Rocznicowo - sentymentalnie, czyli pierwsza dziesiątka na liczniku
wtorek, czerwca 20, 2023Znamy już datę Tomka matury. Był szczerze ubawiony faktem, że będzie zdawał jako pierwszy. Nie zdradzę dokładnie kiedy, bo znów Tomek ustawi mnie do pionu, że robię mu z życia Truman Show. Pozwolę sobie jednak zdać choć skromną relację już po fakcie. To jeszcze kilka dni! Na jego egzamin zapowiedzieli się pierwsi widzowie - trzech kolegów. Ja nawet o tym nie myślę. Po pierwsze sam Tomek nie chciałby, a poza tym mnie kosztowałoby to chyba więcej stresu niż moja własna matura.
Czytelnicy, którzy śledzą bloga od dawna, być może pamiętają, że w Italii jest taki właśnie zwyczaj - czy to egzamin gimnazjalisty, czy maturalny czy obrona pracy magisterskiej - można wejść jako widz i sobie posłuchać.
Kiedy ogłoszono datę Tomka egzaminu, kamień spadł nam z serca, bo na szczęście nie jest to 7 lipca, czyli Tomka urodziny i koncert Boba Dylana! Pamiętacie moje polowanie na bilety?
Teraz tylko niech zda, niech dyplom weźmie w garść, niech zawiezie go do Bolonii (już na samą myśl bycia matką studenta jest mi dziwnie) i niech na 100% zaczyna swoje wakacje - ostatnie licealne wakacje - najpiękniej jak się da.
A w kwestii wakacji... Znów będzie sentymentalnie.
Czerwiec to mój ukochany miesiąc. Piszę o tym każdego roku. Na przykład tu było kilka słów aspirujących do poezji. Pisałam też o tym, że za jeden dodatkowy czerwiec, mogłabym przehandlować cały listopad, bo czerwiec to kwintesencja słodyczy życia.
Mój czerwiec, poza tym, że jest piękny, jest też zwykle bardzo sentymentalny. To w czerwcu mniej więcej o tej porze szesnaście lat temu pakowałam walizkę i szykowałam się do pierwszych toskańskich, marradyjskich wakacji. To były te wakacje, które zmieniły wszystko. Lubię mówić, że były to wakacje, z których już nigdy do końca nie wróciłam. Dwa tygodnie później, kiedy siedziałam w Brisighelli na tej samej ławeczce, która jest na zdjęciach dopadło mnie przekonanie, że to jest moje miejsce na ziemi, że ja nie powinnam nigdzie wyjeżdżać. Dalszy ciąg historii już chyba wszyscy znają.
Oczywiście wyjechałam, potem znów wróciłam i jeszcze raz wyjechałam i jeszcze raz wróciłam i tak do 2013 roku...
W czerwcu 2013 znów ruszyliśmy z warszawskiego domu na nasze włoskie wakacje. Wtedy już do naszego pierwszego lokum bardziej na serio, spędzaliśmy tam czas od końca 2010 roku. Ruszyliśmy w atmosferze pełnej nerwów i napięcia, źle się w tamtym czasie działo. Czułam się trochę tak jakby los przyparł mnie do muru, potrząsnął mną i powiedział: zdecydujesz się w końcu, odważysz czy tak będziesz czekać i czekać na ten lepszy moment.
Nie ma lepszych momentów.
W 2013 przyjechałam do Marradi i już nie wróciłam. W tym roku mija dokładnie 10 lat naszego włoskiego życia. Dziesięć wyjątkowych, czasem bardzo trudnych, ale jednocześnie bardzo pięknych lat naszej biforkowej historii.
W niedzielę usiadłam na tej samej ławeczce, na której siedziałam w 2007 roku. Było mi ciepło na duszy, ckliwie, sentymentalnie... Ile rzeczy się przez ten czas zmieniło...
Tomek bujał się wtedy na huśtawce - na drugi dzień kończył trzy latka. Życzenia składałam mu już w drodze, kiedy zatrzymaliśmy się na ostatnim włoskim autogrillu, a on przebudził się ze snu. Wszystkie następne urodziny obchodził już zawsze we Włoszech. Za kilka dni ten chłopiec z huśtawki zmierzy się z włoską maturą.
Życie nie przestaje mnie zadziwiać, nie przestaje wzruszać, a ja to moje włoskie życie kocham i celebruję z takim samym entuzjazmem jak dziesięć lat temu.
I czasem tylko przemyka przez myśl - a gdybym się wtedy przestraszyła i nie podjęła wyzwania? Gdzie byłabym teraz? Kim byłabym dziś, gdybym wtedy stchórzyła?
Jedną z rzeczy, jakiej nauczyłam się w tych latach jest na pewno to, żeby starać się nie dopuszczać do głosu strachu. Strach to marny doradca.
Dla przypomnienia druga część filmu, którą nagraliśmy razem z Mario w 2017 roku z okazji dziesięciu lat odkąd po raz pierwszy zawitałam do Marradi. Pierwszą część gdzieś wcięło, a drugą nadal można oglądać.
To był mój pierwszy hołd złożony tym okolicom, które stały się moją ojczyzną. Książki przyszły potem.
PRZEKONANIE to po włosku CONVINZIONE (wym. konwincjone)
bluzka: www.madame.com.pl
Spodobał Ci się tekst?
Teraz czas na Ciebie. Będzie mi miło, jeśli zostaniemy w kontakcie:- Odezwij się w komentarzu, dla Ciebie to chwila, dla mnie to bardzo ważna wskazówka.
- Jeśli uważasz, że wpis ten jest wartościowy lub chciałbyś podzielić się z innymi czytelnikami – udostępnij mój post – oznacza to, że doceniasz moją pracę.;
- Bądźmy w kontakcie, polub mnie na Facebooku i Instagramie.
3 komentarze
Kasiunia, ty piękna i silna kobieto. Jesteś wspaniała! Cieszę się bardzo, że Cię znalazłam :) Halina
OdpowiedzUsuń10 lat?! Jejku ależ ten czas pędzi! Musimy Was odwiedzić z tej okazji !😁 piękne wspomnienia mamy!
OdpowiedzUsuńTia też jestem przekonany że tamta decyzja, żeby zostać była najlepszą z możliwych :)
OdpowiedzUsuńPiotrek