Modigliana znów stroi się w krynoliny - Feste dell'Ottocento 2023
niedziela, września 24, 2023Kolejna spokojna noc. Wstrząsów jest coraz mniej i są coraz mniej wyczuwalne. Czekam aż słowo "Marradi" w ogóle zniknie ze spisu aktualnych aktywności sejsmicznych. Wtedy całkiem odetchniemy. Tymczasem nie ma sensu wciąż o tym pisać, tym bardziej, że przecież już od kilku dni czeka relacja z zeszłotygodniowych Feste dell'800 w Modiglianie, których największą ozdobą są żywe obrazy Silvestro Lega.
Moje tegoroczne uczestniczenie w imprezie przez niedyspozycję Mario przez chwilę stanęło pod znakiem zapytania, ale koniec końców dotarliśmy i całe szczęście, bo w tym roku mieszkańcy przeszli samych siebie. Mam wrażenie, że podobne refleksje mam każdego roku, a to znaczy, że jest tylko piękniej i piękniej! Ja ponadto spotkałam się twarzą w twarz z pewną dobrą duszą i to kilka ładnych lat od pierwszego spotkania i na koniec jeszcze wróciłam do domu z bardzo miłymi pamiątkami.
Po raz pierwszy zawitałam na dziewiętnastowieczne festy do Modigliany chyba w 2015, a może 2016 roku. Zachwyciły mnie tak bardzo, że od tamtego razu staram się być zawsze obecna. Wydarzenie ma miejsce niezmiennie w trzeci weekend września i trwa zwykle trzy dni - już od piątku, przy czym największą atrakcją są oczywiście, wspomniane już żywe obrazy Silvestro Lega, który tutaj się urodził i stał się potem jednym z głównych przedstawicieli grupy Macchiaioli.
I o Silvestro i o Macchiaioli i o Modiglianie pisałam nie raz i nie dwa, samymi obrazami i festą, też zachwycam się każdego roku, więc trudno mi uniknąć powtórzeń. Gdyby te wszystkie opowieści ktoś chciał mieć na papierze, tego zapraszam do lektury Nieznane Toskania i Romania. Gdzie Dante mówi dobranoc.
Wiadomo, że niektóre obrazy się powtarzają, ale nawet te powtarzające się zachwycają na nowo, bo zwykle umiejscowione są inaczej i odgrywane są przez inne osoby. Za każdym razem są też oczywiście obrazy nowe, więc krążenie po miasteczku i szukanie ich w zakamarkach to jak poszukiwanie skarbu.
Każdego roku obiecuję sobie, że następnym razem i ja zadbam o mój kostium, bo takie uczestnictwo jest przez organizatorów szczególnie mile widziane. Stajemy się wtedy częścią jednego wielkiego obrazu. Na obiecankach do tej pory kończyłam, ale po tych festach obiecaliśmy sobie z Mario, że za rok to już naprawdę trzeba, bo w tym roku przybywający przeszli samych siebie. Podziwianie obrazów i obserwowanie spacerowiczów było taką samą przyjemnością. Niektóre kostiumy zachwycały szczególnie, a we mnie obudziła się znów mała dziewczynka, która chętnie tak zestrojona choć jeden dzień poparadowałaby w krynolinie, falbankach i rękawiczkach.
Macchiaioli w swoich obrazach upodobali sobie dwa tematy - zwykłe życie (moje ulubione) i Risorgimento, czyli czasy jednoczenia Włoch. Nie zabrakło więc w Modiglianie inscenizacji ze starć Garibaldczyków i Austriaków.
Dla kogoś, kto naprawdę kocha sztukę, taka festa to ekstaza dla oczu. Ale to też wielka przyjemność dla uszu, bo nie brakuje oczywiście muzyki i ogólnie dla ducha, bowiem Feste dell'Ottocento są trochę jak podróż w czasie. Jakby człowiek na chwilę porzucił swoje aktualne zmartwienia i znalazł się w innej epoce, w innym wymiarze, odrobinę jak w bajce. Zostawiam tu link do rolki instagramowej.
Poza kostiumami, inscenizacjami, muzyką, punktami gastronomicznymi i zabawą, place i uliczki Modigliany wypełniają oczywiście stragany. Można kupić na nich lokalne produkty, w tym słynne słodkości z Modigliany, rękodzieło, biżuterię, "cuda wianki" oraz używane książki. I mnie oczywiście przyciągnął ten ostatni stragan, tym bardziej, że na części stoiska znajdowały się książki o lokalnej tematyce - wszystko poświęcone Modiglianie i tej części Romanii. Takie egzemplarze są szczególnie cenne, bo zwykle ukazują się w małym nakładzie.
Najpierw wzięłam do ręki jedną pozycję, ale szybki przelicznik, że to moja jedna lekcja, obudził niestety mój zdrowy rozsądek i z bólem serca odłożyłam książkę na miejsce. Teraz z wiadomych względów nadszedł czas szczególnego zaciskania pasa. Prześlizgnęłam się wzrokiem po innych tytułach i zaraz chwyciłam do ręki coś, co porostu MUSIAŁAM mieć, nawet jeśli - jak się zaraz okazało - również miało wartość jednej lekcji.
Podałam książkę właścicielce straganu, a ta uśmiechnęła się do mnie i powiedziała:
- Bardzo mi miło, bo tę akurat napisałam ja.
- Davvero? - ucieszyłam się - to w takim razie ja poproszę tę książkę z autografem!
I tak wróciłam do domu z niezwykle dla mnie cenną "Pruvì a dil en itagliã. Parole, espressioni e detti nel dialetto della Romagna Toscana" i poznałam kogoś, kto tak jak ja, lubi opowiadać historie - Albertę Tedioli.
Z tego dnia mam zatem piękną pamiątkę, a oprócz niej coś jeszcze - dwa nowe notesy, które czekają na wypełnienie się słowami.
Tak oto minął tydzień. Bardzo trudny tydzień. Dziś mam nadzieję na miły, krótki przerywnik w taplaniu się w troskach, a jutro znów wrócę do siłowania się z problemami i nadal z utęsknieniem będę wypatrywać dobrych wieści.
KRYNOLINA to po włosku CRINOLINA
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze