Po raz pierwszy na blogu pewna marradyjska opowieść

środa, sierpnia 09, 2023

Dom z Kamienia bitwa Scalelle

Bardzo się zdziwiłam, kiedy po 5.00 rano na dźwięk upiornego budzika otworzyłam oczy i zobaczyłam ciemność. Możemy sobie zaklinać lato - wszak to "dopiero" początek sierpnia, ale jednak przez te kilka tygodni trochę tego dnia zeżarło... Bez obawy nie będę dalej brnąć tą ścieżką (przynajmniej nie dziś), nie będę też, jak każdego dnia, rwać sobie włosów z głowy i lamentować na brak bolońskiego lokum (udaję kwiat lotosu), zamiast tego mam dziś piękną opowieść marradyjską, której jakimś cudem nigdy na blogu nie było. O tej historii, którą kilka lat temu opowiedział mi Mikołaj, przypomniał kilka dni temu jeden z marradyjczyków. 
Posłuchajcie... 

24 lipca 1358 roku oczom marradyjczyków ukazał się sunący od północy tabun uzbrojonych wojsk. Przewodził im ubrany w zbroję potężny jeździec. Było ich podobno kilka tysięcy. Zatrzymali się i rozbili obóz w Biforco u stóp Castellone, wzbudzając wśród miejscowych ogromny przestrach. Chłopi zeszli z pól i wszyscy pozamykali się w domach, czekając w napięciu, co się wydarzy. 

Po pewnym czasie postanowili jednak wystawić głowę za próg i pokazać przybyłym, że to miejsce gościnne i przyjazne. Niektórzy przed dom wystawili to, czym mogli nieznajomych ugościć, inni natomiast zebrali się na więcej odwagi i swoje dary zanieśli pod sam obóz. Niestety szybko się okazało, że wojacy nie mieli wcale pokojowych zamiarów. Zaczęli początkowo wyśmiewać chłopów, obrażać ich, co też szybko przerodziło się w bardziej agresywne działania. Wojsko ruszyło do plądrowania domów, podpalania stodół, zaczęło wdawać się w bójki z miejscowymi i gwałcić marradyjskie kobiety. Wszystkiemu przyglądał się biernie potężny dowodzący. 

Był nim przybyły z północy Conte Corrado Lando - germański kondotier, który prowadził oddział najemników. Bezlitosne wojsko do późnych godzin nocnych rozprawiało się z marradyjską ludnością. Rankiem 25 lipca Lando zarządził wymarsz i skierował swój oddział w stronę Campigno - kilka mil od Biforco. Kierując się w stronę wyższych gór musieli pokonać wąską przełęcz Scalelle. Tam właśnie przystanęli na posiłek. Wtedy to Conte, który w końcu ściągnął swój hełm, wypatrzył coś migającego w górze. 

Przed najemnikami wznosiła się naturalna barykada wzgórz oblepiona gęsto marradyjczykami, którzy już w nocy zaczęli szykować zasadzkę. Uzbrojeni w łopaty, widły, kije - jednym słowem w to co mieli, postanowili zemścić się za złe potraktowanie. 

Wojsko skupiło się ciasno, jak przestraszone zwierzę, bo oprócz liczebności ludu, która robiła wrażenie, dał się też słyszeć głuchy łoskot. Były to potężne głazy, które miejscowi zaczęli spychać w dół doliny, prosto na maszerujący oddział. Większość żołnierzy porzucając ciężką zbroję próbowała ratować się ucieczką wzdłuż potoku, ale ostatecznie wszyscy - wraz z Conte Lando - zostali pojmani i wzięci przez prostych chłopów do niewoli. Podobno do ostatnich dni był to dla Lando wielki dyshonor, że on wielki, wyszkolony wojownik i jego wojsko dali się rozbroić i pokonać zwykłym chłopom. 

Wieść o tej porażce zaczęła zataczać coraz szersze kręgi. Zwycięstwo prostych ludzi stało się inspiracją dla artystów. Podobno istnieje średniowieczna pieśń zatytułowana Lament Conte Lando. Najbardziej jednak zadziwiająca i komentowana była odwaga maradyjskich kobiet, które stanęły do walki na passo Scalelle ramię w ramię z mężczyznami. Podobno ta historia zrobiła wrażenie nawet na Boccaccio, który w swojej książce poświęconej kobietom wspomniał marradyjki jako dumne i odważne (fiere e ardite). Dobrze być jedną z marradyjskich kobiet... 

Dziś główny plac w Marradi, który wszyscy przybywający wspominają potem z rozczuleniem, nazywa się piazza delle Scalelle. W miejscu bitwy natomiast stoi dziś kolumna, a w jeden z głazów wtopiona jest pamiątkowa tablica. O tamtych zdarzeniach i przede wszystkim miejscach pisał ponad sto lat temu wspomniany niedawno Dino Campana. Nazywał je "barbarici", co znaczy barbarzyńskie. Jeśli będziecie w okolicy rozejrzyjcie się dokładnie, wzdłuż drogi nadal leży mnóstwo głazów, dziś porośniętych puchatym mchem. Śpiące głazy są niemal jak drzemiące stwory, które jeśli tylko mogłyby się obudzić, miałyby wiele historii do opowiedzenia. Nad całą doliną góruje natomiast Riva Bianca... Ale o tym już kiedyś było... 


Pięknej reszty dnia!


Spodobał Ci się tekst?

Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:

  • Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
  • Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
  • Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.

PODOBNE WPISY

0 komentarze