Apogeum niehumoru, San Lorenzo i średniowieczny język
piątek, sierpnia 11, 2023Czwartek stał się apogeum złych nastrojów. Byłam zmęczona już samym faktem, że jestem zmęczona i zniesmaczona ludzką... hm, nawet sama nie wiem czym.
Nigdy nie ukrywałam, że od kiedy mieszkami w Italii, nie mam potrzeby asymilowania się z żadnymi grupami polonijnymi. Mam w tej kwestii swoje zdanie, nie do końca pewnie popularne, więc wolę zachować je dla siebie i trzymać się na uboczu. Jednak w ostatnim czasie pchana desperacją - mowa oczywiście o szukaniu lokum dla Tomka (story of my life!) postanowiłam dołączyć do kilku grup fejsbukowych i tam szukać pomocy. Jak trwoga, to do Boga - tak mawia czasem moja Mama. Szybko jednak przekonałam się, że moje uprzedzenia nie są bezpodstawne i kolejny też raz utwierdzam się w przekonaniu, że warto jednak ufać własnej intuicji.
Zastanawiam się tylko, po co ludzie to robią...
Ktoś po moim ogłoszeniu kilka dni temu zadzwonił do mnie, pogawędziliśmy sobie miło, umówiliśmy się na koniec tygodnia i... Wprawdzie propozycja od początku wydawała mi się zbyt piękna, żeby nie powiedzieć niemożliwa, ale jednak się łudziłam. Na próżno. Ten ktoś zrobił sobie tylko taki żarcik. Po co? Nie wiem i nie potrafię tego zrozumieć.
Oczywiście social media to wylęgarnia spamu i oszustw - wiadomo, ale ja chyba żyję w jakiejś moralnej bańce i zwyczajnie po ludzku pewnych mechanizmów nie pojmuję.
Na szczęście dla równowagi jest też antidotum na podłość i żeby nie było samego marudzenia - kłaniam się nisko moim Czytelnikom! Bardzo dziękuję wszystkim dobrym duszom za chęć pomocy, za zainteresowanie, za rozsyłanie wici, za zawracanie sobie głowy naszą sytuacją. Jestem całym sercem wdzięczna.
Nie poddajemy się. Szukamy dalej, choć moment teraz fatalny, bo sierpień to czas, kiedy wszyscy są na wakacjach.
Wiem, że wiele osób radzi nam z serca, ale może w kilku słowach podsumuję:
- szukamy nie tylko w Bolonii, ale i w szeroko pojętych okolicach (choć po dzisiejszym z wielu względów dniu z ukierunkowaniem na stolicę regionu).
- nie szukamy już niezależnego mieszkania, tylko pokoju lub chociażby łóżka.
- sytuacja z akademikami wygląda marnie, niby są, ale też możemy starać się o miejsce za kilka miesięcy, może nawet za rok. Nie bez powodu studenci w ostatnich miesiącach urządzają protest.
- przy kilku kościołach jest opcja noclegu, ale to raczej awaryjne i krótkotrwałe rozwiązanie i też nie wygląda to różowo. Niektóre miejsca mają swoje religijne "wymagania".
Wczorajsze zmagania, kilka niemiłych rozmów, do tego przepracowanie, niewyspanie i sama nie wiem co jeszcze, wpędziły mnie w tak podły nastrój, że ani piękny koncert na placu, ani słodkie ciambellini, ani samotny spacer w wieczór świętego Lorenzo nie były w stanie zrelaksować zmarszczonego czoła i poprawić humoru.
- Ale o co chodzi z tym Lorenzo?
- No jak to o co chodzi? Dziś jest San Lorenzo, święto patrona Marradi. Zawsze tego dnia odbywał się finał turnieju Graticola d'Oro. Rozumiesz? San Lorenzo patron kucharzy i grill jako nasze lokalne trofeum.
- Co Mama powiedziała? - Mikołaj aż przystanął.
- W którym momencie się zgubiłeś?
- Że patron kucharzy?
- No tak. Był męczennikiem, którego maltretowali podobno na ruszcie.
- To wiem, ale zrobienie z niego patrona kucharzy to chore! - Mikołaj albo udawał albo był na serio zbulwersowany, czasem trudno się połapać. - Niech sobie Mama wyobrazi, że pewnie grupa kardynałów usiadła razem i zarządziła: "ej zróbmy z Lorenzo patrona kucharzy, to będzie takie zabawne! Ah Ah Ah..." - Mikołaj sparodiował rubaszny śmiech.
- Pewnie też dlatego, że taki mieli przy tym ubaw, zrobili z San Lorenzo również patrona komików. To wiele wyjaśnia - włączył się Tomek.
Mikołaja wywód na temat świętych i ich patronowania trwał dłuższą chwilę i trzeba przyznać, że wiele jego uwag trafiało w punkt, ale te wywody pozostawię już off the record.
- Wyspałaś się? - zapytał Tomek, kiedy po 5.00 rano siedzieliśmy w kuchni Domu z Kamienia i szykowaliśmy się do drogi.
- Zważywszy na to, że przez trzy dni z rzędu wstaję o piątej, to... cholernie!
- To bardzo średniowiecznie zabrzmiało - zamyślił się.
- Że cholernie?
- Nie, to całe zdanie... Jak ty to powiedziałaś: zważywszy...?
- "Zważywszy na to, że przez trzy dni z rzędu wstaję o piątej..."
- Właśnie! Tak dużo "żżżżż" i w ogóle w stylu "wać pan" i tak dalej.
- Czy ty jesteś gotowy do drogi?
- Prawie.
O tym, co fotografowałam w Bolonii, co wskóraliśmy i jak nam minął boloński dzień - już jutro.
Pięknego wieczoru.
KOMIK to po włosku COMICO
I na koniec znów dla przypomnienia. Pozwolę sobie co jakiś czas spamować, może pewnego dnia nasza praca zostanie doceniona i zauważona.
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
0 komentarze