przesąd - legenda mówi, że na szczycie wieży znajduje się rozbity dzban, który miał symbolizować zdolność Bolonii do rozwiązywania problemów i konfliktów. Kiedy wdrapywałyśmy się wczoraj na wieżę, pomyślałam, że jesteśmy trochę jak pokutnice, które w intencji pozbycia się z głowy trosk i rozwiązania pomyślnie swoich spraw, chcą znaleźć się tam, gdzie drzemie moc rozbitego dzbana.
Kolejna ciekawostka - tym razem kulinarna, o której już dawno temu pisałam - bolońska tagliatella, czyli typowy dla tego miasta makaron po ugotowaniu powinien mieć szerokość 8 milimetrów. To jest dokładnie 12.270 część wysokości wieży Asinelli.
Nie ma innej możliwości niż tylko te nieszczęsne schody, żeby dostać się na szczyt wieży. Wyprawa jest oczywiście odradzana osobom cierpiącym na klaustrofobię i na lęk wysokości. Co ciekawe w przeszłości - po raz pierwszy już w 1887 roku - pojawiły się plany skonstruowania windy, ale realizacja tych planów nigdy nie doszła do skutku.
Ostatnia już ciekawostka wiąże się z wyborem papieża Leona X w XVI wieku. W czasie świętowania tego wyboru została wystrzelona kula armatnia. Niestety tak niefartownie, że uderzyła w samą Torre degli Asinelli.
Wejście na wieżę kosztowało mnie dużo strachu, ale kiedy zeszłam byłam szczęśliwa, że udało mi się ten lęk pokonać. Składając życzenia świąteczno noworoczne wszystkim, w tym sobie samej, życzyłam - żebyśmy się nie bali...
Jeden z moich lęków dał o sobie znać wczoraj. Wierzchołek góry lodowej. Jednak z takim lękiem łatwo się rozprawić, z innymi bywa dużo trudniej. S. też ma swój lęk. Każdy jakiś ma. Trzeba próbować je pokonać, nawet jeśli czasem wydaje się to niemal niemożliwe.
Nie byłabym sobą, gdyby zadowoliła się tylko dreptaniem po znanych miejscach - nie licząc oczywiście wejścia na torre. Jeszcze w pociągu wyczytałam, że Bolonia miała kiedyś... port! Tak, tak - port! Wydaje się to nieprawdopodobieństwem, bo przecież miasto leży w głębi lądu.
Port powstał w XVI wieku, kiedy bardzo rozwinął się na tych terenach transport wodny. Wszystko to za sprawą rzeki Reno i gęstej sieci kanałów. Nazwano go il Navile, a wraz z nim wybudowano też punkt celny - la Dogana. Architektonicznie przypominał on bardziej kościół, a ponieważ było to też miejsce, gdzie przychodziły praczki, dlatego la Dogana szybko zyskała przydomek La chiesa delle lavandaie (kościół praczek).
I port i budynek celny zostały wyburzone w 1934 roku. Dziś to miejsce zostało rewitalizowane i jest miłym ustroniem, by odetchnąć od zgiełku miasta. Jeśli chcielibyście je odnaleźć, musicie kierować się w stronę muzeum sztuki współczesnej Mambo, to za jego plecami znajduje się Parco del Cavaticcio - pamiątka po dawnym porcie.
To był krótki, ale intensywny dzień. Słoneczna, gwarna Bolonia, dobre wibracje, rozmowy bez końca, kilka turystycznych atrakcji, ale też spontaniczna trasa portykami na uboczu. Mam nadzieję, że nie będziemy musiały czekać kolejne pół roku, żeby znów gdzieś razem powojażować.
Grazie S.!
Kolejny tydzień na starcie z kamieniem w żołądku. Żadne wieści w kwestii lokum w sobotę nie przyszły, więc moja i tak nikła nadzieja, już całkiem przygasła. I co najgorsze - teraz to ja już naprawdę nie wiem... Czuję się bezsilna i sama z tym wszystkim.
No nic... Niech to się jakoś toczy! Może choć odrobina mocy z rozbitego vaso na bolońskiej wieży pomoże dokonać cudu. Dobrego poniedziałku!
VASO (wym. wazo) - to dzban albo wazon
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze