Pigara
Jeszcze jedna kwestia przypadku, czyli o tym jak dym zaprowadził do grzybów.
sobota, września 30, 2023I znów o wszystkim zdecydował przypadek. Czy też może powinnam powtórzyć za Terzanim - nic nie zdarza się przypadkiem?
Kolejne wolne popołudnie.
Jedno wolne popołudnie jest luksusem przez duże L, ale już dwa wolne popołudnia, jedno po drugim, są nieprzyzwoitą rozpustą. Postanowiłam ten czas wykorzystać co do "kropelki", bezczelnie nie przejmując się tym, że w domu jest do nadrobienia stos zaległości.
Wczesnym popołudniem "kulawy" Ranger zatrzymał się pod Domem z Kamienia i zaraz obraliśmy cel w kierunku San Benedetto. Postanowiliśmy zrobić sobie spacer do prawdziwego kamiennego domu, zajrzeć do gaju kasztanowego i poszerzyć foto kolekcję o kolejne jesienne kadry.
Ledwie minęliśmy tabliczkę Biforco, zadzwonił Mikołaj, który wracał właśnie ze szkoły.
- Czy w Biforco pali się las? - zapytał.
- Gdzie?
- Widzę dużo dymu.
Odwróciłam się za siebie i rzeczywiście najbliższą grań spowijała chmura gęstego dymu.
- Za Biforco pali się las - zrelacjonowałam Mario.
- Przecież wiesz, że teraz sprzątają gaje kasztanowe - uspokoił obojętnym tonem.
- Wiem, ale znam to miejsce i tam gaju nie ma.
Po tych słowach Mario postanowił zawrócić Rangera i zweryfikować źródło dymu. Na szczęście szybko się okazało, że kilkaset metrów za Bifroco ktoś rzeczywiście urządził sobie leśne porządki. Trochę dziwne, bo przy obecnej suszy, to zabawa dosyć ryzykowna.
- Wiesz co? To jak już tu jesteśmy, to może pojedźmy na Pigarę, zamiast do "domu medyków".
Mario przez chwilę się zawahał.
- Nie pamiętam jaka tam była droga.
- Aaa szlag! Zapomniałam, że nie mamy amortyzatorów. Ale wydaje mi się, że droga tam była całkiem dobra, przecież moi goście wjechali zwykłymi samochodami.
I tak oto w przedostatni dzień września 2023 roku zawitaliśmy na Pigarę, do najbardziej szlachetnego ze wszystkich kasztanowych gajów jakie znam. Do gaju, który kilkaset lat temu posadzili mnisi z klasztoru Vallombrosa. Tych, którzy chcieliby o samym miejscu przeczytać więcej odsyłam do Nieznane Toskania i Romania. Gdzie Dante mówi dobranoc.
- Pigara to zawsze Pigara - powiedział Mario tonem pełnym szacunku.
Wiele jest w naszych Apeninach gajów, z tego w końcu słynie cała okolica. Mam swoje ulubione castagneti, do których niewtajemniczonym trudno nawet trafić. Pigara jest najsłynniejszym gajem i można powiedzieć, że też najłatwiejszym. Najłatwiejszym na spacer i bez problemu przy kilku wytycznych można ją odszukać. Pigara jest jak naturalne muzeum, jak niemy świadek historii.
- Gdyby tak mogły mówić... - zamyślił się znów Mario.
Przeszliśmy pod rozłożystymi koronami, pozaglądaliśmy w wydrążone piorunami pnie, przystanęliśmy przy przeanalizować granie po drugiej stronie doliny i w końcu doceniliśmy artystyczną ingerencję człowieka, której ślady widoczne były tu i tam.
Na przykład pień po wyciętym kasztanie został przekształcony w tron. Bez chwili namysłu zaczęłam pozować jako samozwańcza królowa Pigary. Bawiliśmy się zdjęciami, zachwycaliśmy wrzosem, uśmiechaliśmy do gorącego wrześniowego słońca i żartowaliśmy:
- Szkoda, że klucze zostawiłem w samochodzie. Zrobilibyśmy żarcik. (Mario ma przy kluczach drewniany breloczek w kształcie grzyba)
- A pamiętasz jak poszliśmy kiedyś na Monte Colombo i jak sfotografowałam jedynego grzyba jakiego znaleźliśmy, a zaraz potem pół Marradi ruszyło szturmem na poszukiwania?
- A to co? - Mario schylał się do czegoś na ziemi.
W ułamku sekundy drugie "coś" niespełna metr dalej, wypatrzyło moje oko.
I tu posypało się tyle niecenzuralnych okrzyków radości, że ten fragment zmuszona jestem pominąć.
Trzymaliśmy w dłoni każdy swoje trofeum - po pięknym, dorodnym porcino i zachwytom nie było końca! Może tak naprawdę silniejsze nawet niż zachwyt było niedowierzanie.
Za nami ekstremalnie gorące lato i susza. Nawet dzieci w przedszkolu wiedzą, że grzyba się teraz nie uświadczy. Większe było prawdopodobieństwo spotkania leśnej wróżki niż znalezienia takich okazów! Prawdziwki toskańskie jak z atlasu grzybów!
Jak ochłonęliśmy, to zaraz zaczęły się cyrki ze zdjęciami. I z góry, i z boku, i całus, i tak, i siak, i film... Jak dzieci!
- Głowę dam sobie uciąć, że to jedyne grzyby w całej gminie Marradi! - śmiał się Mario.
- I znów popatrz jak to się wszystko dziwnie plecie. Gdyby nie Mikołaja alarm z dymem wcale by nas tu nie było. Wczoraj krowy zagnały nas do piekła, a dziś domniemany pożar na Pigarę...
- Czasem to życie jest dziwne. Jedziesz gdzieś i na przykład spadnie w tym miejscu meteoryt.
Popatrzyłam na Mario z dezaprobatą i wymownie przewróciłam oczami.
- Błagam... Nie rujnuj mi chwili!
Nim wyszliśmy z gaju Mario wypatrzył jeszcze trzy małe prawdziwki, dorodne i jędrne, jak ich nieco więksi bracia. W piątkowy wieczór na kolację była pizza z porcini, a dziś Kuchnia w Kamiennym Domu przewiduje wykwintne tagliatelle.
Oto jak pięknie żegna się z nami wrzesień. Wczoraj przypomniało mi się jak ledwie wczoraj żegnałam sierpień w Livorno, a tu już przyszedł czas pożegnać wrzesień. Niczym romantyczny spacer przed dłuższym rozstaniem. To popołudnie na Pigarze podsunęło mi jeszcze jedną myśl, ale o tym już wkrótce, kiedy już minie kasztanowy szał.
Pięknej soboty!
PRAWDOPODOBIEŃSTWO to po włosku PROBABILITÀ